"WYSTAWA FIGUREK Z JAJEK Z NIESPODZIANKĄ"

 

Obawiam się, Wysoki Sądzie, że mam befsztyk na dekolcie, uchu i karku.

Tak, wiem, że słońce bardzo łapie na wodzie. Zasadniczo. I co z tego.

 

Spędziłam dzień w Krynicy Morskiej i… O MATKO BOOOOOOSKO!…

 

Krynica Morska od zawsze kojarzy mi się z wakacjami. Tam jeździłyśmy na wczasy, kiedy byłyśmy z Zebrą małe i na tyle odważne, żeby wchodzić (!!!) i kąpać się (!!!!!!!!) w Bałtyku. Widok przewróconego statku – baru oznaczał dla mnie początek lata, labę, piasek, smażone śledzie w Centrali Rybnej, spacery przez las z leżakami, skakanie w falach i w ogóle. Coś pięknego.

 

Teraz w Krynicy jest ciaśniej niż w Zakopanem i tak samo paskudnie. Wszędzie plastikowe budy, ogrodzenia, karuzele, gofry, ohydne drewniane ławy w prowizorycznych garkuchniach, no i TŁUM. Dziki kłębiący się tłum („HALIIIIIIIINAAAAAAAAA! Bierzesz pangę czy halibuta?”). Jedno, co się nie zmieniło – to moda. Nadal obowiązują złote buty, szeleszczące białe kreacje wieczorowe z gołymi plecami, wzory w panterkę i opalenizna w kolorze podeszwy od butów.

 

Zaiste zrobiło mi się trochę słabo. Albo niegdyś jednak było luźniej, albo ja się robię na starość coraz mniej wytrzymała na okoliczności. Jeden dzień wspomnień – OK., ale dłużej?… W takim miejscu?… Oszalałabym. I na pewno kogoś pogryzła. Albo chociaż skaleczyła.

 

Swoją drogą, czy naprawdę wszyscy urbaniści w tym kraju umarli w latach 70-tych i te miejscowości muszą AZ TAK OBRZYDLIWIE wyglądać?… Nie da się jakoś estetyczniej, z głową, z planem?… Mamy takie piękne wybrzeże, nie szkoda go tak oszpecać?…

 

Muszę sobie nakupić na dziś maślanki w celu kompresy na mój uroczy befsztyk. To się nazywa głupota z natychmiastowym wymiarem kary.

NIEZOBOWIĄZUJĄCO

 

W sobote po raz pierwszy w życiu byłam tak zmęczona, że nie mogłam usnąć.

 

(W sumie oznacza to, że mialam dotychczas lekkie, niemęczące życie).

 

Lezałam obok (naprutego w gwizdek) małżonka, podczytywałam ksiązkę, na zmiane otwierałam i zamykałam drzwi balkonu (wlatują ćmy, a rano będzie słychac jazgot ptaszków, kontra takie cudowne pachnące powietrze), i tak z półtorej godziny. A ja naprawdę potrafię usnąć wszędzie, nawet w tartaku.

 

W niedzielę już tylko rypały mnie plecy.

 

A dziś mam takiego delikatnego, wijącego się koło kostek wkurwa. Normalnie ręka mnie swędzi i oglądam się, komu by tu i za co. Więc. Ostrożnie J

 

JUST ANOTHER DAY

 

Na Śląsku człowiek – pająk nocami głaszcze kobiety po szyjach i kradnie im ciastka i szlifierki kątowe, a na Warmii kosmici zabijają nocami krowy. Ci sami od anteny w dupie Cartmana? Najprawdopodobniej. „Martwe krowy maja osmalone wymiona”. Czyli normalna, wakacyjna nuda.

 

Dziś także nie odbyłam spaceru, albowiem pogoda jest brzydką. Mimo zapewnień synoptyków, że od środy poprawa – nic na to nie wskazuje. Palec pod budkę, kto jest za tym żeby synoptyków przywiązać w chlewiku za nogę i nie karmić, dopóki ich prognozy nie zaczną się sprawdzać?…

 

JAK SIĘ NIE POPRAWI DO SOBOTY TO JA NIE WIEM CO ZROBIĘ.

