Nie ma to jak przejechać 600 km po czarnej drodze, po czym zakopać się przed własną osobistą bramą, nes pa?
Przydałby się na taka pogodę jakiś duży samochód z napędem na cztery koła.
Ależ chwileczkę. Chyba nawet mamy taki samochód, tylko że… W warsztacie! Hej! Od dwóch tygodni!
(Już naprawdę nie wiem, jak z nią rozmawiać. Napluć do baku czy kupić nowe… NOWE CO? BO JUŻ WSZYSTKO MA NOWE!!!!…)
Widzieliśmy po drodze tyle saren, ale to TYLE saren, które biedne, głodne, wyszły na pola szukac jedzenia, że to az nieprawdopodobne. Nie widziałam dotychczas STADA saren. Dwie, trzy, cztery to już był ewenement. A tu – STADA, całe stada na polach, biedactwa. Natomiast jakos nie widziałam zadnego ekologa, który by je przyjechał nakarmić. W sumie sarny zazwyczaj nie biegają z portfelami, więc co to za interes. Lepiej się przykuć w obronie ślimaka białouchego w bogatej gminie, albo stanąc w kolejce po szmal z emisji CO2.
W Świnoujściu tradycyjnie pojechaliśmy na zakupy do Niemca. To jest strasznie fajne, że my jeździmy do nich na zakupy, a oni do nas, i obie strony uważają, że zrobiły świetny interes. Aż trudno sobie wyobrazić, że kiedys tak NIE BYŁO. I żeby kupić sobie mrożone precle, jogurt rabarbarowy, sałatkę kartoflaną albo te fajne kwaśne napoje Linee, musiałabym stac w kolejce na granicy czy przechodzić rewizje osobistą. No i mieć paszport (Chryste Panie, musze złożyć wniosek paszportowy).
No i u Niemca mieli coś bardzo fajnego: wydrążonego kokonuta, ściętego z trzech stron, tak, że ma trzy okrągłe okienka, wypełnionego tłuszczem zmieszanym z ziarnkami. Kupiłam naszym sikorkom takiego, niech się wypowiedzą, czy podoba im się taka forma konsumpcji. Jak zjedzą, to można tam napchać nowa porcję, natomiast w zyciu by mi się nie chciało piłować kokonuta.
Na razie (informacja z wczoraj) nie chcą tego jeść. To ja im wprowadzam powiew egzotyki w ich monotonne życie, a one co? Tylko słonecznik i słonecznik! Zadnej wdzięczności, naprawdę. Już ja was przegłodzę, wy małe pierzaste dranie.
N. dzis rano wpadł w nastrój filozoficzny i wspominał pewne PRL-owskie zjawisko, mianowicie kartkę „Przyjęcie towaru”. Bardzo to było osobliwe, bo kartka wisiała na drzwiach sklepu czasem i cały dzień, a towaru jakoś przez to nie przybywało. Następnie wraz z transformacją systemową, kartka zniknęła.
Za oknem facet odśnieża dach kościoła.
Proszę mi nie pisac w komentarzach, jak ktos lubi zimę. Lubcie sobie, ale nie piszcie tego na głos, bo naprawdę jeszcze ze dwa – trzy dni i wybuchnę. Na tyle oceniam mój zawór bezpieczeństwa.
a teraz to fakt, rzeczywiście, nie ma o czym dyskutować.
Jo – mnie zmęczyła ta rozmowa, znużyła. I co, ja mam Ci przedstawić wiedzę w pigułce? Wiedzę mieszczącą sie w książkach opisujących rózne przyjkłady i omawiających rożne aspekty tego samwgo problemu? I z jakiej racji? Z tej, ze w luzackim blogu, który czytam, gdy chcę odpocząć, pół żartem pół serio napisałam o niemiło zakończonym spacerze z psem i na koniec postawiłam retoryczne pytanie? Agresywny jamniczek, to nie to samo co agresywny bulterier…. Wrodzona agresja, to nie to samo co błędy właściciela.
Bulterierków nie całuje się w pyszczki, gdyż robi się wszystko, aby pies nie stał się psem alfa. Pudelek będąc alfa krzywdy nie uczyni. Bulterierek już tak.
Psy, którym potrafi odbić szajba, bo nie można liczyć, ze ZAWSZE zachowaja sie z wolą właściciela (na mojego wytresowanego owczarka belgijskiego mogłam liczyć, jemu szajba nie odbiła, owczarki są przewidywalne o ile nie trafi się jakiś niezrónowazony egzemplarz) a są nie do uspookojenia przez właściciela trzyma się na smyczy w miejscach, gdzie jest wiele psów i ludzi. Oglądanie, jak bulterier na oczach ludzi, w tym właścicieli zagryza na śmierć spokojnego kundella, który biegał sobie na spacerze było niezapomnianie niemiłym widokiem. Walczące psy można polać kubłem zimnej wody (inna sprawa czy jest pod ręką), można je odciagać, choc tu mozna przez swojego psa zostać ugryzionymn, bo zachowanie zostać moze odebrane jako atak. na bulteriery rady nie ma, bo to pies morderca. Będzie walczył do końca. Właściciel musi brać odpowiedzialnosć za swojego psa. Znałąm tylko jednego chłopaka, który wychował bulteriera na psa nie sprawiajacego kłopotów, był konsekwentny i wiedział, jak do tej rasy podejść. I znam kilka historii, też z własnego “podwórka”, gdy ukochane, spokojne, obcałowywane bulterierki zostały uśpione w wieku kilku lat. Wpływ na to miały błędy właścicieli. Moze wiec nei każdy powinien być włascicielem psa, który przy złym podejściu wymaga uśpienia? czy dowodem na dobre dbanie o psa, jest puszczanie go luzem i bycie daleko, gdzieś, bez zasiegu wzroku? Itd. nie mam czasu na dalsze tracenie energii w tych rozmowach.
