MIKRODROBINKI NADAL RZĄDZĄ I JUŻ DO MNIE JADĄ

 

Freddy dojechał.

Mikrodrobinki w drodze.

Znowu mamy na weekend Półwysep Iberyjski na chacie. Ugotowałam im na kolację kabanosy wieprzowe Krakusa.

 

Nora Ephron – cudowna. Acz nie od pierwszego wejrzenia. Trzeba się wbić w rytm. W odróżnieniu od innych babskich utworów – jest afabularna. Nie opowiada wartkiej historii. Raczej – -wpada w nastrój i przeżywa. Ma schizy, odjazdy, snuje wizje, panikuje, wyolbrzymia (no – sama bym panikowała, gdyby mnie mąż zostawił w 7 miesiącu ciąży i odszedł do koleżanki), opowiada dziwaczne historie rodzinne i podaje przepisy na potrawy na pocieszenie. Ziemniaki ze smażonym boczkiem, na przykład.

 

(No nikt mi nie wmówi, że można się pocieszyć niskokalorycznym odtłuszczonym twarożkiem podanym na chrupkim pieczywie razowym, jak kogoś mąż zostawił).

 

A dziś rano miałam pouczającą przygodę, polegająca na zapisaniu mojej mamy do lekarza.

 

Się najpierw stoi w ogromnym ogonie rejestracyjnym, a następnie się jest uczestnikiem wyprofilowanej kolejki podgabinetowej.

 

Ogon rejestracyjny idzie bardzo sprawnie, acz od razu samoistnie rodzi się funkcja kierownika ogonka. Dziś narodziło się aż dwóch kierowników na dwóch odcinkach.

 

Ogon podgabinetowy – to zależy od gabinetu. Ten nasz był kulturalny, wyciszony i empatyczny (kobiety w pewnym wieku), natomiast obok był ogonek do gabinetu o profilu bardziej urolo, czyli żwawe dziadunie. Każdy przybywający dziadunio robił apel dziaduniom już rezydującym pod gabinetem. Nie, nie wystarczało zapytać, KTO Z PANÓW JEST OSTATNI. Trzeba za każdym razem wstać i odliczyć (jak na wuefie): pan wchodzi pierwszy, tak, a po panu kto? A, pan. A po panu ten pan? Nie? Tamten pan? A dlaczego pan jest przed panem? No ja nie wiem, czy pan może z wczorajsza rejestracją. No dobrze, w takim razie po panu kto?… HALO PROSZĘ PANI! Tam przed tym gabinetem to już jest jedna pani, tylko po gazetę poszła, pani jest druga! No. No to kto po panu wchodzi?…

 

I tak każdy kolejny.

Program jakiś mają wgrany, czy co?… No chyba, że to jeszcze nawyki z partyzantki.

 

Zabieram zatem za rozdział „Ziemniaki i miłość – garść refleksji”. (No co wy! Przecież jestem w pracy. Ahahahahhah).

 

„Uważam, że początek uczucia nie jest właściwa pora na ziemniaki zwyczajne, jeśli w ogóle kiedykolwiek jest na nie pora. Dodajmy od razu, że finał uczucia także nie jest właściwą pora na takie ziemniaki”.

 

5 Replies to “MIKRODROBINKI NADAL RZĄDZĄ I JUŻ DO MNIE JADĄ”

  1. moja potrawa na pocieszenie to lody czekoladowe mierzone na litry. takze na pocieszenie w sytuacji “moja dupa to najbardziej widoczny obiekt z orbity okoloziemskiej”. niestety te 2 fakty stoja w okrutnej do siebie opozycjii, na co reaguje oczywiscie jeszcze wieksza zapascia nastroju, no i jem lody, no i tak w kolko. sie samo nakreca, cholera.

  2. Kocham takie kolejki do lekarza!
    Ostatnio byłam na Koszykowej, do dermatologa. IDENTYCZNIE!
    Do rejestracji 3 kolejki, każda ma przynajmniej 2 osoby kierujące nią i ZNAJĄCE TEN SYSTEM. Do lekarza – dochodzenie numerek po numerku kto ma który, kto za kim i kto poszedł do łazienki na siku, ale WROCI 🙂
    Ubaw nie z tej ziemi. O ile ma się wolny cały dzień, żeby tam przestać, zaczynając od 6:30 rano, w wersji dla spóźnialskich.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*