Przejdę do Planu B pt. „pijana pani domu zatrzaśnięta z flaszką w łazience”. Zawsze trzeba mieć plan B.

 

Śniła mi się cała masa jamników.

 

Oraz z wypiekami czytam „The Other Boleyn Girl”, radośnie przetłumaczoną na polski jako „Kochanice króla” (chyba znowu tajemnicza ręka kolesia od „Wirującego seksu”). Nie znoszę romansu historycznego, jeśli nie jest z epoki (jak Jane Austen czy Thackeray), ale przed panią Gregory – szapo ba. Prawie tak samo mi się podoba, jak Tracy Chevalier. STRASZNE ŚWIŃSTWA NA TYCH DWORACH KRÓLEWSKICH, panie dziejku! I kasza niedogotowana!…

 

(Polską wersje pożyczyłam babci. Rozumiem teraz, dlaczego nie może się oderwać od lektury i ma nieco błędne spojrzenie, jak ją odwiedzam).

 

O SILE WOLI I PĄKLACH

 

Zagapiłam się dziś (właściwie zamyśliłam nad naturą ludzką) i znowu nie wysiadłam na tym przystanku, co miałam wysiąść.

 

A miałam wysiąść PRZYSTANEK WCZESNIEJ, tak sobie obiecywałam – jak będzie ładna pogoda, a ja autobusem, to będę wysiadać przystanek wczesniej i przejdę prężnym krokiem, czując, jak jędrnieją mi mięśnie szczuplejących nóg. Tak miało być, tymczasem zagapiłam się na babcie grające w „gorące krzesła” i wysiadłam za późno. Czyli na moim przystanku. Czyli trzy kroki od pracy. Czyli szczuplejące nogi mogę sobie… wiadomo.

 

A przesiadające się babcie w autobusach to jest powszechne zjawisko, czy tylko ja na nie trafiam? Bo np. wsiadają ze cztery starsze panie na przystanku, każda namierza sobie siedzenie. Siadają, ale łypią na siebie nawzajem. Powiedzmy, za dwa przystanki ktoś wysiada. Babcia 1 przesiada się na miejsce tego, kto wysiadł, babcia 2 na miejsce babci 1, babcia 3 na miejsce 2, a babcia 4 obserwuje dalej. Na następnym przystanku znowu ktoś wysiada. Babcia 4 pędzi na jego miejsce, babcia 2 przesiada się na miejsce babci 4. Na kolejnym przystanku wysiada babcia 3, której miejsce natychmiast zostaje zajęte przez babcię 1… I tak to leci .

 

Jakkolwiek to nie byłoby interesującym, dupa mi od tego nie schudnie.

 

Podsumowując – moja siła woli, jeśli chodzi o jedzenie i poruszanie się z wykorzystaniem siły mięśni, zrobiona jest ze sparciałej gumy od gaci.

 

A Zebra mówi, że na stanowiska analityków kredytowych zatrudniają pąkle.

 

NIE MA JAK…

 

(Najważniejsze to dobrze zacząć tydzień. Właśnie troche nam spłonął samochód. Lał deszcz, spod maski szedł siwy dym, czekałam jak słowo daje na deszcz meteorytów z nadciągającej planetoidy. Acz Hanka mówi, że się nie liczy, bo nie przyjechali jędrni strażacy i nie porąbali samochodu siekierami).

 

Błagam Was, tego grilla to ja BĘDĘ MIALA w ten weekend. Ja jestem spod PANNY tak? Muszę mieć GRAFIK! Myslicie, ze bym tak sobie o BEZ GRAFIKU czekała do piątku, a w sobote impreza? Nie nie nie. Chyba bym dostala wylewu.

 

Natomiast zrobiłam porządek z malinami.

 

Tzn. ostatnie co pamiętam, to założyłam rękawice i wzięłam nożyce do gałęzi… a później ocknęłam się, kiedy z ziemi sterczały 10 cm patyki, obok leżała olbrzymia kupa poobcinanych malin, grzmiało i trzaskały pioruny, a mój mąż stał blady i mówił „O Jezu, i to wszystko tylko dlatego, że kazałem ci iśc zebrać malinki?…”

 

No.