warto czytać o psach, bo wiele rzeczy mozna się nauczyc z własnego doświadczenia (jakieś mam, bo od dziecka żyję z psami, tresowałam je itd., kolegowałam się hodowcą i treserem rotwailerów i też sie od niego paru rzeczy na temat psów nauczyłam), ale wiele mozna nauczyć się z książek. ksiażkowa wiedza przydała mi się, gdy miałam neurotycznego psa, trochę mi pomogła. Ponieważ problem, który potrafią sprawiać rasowe psy bierze się z tego, ze hodowcy kładą nacisk na “kształtowanie” rasy pod względem piękna, urody, a sprawy zachowania cech charakteru danej rasy jest sprawą traktowaną przez nich marginalnie lub pomijaną, to zdarzają się psy, które z opisem cech charaklteru daneuj rasy nei maja nic wspólnego i trudno za to winić właściciela. Właściciel, to nie cudotwórca. fakt, ze pies zadbany, wybiegany, wychowany w sposób madry, o ile nie ma wrodzonej agresji, bedzie psem łągodnym. STOP. Ja nie musze tego wiedzieć. Póki co dwa razy musieliśmny z meżem reagować, gdy właścicielom sie ich pieski wyrywały i umieli sie tylko drzeć, jak rzucały sie na naszego pudla. Wczoraj amstaff dostał smyczą czą w dupę od właściciela, który z wysiłkiem go ciagnął swoja stronę, gdy ten chciał podbiec do mojego psa i to niekoniecznie w celu konsumpcji.
Jo, Ty masz rację, ja mam spokój.
do krokodyla.
“W kwestii posiadania psów agresywnych ras przez każdego chętnego będę zawsze na nie, Jo. Wiele tych psów może się zachować w swoim życiu w sposób zaskakujący, nieprzewidywalny, nawet gdy są dobrze ustawione. O tym, juz nie piszesz, a to kluczowe”. Jasne, że nie piszę, bo dla mnie to oczywiste – każdy pies może się zachować nieprzewidywalnie, nawet jeśli jest jak to ujęłaś “ustawiony”. a szczególnie ten, który posiada na swoje nieszczęście właściciela idiotę. nieprzewidywalnie zachowują się ludzie, komputery, AGD, olaf skurvensson i parę innych rzeczy na tym świecie. a konkretnie wszystkie, które przychodzą mi go głowy. a psy to dlaczego niby nie?
“Nieprawda, że takie sytuacje zdarzają sie wyłącznie w zapadłych dziurach i dot. li tylko zaniedbanych psów”. Oczywiście, że nieprawda. napisałam “w większości”.
“Cóż, chciałabym, żeby spacer z psem kojarzył się z relaksem. Zdaję sobie sprawę, że i psom ras niegroźnych zdaża się wrodzona agresja.”
no to pytanie mam, konkretne: o jakich rasach agresywnych piszesz? które to są według Ciebie? bo to by mnie bardzo interesowało. skoro czytałaś książki behawiorystyczne, to może było tam napisane? i może jeszcze jak odróżnić agresję jak twierdzisz “wrodzoną” (pomijam choroby neurologiczne, guzy itd.), od tej spowodowanej błędami człowieka, czyt. właściciela idioty.
Jeśli dają ją za darmo – jest to rada;
Jeśli musimy zapłacić – jest to fachowe poradnictwo;
Jeśli z jednego lub z drugiego uda nam się skorzystać – jest to cud!
Eio – to Ty pojechałaś.
A Jo, a Jo była dowcipna. :-))
Żono Niczyja – nie jestem na nie, poza jednym, że rozczarowała mnie ostatnia Tokarczuk. ;-).
Gdyby właściciele psów byli tacy, jak Ty, nie miałabym żadnych obaw. kiedys nie miałam, bo kiedyś tam hen życie razem z psem nie było takie modne. 😉 Pamiętam, jak musiałam tłumaczyć jednemu sąsiadowi co pożytecznego mam z tego, że mieszka z nami pies. 😉 Coś tam wymyśliłam. ;-)) Tu, gdzie mieszkam mieszają się dwie Pragi. I mam obawy widząc amstafka, a nie widzać właściciela. Taka moja słabość. 🙂
Informacje o agresywnych rasach psów są mi znane. O behawiorystyce psów czytałam, Eia, niejedną ksiażkę, w ogóle dużo czytałam o psach i trochę tych psów miałam ( przez większość życia moja rodzina, a następnie ja braliśmy je ze schroniska na Paluchu). W kwestii posiadania psów agresywnych ras przez każdego chętnego będę zawsze na nie, Jo. Wiele tych psów może się zachować w swoim życiu w sposób zaskakujący, nieprzewidywalny, nawet gdy są dobrze ustawione. O tym, juz nie piszesz, a to kluczowe. Więcej znam sytuacji uśpienia psa rasy agresywnej, czy dotkliwego pogryzienia przez niego właściciela, czy innego psa, niż historii o spokojnych bulterierkach. Nieprawda, że takie sytuacje zdarzają sie wyłącznie w zapadłych dziurach i dot. li tylko zaniedbanych psów. Cóż, chciałabym, żeby spacer z psem kojarzył się z relaksem. Zdaję sobie sprawę, że i psom ras niegroźnych zdaża się wrodzona agresja.
