Chwilowo czuję się jak sześciokrotnie zmielone mięso na pasztet. Wszystko dlatego, że wszechświat jest rurą zagiętą. W dodatku poparzyłam sobie ryj barszczem.
Pardą – usta. I język.
Bo też, zamiast pić wódkę, lub spirytus, jak normalny obywatel, to ja – barszcz.
W przeciwieństwie do Babci Pana Artura Andrusa (genialny wywiad), czuję, jak mi wieko podeszło. Oraz nie mogę się zdecydować, czy bardziej jestem Chełbia Modrą, czy Gronkowcem Złocistym.
Naprawdę.
Stworku, wywiad w Dzienniku rulez! Zdecydowanie uratował nasze popołudnie w pracy – poplakalyśmy się z koleżanką ze śmiechu A dla Barbarelli pokłony przy okazji pierwszego wpisu
Ta herbata mnie zaintrygowała.
Ja sobie raz poparzyłam usta serem topionym z tosta…
… i raz tyłek herbatą.
Więc widzisz, jest nas więcej
też Go lubię:)
http://arturandrus.bloog.pl/.?ticaid=66df3
Świetny wywiad W ogóle bardzo lubię Artura Andrusa. I przypomniało mi się, że nie aż tak dawno temu ukazał się jego wywiad dla Dziennika, też turlałam się ze śmiechu, zwłaszcza anegdota o Michnikowskim mnie zabiła :))
http://www.dziennik.pl/kultura/article183633/Chalturzylem_z_panienkami.html