 

(Dobrze, że nie kazał mi iść pozbierać SZYSZKI. Z sosnami musiałabym się trochę bardziej uszarpać).

 

Nie będą mi się tu panoszyć jakies malinowe chaszcze pełne robali.

 

Natomiast dzieją się jeszcze na tym świecie rzeczy, które przywracają nadzieje i wiarę w człowieka. Na przykład, Cristiano Ronaldo (ten od parówek z musztardą) rzucil ostatnio swą wyuzdaną cycatą narzeczona po tym, jak mamusia mu powiedziała „Krysia, w tej chwili masz się rozstać z ta kobietą, albowiem ona nierządną jest” i Krysia rzucił. Słucha się mamusi. Tzn,. mamusia mu powiedziała mniej więcej to samo, co wszystkie mamusie na świecie mówia swoim synkom o potencjalnych synowych, niemniej jednak.

 

A w ogóle to nudy, nie?…

 

UCIEKŁA ŁADNA BABECZKA Z DOŚĆ WESOŁEGO MIASTECZKA

 

Obudziłam się z bólem głowy z prawej strony i tak sobie on trwa. W związku z czym dziś nie lubię ludzi, mam ochotę wyjść z pochodnią i maczetą w miasto, czuje zew krwi Wikingów (a wiadomo, co Wikingowie najbardziej sobie cenią w swoim zawodzie).

 

Sarna, nie rozśmieszaj mnie. Oczywiście, ze ja nie chodzę na wyprzedaże. W ogóle nie chodzę w miejsca, gdzie może być dużo ludzi na raz. Na zmianę chce mi się wtedy płakać albo ich pozabijać.

 

A Szczypawce kupiliśmy wczoraj krokodyla w IKEA. Jest jej wielkości i został natychmiast zamordowany trzy razy, po czym śliczny piesek zabrał się za odpruwanie łap. Może teraz da spokój biednej owieczce, która i tak już jest raczej świętej pamięci, niż cokolwiek innego.

 

Muszę zaplanować grilla na jakieś skromne 40 osób i już mam mroczki przed oczami. Marynaty jakieś wykwintne do mięs możecie mi podrzucać. I pomysły na przystawki i sałatki. I chyba trzasnę te roladki schabowe Pierzyny, bo mnie kusza od jakiegoś czasu, a tak – będę miała pretekst.

 

(Jest jeszcze taka opcja, że upiję się i zamknę w kiblu z flaszką. No ale taka opcja jest zawsze, prawda?)

 

O SZYI I WYPRZEDAŻY

 

Szyja mnie boli.

 

(To dobrze! To znaczy, że żyję, nie? Jak człowiek nic nie boli po 30-stce, tooooooooo… ).

 

Będąc po paste do zębów, kupiłam tusz do rzęs „DRAMATIC LOOK”.

 No coż. I LOOK DRAMATIC.

Z tym, że chyba niekoniecznie DOKŁADNIE W TAKI SPOSÓB dramatic, w jaki sobie wyobrażałam.

 

Przypomniało mi się, jak mój mąż zobaczył na własne oczy akcje pt. „wyprzedaz w Zarze” – stanął oniemiały, po czym wycharczał:

 

– TY!… Co tu się dzieje?… FILM JAKIS KRĘCĄ?…

 

– I trzeba mu było odpowiedzieć, że tak – stwierdziła Zebra. – „Atak Oszalałych Bab IV”.

 

I tak to dokładnie wyglądało.

Poszliśmy na sznycla instead.

 

Napisałabym coś fajnego, ale szyja mnie boli.


 

MIAŁO BYĆ… ALE JEST O SERKU

 

Po tym smutnym weekendzie mam równie smutna refleksje o ludziach małych, płaskich i z owłosionymi dupami, ale zatrzymam ją dla siebie, bo i po co o takich pisać.

 

Niech sczezną.

 

W horoskopie na dziś mam wpływ księżyca, nostalgię, sentymenty i oddawanie się refleksji. Zatem oddalam się pooddawać się refleksji nad serkiem Piątnica light.