Moje pytanie miało charakter retoryczny, choc marzyłam, żeby takim nie było.
eia -> nie było zamiarem mym nikomu i nijak pojechać, powiedziałam już że nie wdaję się w pyskówy. miało być co najwyżej z lekkim przymrużeniem oka, bo w tej konkretnej sytuacji i salomon do pełnego nie nasika.
Bosko jest:-)dawno nie było.
Ponieważ przez wiele lat byliśmy właścicielami amstafów i pittbulli,mogę z czystym sumieniem powiedzieć iż SMYCZ MA DWA KOŃCE!!!!Mój największy psi przyjaciel,nieodżałowany nieżyjący już pit,był oazą spokoju,był “na słowo”.Tylko myślę iż jego siła i różne “ciągoty” zostały przez nas ukierunkowane w stronę sportu.Był trzykrotnym mistrzem Polski w weight pulling-u.Nie raz byłam na takich zawodach,zawsze uśmiechałam się pod nosem widząc wiellllkiego właściciela w dresie,który nosił swojego pieseczka na rękach i całował po twarzy.Więc jak wszystko i środowisko bulowatych ma inne oblicze.
Teraz mam boksera,niby łagodne,mój nie jest,taki był od początku.Tylko ja poszłam z nim do szkoły,ma kaganiec i wykupiłam oc 🙂
Krokodyl,coś ty dziś taka na “NIE” :-)?Przeczytałam Tokarczuk,podobało mi się. Jestem wegetarianką od dziewięciu lat,tylko że ortodoksyjną w stosunku do samej siebie.Zupełnie nie interesuje mnie co kto je,komu sumienie(i chyba poczucie estetyki trochę:))na co pozwala.
Idę do roboty:-) pewnie kiedy wrócę dyskusja będzie miała smaczny ciąg dalszy(Baśka znowu w siodle:-))
ho ho poleciałaś, byle nie perłami przed wiadomo kim
Krokodyl ceesy skojarzyła z uspokajającym masażem dla pudelka, subtelnej behawioralnej aluzji nie wyczuła
obawiam się jednak, że na podatny grunt padł gaz pieprzowy i inne tego typu uprzejmości, a kończyć się to może w sposób wiadomy – informacją, że jakiś pies pogryzł histeryczną paniusię…
Jak powiedział jeden z Wielkich – W walce z głupotą nie ma wygranych, są tylko cudem ocaleni…
szkoda mi psa
krokodyl -> co do myśliwych przekwalifikowanych na golfa. 90% zacznie przy drugim dołku zapierdalać z kijem za motylami. też można powiesić na ścianie 🙂
dobra, to w oczekiwaniu na złoto sikory pogrzebię jeszcze kijkiem w tym mrowichu. a macie 🙂
krokodyl -> szukałaś rady nie od parady w temacie ras agresywnych.
myślę, że nie ma ras agresywnych. za to pełno debilnych właścicieli. zaręczam Ci, że w Twoim rozumieniu rasą agresywną staną się pudle i mopsy zaraz po tym, jak staną się popularne wśród napakowanych worków na testosteron.
są jednak psy z predyspozycjami wypracowanymi w trakcie kształtowania rasy. dlatego worki na testosteron lubią amstaffy i bullterriery. i ok, bulle hodowane były do walk ze zwierzętami (oraz do łapania szczurów), dlatego w stosunku do innych psów mogą być agresywne (choć bardzo często nie są, o czym za chwilę), w stosunku zaś do człowieka nie powinny przejawiać agresji. psy po walce musiały znieść bolesne niekiedy zabiegi opatrywania, a ten, który strzelał wtedy zębami w człowieka – sam dostawał strzała, raczej ostatecznego. w przeciwieństwie do takich np. rottweilerów, których zadaniem było stróżowanie i wpajano im średni szacun do ludzkiego mięsa.
nie dajcie sobie przyłożyć do głowy szablonu “pies morderca” i odbić go na czole przez “fakt” albo “super expres”. najwięcej zagryzień ludzi ma miejsce na wsiach, gdzie grasują na wpół zdziczałe burki w stadach).
widziałam wiele NORMALNYCH bullterrierów znoszących ze stoickim spokojem jazgot np. 3 jamników luzem, chcących je pożreć w całości i bez popitki (tylko ten kto ma jamnika jest w stanie sobie wyobrazić, jak to może wyglądać, prawda barbarella? :-)). NORMALNY bullterrier to wzór z sevres: wesołości, temperamentu (jak to zazwyczaj u terrierów, niekiedy w upierdliwym wydaniu, właściciele terrierów też wiedzą), i potrzeby bliskości.
co do rady nie od parady w temacie niepogryzienia pudelka na smyczy. rada ei była dobra krokodylu, masz nieco większe szanse na ocalenie skóry psa nie biorąc go na ręce. ale skoro nie pasi, to możesz także:
1. bronić psa osobiście:
a. gazem pieprzowym
b. pistoletem na wodę (było chyba)
c. zaintonowaniem (orgazmicznego pisku, pieśni liturgicznej, ryku starego po flaszce whisky itd)
d. walką wręcz (aikido, karate, taniec towarzyski, kopniak)
2. wzywać pomocy:
a. zadzwonić po męża/faceta
b. zadzwonić po straż miejską/policję
c. zadzwonić do prezydenta
3. negocjować z właścicielem agresora, w celu opanowania psa:
a. zwyzywać (niepolecane)
b. odwołać się do jego uczuć obywatelskich w imię stosunków międzyludzkich
c. pokazać cycki celem owinięcia go sobie wokół palca (zasłaniając uprzednio oczy dziatwie)
4. wyjąć broń i zastrzelić gnoja.
obawiam się bowiem, że innych porad w takiej sytuacji, a skutecznych to już w ogóle zapomnij, nikt Ci raczej nie udzieli. a przeczytanie książki behawiorystycznej obawiam się, że nie jest szkodliwe; kto wie, może się okazać, że wiesz o atakującym psie więcej niż on sam o sobie i zdołasz opanować sytuację. ale wybór, drogi krokodylu, należy do Ciebie 🙂
jeden: musi powstać normalne prawo a nie restrykcyjne gówno opierające się na kynologicznych katalogach i sztampowym myśleniu o “rasach niebezpiecznych”, bo gdzie tu kundle, mieszańce, psy bez rodowodów i pozostałe rasy z listy na razie chyba jedenastu, które mogą być zagrożeniem ni mniejszym, ni większym?. ciekawostka dla ambitnych – niech poszukają projektu regulacji prawnych planowanych dla właścicieli chartów. niezły kabaret.
dwa: musi się zmienić mentalność właścicieli psów, i to jest ważniejsze od prawa. bo aż miło popatrzeć za granicą na dobrze ułożone do życia wśród ludzi i innych psów bydlęta siedzące grzecznie w knajpach i paradujące przy nodze właścicieli po centrach handlowych… marzenie 🙂
Jo – no i właśnie dlatego myśliwi mnie nie kręcą. Wolałabym, żeby przerzucili się na grę w golfa.
Etam!
Teraz to juz małe kartofelki..
Kiedys to umiałam ludzi wkurwiać!
Dwa zdania wystarczylo napisać i całe blogi znikały z powierzchni webu!
Teraz to już nie to… 😉
…. Barbarella
jak Ty to do cholery robisz????
JAK ROBISZ ?!
że sobie tak pirli, pirli napiszesz o sikorkach
i sarenkach, a tu …..
jak nie pierdyknie dyskusja!!!
bardzo Wam Dziewczyny dziękuję za wszystkie wypowiedzi!!!
bo przyznam się szczerze, że na pewne sprawy otworzyły mi się oczy …
P.S.
przy okazji….
uwielbiam tę atmosferę gorącej dyskusji….
noooo, trochę to egoistyczne z mojej strony,
a co tam :):):):)
ok, ani słówka 😉
Teraz jetem w Wilnie własnie, gdzie ZIOMB jak drwal, więc tez chwilowo NIE LUBIĘ, oh jak nie lubię.
wszystko się zgadza w temacie kasiory, straszenia temperaturką, ekologicznego oszołomstwa i przewałów. jesteśmy dorośli i wiadomo jak to wygląda. jak wszędzie.
nie zgodzę się w dwóch pozostałych kwestiach.
1. przyjazna koegzystencja? tzn. przyjazna dla człowieka czy dla zwierząt? nam jest fajnie jak dokarmimy, rozmnoży się toto, potem pif paf i jest super – mamy czyściutkie sumienie i teoretycznie wszyscy powinni być zadowoleni. napiszę więc wprost: dokarmianie zwierząt jest dobre dla ludzi, złe dla tychże. paradoks? gatunek przez to “karłowacieje”, bo człowiek to taki twór co nie zna umiaru. dopóki WYDAJE się, że jest ok, bo dużo saren lata po lasach – znaczy dobrze.
jak dla mnie przyjazna koegzystencja to danie przyrodzie, choć na chwilę, na trochę – zwykłego świętego spokoju. wiąże się to jednak z dobrowolnym ograniczeniem ludzkich zachcianek, np. turystycznych czy łowieckich, bo ludzka, głównie męska potrzeba trofeum jest zbyt wielka, aby zadanie to mogło być wykonalne w stopniu, w którym naturalne mechanizmy środowiska będą zbliżone do samoregulowalnych (matulu to zdanie naprawdę mnie zmęczyło i jakoś tak nie wiem, przytłoczyło wręcz). przyjazna koegzystencja z korzyścią dla obu stron to np. bagna biebrzy, ot.
ps. hydrozagadki: dlaczego w polsce drastycznie zmalało pogłowie zwierzyny drobnej? dlaczego podnoszą się głosy o kontrolowanym (a jakże!) odstrzale wilka? no i dlaczego gatunki niegdyś liczne już takie nie są? czyżby dlatego że ich nie dokarmialiśmy? 🙂
2. kwestia polowania w swej istocie i szacunek dla zwierząt. tu niestety nikt nikogo nie przekona do swoich racji, z tego prostego powodu, że to kwestie pryncypiów i światopoglądu, nie zaś logiki i argumentacji. nie jest dla mnie przejawem szacunku czyste zabicie zwierzęcia, bo nie jest dla mnie oznaką szacunku zabicie, fizyczne unicestwienie tego, co się szanuje. ranienie i celowe, z premedytacją niedobicie – to czystej wody skurwysyństwo, tylko kto tak robi? większość myśliwych, bardziej czy mniej po pijaku, a czasem wręcz na trzeźwo jednak się stara. tylko co z tego? każdemu, nawet najbardziej wytrawnemu zdarza się nie do końca załatwione pif paf. w kwestii polowań i zwierząt hodowanych na futra pozostanę przy swoim – nie ma tu miejsca na szacunek. jest tylko krew i niepotrzebny (proszę zwrócić uwagę na słowo “niepotrzebny”, bo kluczowe) ból.
aaaa, no i się mi przypomniało, że nie wiem jak byk, ale łania potrafi bekać! i to jak!
Gatunki ginące i zagrożone, zanim się takimi stały, były normalnie liczne. (Pomijając tezę, że ginięcie gatunków i pojawianie sie nowych jest całkowicie naturalne).
Czy to, że jakiś gatunek – póki co – występuje licznie, zwalnia człowieka z przyjaznej koegzystencji? Psy czy koty wystąpują licznie, więc co? Trochę się tym sarnom jednak wpieprzamy w ich środowisko naturalne, więc coś im się od nas należy, jakby taki jeleń wparował mi do salonu, rozwalił się na kanapie, właczył NA DOBRE I NA ZŁE i bekał, to lekko bym była na niego wściekła, tymczasem to raczej my się tak zachowujemy w lasach.
Złego słowa nie powiem na wolontariuszy i innych prawdziwych zaangażowanych ludzi, natomiast NIESTETY, kurek z pieniędzmi na szeroko pojęte działania ekologiczne przyciagnął, jak to zwykle bywa z pieniędzmi, mnóstwo obrzydliwych mętów. Na organizacje ekologiczne idzie olbrzymia kasa, która podziewa się nie wiadomo gdzie, bo większośc działań robiona jest rekami takich o jakich piszesz – wolontariuszy i zapaleńców.
Leśnicy i koła myśliwskie tez bywają rózne (wędkarskie też), jedni zbiora po te 20 złotych składek i zarybią czy wysypią kapustę, a inni zorganizują trzydniowy BAL ŁOWCZEGO z fajerwerkami. Znam i takich, i takich.
(Pomijając, że jeden zwierza szanuje, a drugi ma w dupie, czy postrzelił i skaleczył, ważne, że huku narobił i się napił z manierki).
agni – głos rozsądku w tłoku, jak miło.
barbarella, lubię Cię czytać i robię to od tak dawna, że nie pamiętam, może od wtedy gdy mnie szef ledwo co ulepił z żebra mojego pana i władcy. nawet. so ry zatem, ale w temacie saren muszę, bo inaczej się uduszę.
ekolodzy (a takoż stowarzyszenia, wolontariusze, i część zacnych leśników – najczęściej w ramach specjalnych programów) dokarmiają, lub w inny sposób pomagają przeżyć gatunkom ZAGROŻONYM (np. skarmianie młodych orłów bielików w trakcie ciężkich zim).
sarny są zwierzyną płową, łowną. dokarmia się je tonami, i robią to MYŚLIWI (czyt. koła łowieckie). po co? otóż po to, aby tę zwierzynę sobie zastrzelić i powiesić nad/rozłożyć przed kominkiem. co roku wywala się do lasu tony żarcia – kapustki, kukurydzki, kartofelków – bardzo często w bezpośrednim sąsiedztwie ambon i stanowisk strzeleckich. barów tych nie nazywa się jednakowoż paśnikami (bo przy paśnikach strzelać nie lzja), lecz nęciskami. ładnie nie? po to, aby zgłodniała zwierzyna łacniej podchodziła pod lufy. pif paf. prosty mechanizm – im więcej się karmi, tym bardziej się rozmnażają (totalne rozregulowanie cyklu rozrodczego przy tak łatwym dostępie do żarcia), i tym więcej można pif paf. maleńki szkopuł umykający obrońcom głodnych sarenek, a który podkreślają ekolodzy obiboki: drastyczny spadek jakości zwierzyny. rzadkością są piękne okazy byków, odyńców, czy dorodnych kozłów. na to potrzeba czasu, odpoczynku od sztucznej, rozdmuchanej ingerencji człowieka (w celu wzrastającego popytu na pif paf) i naturalnej selekcji, polegającej na tym, że słabe sarny bez dokarmiania zimy nie przeżyją (i tak było od czasu, gdy szef… itd), a te które przeżyją dadzą silne, zdrowe potomstwo.
uf (ja pierdolę).
do niczego się nie przykuwam (czasem tylko do butelki wina), jem mięsko, noszę skórzane buty i raz przejechałam jeża, a raz srula (srula to mi nawet żal nie było specjalnie, bo miałam cały balkon obsrany i z gniazdem, z którego mogłam wybierać guano na maseczki i wysyłać ulubionym koleżankom z napisem “algi”).
pochodzę z rodziny leśników i rolników, przeczytałam parę książek, popatrzyłam tu i ówdzie, posłuchałam paru opowieści i radzę innym to samo, zanim.
zaznaczam, że w pyskówy się nie wdaję, także można pluć śmiało. ten kto chciał coś dla siebie z tego elaboratu wyciągnąć, dziś czy jutro – ten to zrobi. a resztę mam gdzieś tam zaś, głębiej lub płycej, bo kopać się z koniem to może na wiosnę jak nabędę energii.
A propos przykuwania, ekolodzy moga być nawet zabawni, w sypialni…
Pralinko – czytałam, straszna nuda. Nic odkrywczego, na lwy też łatwo polować, gdyż dużo śpią. Myśliwi więc nie mają się w sumie czym chwalić. Co innego kiedyś – mamuty i mało nowoczesna broń. Smutniejsze od wzmianek w nudnej powieści Tokarczuk na temat polowań przy pasnikach (to dlatego sarny spacerują po polach, też czytały) historyczne ksiazki o zagładzie dużych zwierząt w Australii, gdzie przez to najwiekszym zwierzęciem jest obecnie kangur. Tokarczuk napisała na modny ekologiczny temat, miała fajny pomysł na fabułę, ale chyba za bardzo się spieszyła, bo książka jedna z nudniejszych i bije z niej straszny smród dydaktyczny. Niestety wynika z niej takze, ze nie jestem ulubioną jej czytelniczką, bo jem mięso. Psów nie jem niestety, bo zjadłabym wszystkie bulteriery z mojego parku. P.S. Wolałabym, żeby myśliwi strzelali do ekologów.
Eia – dziękuję, poszukam, bo uspokajający masaż pleców mojemu psu nie pomaga. 🙂 I z nim się nawet po psiemu trudno dogadać innemu psu, ja się jakoś dogaduję, czytamy sobie w myślach.
Woda w sprayu, działanie raczej relaksujace, ja myślałam raczej o pieprzu cayenne.
Agni, a do czego przykuwa się Twój profesor? 😉
Bogu dziękować, ekologów znam tylko ze słyszenia i to mi wystarczy:) Nie marzę o bliższych relacjach z nimi.
A propos tych saren to polecam ostatnią książkę Olgi Tokarczuk “Prowadź swój pług przez kości umarłych”. Chyba że już czytałaś…
paniom wrażliwym na los głodnych saren i szlachetnych dokarmiających proponuję malutką analizę gdzie jest paśnik i jak daleko od paśnika się poluje. dokarmianiem zwierzyny (jakże szlachetne!) zajmują sie koła myśliwske i czasem leśnicy. koła myśliwskie zajmują się też polowaniem, m.in. na sarenki (zwykle nieprzeżyciowo) a leśnicy często są zaniepokojeni tym, że sarenki i jelenie jedzą korę z drzew, zatem kierują prośbę do myśliwych o wykonanie planu odstrzałów. sarenek. też dość nieprzeżyciowo.
więc może bez hipokryzji w sprawie biednych sarenek proszę….
i jeszcze co do ekologów (co wyście się czepiły tych ekologów? znacie jakichś? porzucili was? to chamy i prostaki? czy co?) to mój profesor ekologii mówił, że ekolog to badacz zajmujący się ekologią (tak, jest taka nauka).
Ja w kwestii formalnej: co to jest kokonut, bo nigdy nie słyszałam tego słowa. Powiem więcej, podkreśla je WORD!!
ja z wydrążonego kokosa to mam torebusię zapinana na zamek,bracia skrzydlaci zaś zjedzą wszystko
o brytyjskich pojazdach – taki film na youtube krazyl- jakis wyscig i 2 gentelmanow w jaguarze, i wszyscy ruszyli a oni kreca w stacyjce i nic sie nie dzieje, zaczynaja dosyc filozoficzna dyskusje dlaczego im to auto nie jedzie a przeciez takie piekne jest 🙂 jakos mi to sie z twoimi opowiesciami kojarzy. Oni konkluduja, ze moze wilgoc zbyt duza, pozniej dochodza do wniosku, ze jednak to nie to bo Britain is humid…ale i tak zgadzaja sie, ze auto jest piekne 😉 bardzo mnie ten FILM ubawil, real to juz tak nie bardzo. A co do psa to moj bywa agresywny i ja nosze przy sobie wode w sprayu i go tym PRZERAZAM, moze zadziala w druga strone, jak sie stanowczo wrzasnie i strzeli woda na bezsmyczowego agresora?
no to nic nie napisze, gdyż mi nie wolno
Calming signals – to rada dla Ciebie
Kto powiedział, że ludzie nie mogą się komunikować z psami po psiemu?
Świetna książka Turid Rugaas “Sygnały uspokajające. Jak psy unikają konfliktów”
och, Eia, ja nie pytam sie o smycz czy bezsmycz.
Pytając się, czy ktoś ma moze pomysł na to co robić w sytuacji kiedy jest pies agresywny a właściciela nie ma, zjawia sie dopiero za jakis czas nie chciałam dyskusji o tyłości mojego psa i o jego smyczy. mam problem z psami ras agresywnych niedopilnowanymi, a nei z otyłoscią psa czy brakiem ruchu. A nuz ktoś miałby pomysł, nie wiem bowiem wszystkiego.
To, ze pies móuj był na smyczy sugeruje raczej, ze wracał ze spaceru, a nie szukał kontaktu z innymi psami. Tutaj gdzie żyję sa ulice pełne samochodów. Mój pies ucieka w strone ulicy, jak sie boi jakiegoś psa. Itd. Nie jest nia spętany, ona ma 5 m, nie 3, wiec jak sobie chce gdzieś odlecieć dalej, to odlatuje. Moze sobie odleciec nawet na ksiezyć. Nie chcę tylko, by go zagryzł jakis pies. szukałam rady nie od parady.
dzięki
Do Krokodyla
Nie wiem o jakie rady Ci chodzi. Rada dawana szczerze jest zazwyczaj cenna. Można jej nie wykorzystywać.
Nie chciałabym podważać Twoich doświadczeń z psami, być może miałaś pecha i Twoje kontakty z bullowatymi były kiepskie. Opisałam Ci swoje doświadczenia, podparte jeszcze badaniami nad psami. Faktem jest, że zawsze może się znaleźć oszołom pies i oszołom człowiek. Słusznie piszesz, że niektórzy nie powinni mieć psa. Ale tyczy się to również właścicielu super grubych zwierzaków, których spacery polegają na obejściu 3 razy bloku czy wypuszczeniu przed dom na podwórko 20×20.
I jeszcze jedna uwaga – nie sądzę, by 3-metrowa smycz wystarczała psu (skądinąd sportowemu) na wybieganie.
Krokodyl, proponuję dyskusję przenieść na @ 🙂
Baśka – Przepraszam za OT.
Stada nie, ale sarenki pojedyncze przychodziły do nas pod okna jak mieszkaliśmy… w Gdyni. W Gdańsku,m w centrum, sarenek niestety nie ma i bardzo mi tego brakuje, ale za to mew jest chyba nawet więcej (Barbarello, chcesz trochę mew?).
Do Ei – miałam małego psa, buldożka, był spokojnym psem i nie byo dymów, nawet jak spotykał psy ostre. Biegał sobie luzem. Pudel jednak ma zupełnie inną osobowość. Mój jest jak Woody Allen. mógłby się nie dogadać z psem karka. jakos nei mam weny, by ryzykować, szczególbie, ze juz dwa razy się przejechaliśmy na mniędzypsiej komunikacji. Nie o takie rady mi chodziło.
B – ekolodzy to się niewiadomo czym zajmują poza robieniem szumu i hałasu. Na pewno nie zajmują się dokarmianiem zwierząt, bo to byłoby jak na nich zbyt pożyteczne działanie. Też nie wierzę w ekologów. I rozumiem, że w naszym kraju sarenki polubiły wystawanie na polach wzdłuż głownych dróg i autostrad.
Eia – widziałam na własne oczy ja i parę osób, jak pies na luzie został zagryziony przez bulteriera. Przykre wspomnienie. Pies na luzie spokojny golden moich znajomych też został w wieku szczeniecym dotkliwie pogryziony przez amstaffa, ledwo się wykaraskał i jest psim inwalidą. A mój pudel luzu nie ma. bo go meczę prowadząc na 3 metrowej smyczy, gdy się już przez dwie godziny wybiegał. Zawsze męczyłam psy, od dziecka.
na moujego pudla też rzu8ciły się dwa razy psy, jakos się nie dogadał. A wołanie właścicieli nie skutkowało. dziwne, bo jak wołałam swoje psy, to zawsze reagowały. Nie mam ochoty ryzykowac, że amstaff też nie zareaguje na wołanie właściciela, który jest nie wiadomo gdzie. Miałam w swoim żyiu różne psy. Np. mój na luzie owczarek belgijski był przeze mnei wołany, gdy zbliżaliśmy się do osób, które wyraźnie obawiały się go, z życzliwości dla tych ludzi, nie musieli sie przecież i nie mogli domyślac, że mój owczarek jest na luzie. Z daleka wołałam,z ę jest spokojhnby albo pzrywoływałam go do siebie. nie dopuszczałam do sytuacji, zeby mogła własciciela małego pieska zaniepokoić bli9ska, nagła obecnosć psa dużo większego. Oczekiwałabym tego ze strony innych osób i zwykle tak własnie jest, ale są wyjątki. Między rasą owczarków a bulterierów i amstaffów jest jednak ogromna różnica. Jestem wrogiem trzymania psów tej rasy w miejskich mieszkankach przez osoby, które na dodatek na psach się guzik znają i są nieodpowiedzialne.
Mała – więc mówisz, że nie ma rady. Miałam nadzieję, że jakaś jest. Na razie zrezygnowałam z chodzenia z moim psem do parku. Chcę mieć spokój na spacerze, który ma być dla mnie i dla psa relaksem.
bede gadac ja, czyli niestadna sarna, ale w stadzie….coz przebiegunowuje sie nam planeta, narobilo sie panie dziejku, a komu to chorera przeszkadzalo, tak?
bede gadac ja, czyli niestadna sarna, ale w stadzie….coz przebiegunowuje sie nam planeta, narobilo sie panie dziejku, a komu to chorera przeszkadzalo, tak?
A jeśli gdzieś sarny chodzą głodne, to w pierwszej kolejności chyba warto kierować pretensje do tamtejszych leśników, że źle wykonują swoją robotę (a nie do ekologów, że nie wykonują cudzej).
Akurat dokarmianiem zwierzyny zajmują się u nas leśnicy, myśliwi i współpracujący wolontariusze (być może prywatnie, o zgrozo, ekolodzy). I, przynajmniej tu w okolicy, robią to porządnie. Jakieś dwadzieścia minut marszem od domu mam paśnik, który zawsze, gdy go mijam, jest pełen siana.
Do Krokodyla
Jeśli na drodze spotkasz psa bez smyczy, który wygląda (dla Ciebie) na agresywnego, a Twój pudel jest na smyczy, to spuść pudla ze smyczy. Psy na luzie rzadko są agresywne. Mają zestaw sygnałów uspokajających i sobie radzą. Twoja smyczą, a tym bardziej branie psa na ręce, nieźle podkręcają atmosferę. Ze swoimi terrierami (małe zakapiory) przeżyłam wiele kontaktów z niby to agresywnymi psami, nigdy nie było potrzeby interweniować. Psy się świetnie dogadują. O ile człowiek im nie przeszkadza.
BTW Pudle potrzebują dużo ruchu. Dlaczego swojego psa krzywdzisz?. Chodząc po polach można by psa puścić. Zakładając oczywiście, że pies jest dobrze wychowany i wraca na zawołanie.
Moje sikorki, i różne inne ptactwo, lubią ziarno słonecznika. Kupuję im na kilogramy niełuskany (tańszy), one sobie świetnie radzą z pozbywaniem łupin.
Ciiiiiiiiicho!! Jeszcze dwa dni i się skończy!!!!!! Nawet ja już mam tego dosyć!!!! A przecież LUBIĘ ZIMĘ ;-)) auć!!!! Nie bić!!!!! Pozdrawiam
Tak, tez mnie denerwują opisy typu “biały świat” albo “śnieżek pada”.
mrożone precle rządzą! 😀
… Krokodyl,
błagam, tylko się nie odzywaj!
zbieraj gromadkę i …. zwyczajnie w nogi….
tak mi poradzono w szkole dla psów!
na te rasy nie ma sposobu, o właścicielach już nie mówiąc
sama po delikatnym zwróceniu uwagi(kretynka!)
“karczychowi” usłyszałam (cytat dosłowny)
“zamknij się q-o, bo jak ci przy-piiiiiiiiiii, to ci się beknie oranżadą z komuni!”…
na co w ukłonie odeszłam …
P.S.
a swoją drogą,
to nie miałam na
I Komunii …. oranżady, no!
Tak, byłam zdziwiona, sarenki spotykaliśmy na każdym kroku, na każdym spacerze po lesie, i przechodzące przez ulice, a w drodze powrtonej z gór na polach, co chwila stada saren…
Koło mnie spotykam stada kotów, ale je dokarmiam. 😉
P.S. natomiast ludzi chodzących z psami agresywnych ras bez smyczy, nie dokarmiam, ale oni sami są tacy dobrze odzywieni. Tu koło mnei to wysyp tych psów i ich napakowanych właścicieli. Po ostatnim spacerze na sanki do parku obok marzę, żeby były mandaty za takie bezrefleksyjne podejście do tematu. Jak ktoś ma pomysł co powinnam zrobić (nie łapiac się jak tonacy deski łaciny podwórkoej) gdy z pudlem na smyczy i dziecmi bez smyczy spotykam spuszczonego bulteriera czy innego amstaffa, to niech mi powie. Słowo, ze nie wiem, biore psa na ręce, rozglądam sie za włascicielem agresywnej suki i czuję bezsilność i złość. Oczywiscie ludzie z inteligentnymi pyskami mają psy ze schronisk, kundle lub nawet rasowe ale rasy soft.
łączę się w bólu – mój Gnom Zielony we warsztacie też dwa tygodnie (są jak rodzeństwo z Twoją)
i też – a jakże! – muszę jeździć – AKURAT TERAZ – po wsiach i opłotkach samochodem do tego nieprzystosowanym
i też myślałam, że już wszystko ma nowe – a nie ma
ile razy dziennie masz straszne myśli o sprzedaniu? ale kto go/ją zechce i za jakie pieniądze….?
moje sikory (i dwie sztuki wron a może gawronów takie duże czarne ptaszyska )pożerają słoninę – pół kilograma na tydzień
co do odśnieżania dachu – hmm mieszkam na ostatnim piętrze i dach się odśnieża metodą przekapywania do mojego mieszkania -a dziś pada nowy świerzutki moja radość jest wielka !!!
Naoglądałem się kilka pługów śnieżnych w postaci aut osobowych z napędem na cztery koła, której tej zimy stawały w miejscach. Niestety, ich właściciele pomyśleli, że skoro mają już taki pojazd, mogą spokojnie oszczędzać na oponoach. Nic bardziej mylnego 🙂
To o ekologach świetnie zauważyłaś. Napisałabym, że są świniami, gdyby świnie nie były takie fajne.
Może Twoje sikorki wolą polskie kokonuty?
W niemieckich gródkach widzę czasem na raz po kilka nietkniętych kul dla sikorek, (ale takich w elastycznych siateczkach, jak kiedyś mydło w pociągu). No i zastanawiam się, czy one tu też wolą polskie słoneczniki, czy też właściciele ogródków tak ekspresowo uzupełniają im barki?