O KLESZCZU (ZASADNICZO)

Wczoraj Melania miała kleszcza. Nad okiem.
Zawieźliśmy do przychodni roztrzęsiona galaretę, a przywieźliśmy śmiesznego, strasznie rozczochranego kudłatego pieska, skocznego jak piłeczka ping-pongowa.

(Opieka medyczna była sympatyczna, rozmowna, mimo, że godzina była już 20.00, wykonała szereg czynności zabiegowych z własnej inicjatywy i nie chciała opłaty za wyciągnięcie kleszcza. Jeszcze jakies pytania?… Mój pies ma lepsza opieke medyczną, niż ja).

(Zresztą, niewiele brakowało, żebym dołączyła do Melanii na stole zabiegowym, bowiem już mi się zaczynało robić fioletowo przed oczami, zimno w żołądku i metaliczny posmak w ustach – ze zdenerwowania).

Magnolia Suzan kwitnie na fioletowo (ja nie jestem zmanierowana i nie nadaje anglosaskich imion wszystkim krzewom w ogrodzie – po prostu, ta magnolia ma taka plakietkę, na której stoi jak byk, że ma na imie Suzan – czy na nazwisko?… nie, na nazwisko to chyba ma „Magnolia”). Całe kwiaty fioletowe, nie obwódki. No widzieli państwo takie cuda?…

A poza tym, to zupełnie jak w tym odcinku South Park ze zbiorowym samobójstwem w Waszyngtonie, gdzie Jezus i jego Super Best Friends spuścili łomot sekciarzowi Davidowi Blaine.

BUDDA: No i jest tak, jak powinno być.
JEZUS: Oh, shutup, Buddha.

O LEKARZACH I WIOSNIE

Lekarze narzekają, że za mało zarabiają i zeby im dac więcej.
Probuje byc daleka od uogólnień („Przejedzmy sie po miescie i pokażę ci domy lekarzy” – mój tata, oraz dlaczego do tak kiepsko opłacanego zawodu drzwiami i oknami wali całe potomstwo wszystkich lekarzy i pielegniarek), ale na przykład.

Wydatki na służbę zdrowia nie istnieją w próżni, tylko w duzym (małym?) worku, zwanym w skrócie budżetem państwa.
Kilka pozycji obok figurują wydatki z tegoż budżetu państwa, przeznaczone na wypłatę świadczeń rentowych. To całkiem spora pula środków, chyba najwięcej w Europie wydajemy właśnie na renty. Kupa szmalu.

Szacuje się, że około 2/3 tych wydatków jest bezpodstawnych, gdyz lekarze (ci sami, którzy własnie ze łzami w oczach skarzą się na zbyt mały wkład budżetu państwa w finansowanie służby zdrowia) wydają fałszywe, nieprawdziwe orzeczenia.

Więc jest tak, że z jednej strony beztrosko (i nie bez, nie oszukujmy się, wymiernych korzyści materialnych dla siebie) podejmuje sie decyzje, skutkujące ogromnym obciążeniem budżetu, a z drugiej – podnosi sie wrzask, że za mało w tymże budżecie wydatków na służbe zdrowia. Dobrze rozumiem?

Budżet można doić tylko do określonej wysokości. Później juz i Salomon nie naleje (do karety). Zgadzam się w 500%, że godziwa praca powinna być godziwie opłacana. Ale nie podoba mi sie postawa „WSZYSCY ZAWINILI A MY CIERPIMY”, bo tak nie jest. Nie chce mi sie dywagować na temat przyjmowania prywatnych pacjentów za kase do kieszeni na sprzęcie szpitalnym, wynoszenia ze szpitala bezpłatnych lekarstw całymi torbami (czego mam przykład w rodzinie), pracowania jednocześnie na trzech etatach: szpitala, przychodni i prywatnej praktyki w ramach tych samych godzin pracy (plus jeszcze dyżur pod telefonem – of kors, za kasę).

Może by rozdawać ankietę „Pomóż ukraść rentę lub dostań podwyżke – wybór należy do ciebie!” na początek.

PS. Magnolia Suzan będzie kwitła NA FIOLETOWO. Pierwszy raz widze, żeby magnolia miała pączki w kolorze BISKUPIEGO FIOLETU. A na trawnikach pod drzewami leża prześliczne, wzruszające skorupeczki wyklutych jajek, w kolorze bladobladobłękitnym. To szpaczkowe, czy czyje?

WIOSNA, WIOSNA WKOŁO – ZAKWITŁY PSYY!

Nadeszła ta pora w roku, kiedy kazda kobieta przeobraża sie z bista w bjuti (a przynajmniej bardzo by chciała, buhahahahah). Takoz i moja Melania została zapisana do fryzjerki, zeby przerobić psinę z Czjubaki w nieduzego, zgrabnego jamnikoterierka.

Nie jest to, jak sie okazalo, takie proste i hop siup!
Pani fryzjerka melowa albowiem terminarz ma tak załadowany, ale to TAK ZAPCHANY, ze trzeba czekac trzy tygodnie!

No proszę. Jakby kto myslal o doskonaleniu zawodowym, to nie ma jak kurs na psiego biutiszian. Gdyby nie moj KOMPLETNY brak zdolnosci manualnych, to jak nic bym sie zapisała (a tak, to wole nie, bo tylko ukrzywdze jakas psinę).

Tak, że Melania, jeszcze w szacie jesienno – zimowej, zamiata z ziemi suche liście i gałęzie w oczekiwaniu na postrzyzyny.

PS. Wiecie co… Mnie to od jakiegos czasu męczy… I pewnie to jest szarganie swietosci narodowych, ale jak myslicie – czy Krzyżacy zgwałcili Danuśke?… Jak ją tam trzymali w tej piwnicy, co zgłupła?…

ZMIANY, ZMIANY, ZMIANY!

Wczoraj był, jak sie okazało wieczorem, pierwszy dzień reszty mojego zycia. Dzien, w ktorym zostałam dumna (współ)włascicielką… TADAM… STEPPERA.

Słabo?…
Nnnnnno.

Wioząc pobrzękująca paczke z GO SPORT do domu, przez cała drogę wizualizowałam sobie MOJE LEPSZE I PIEKNIEJSZE JA za kilka dni (hmm… tygodni?…). Moje nowe JA ma składac się z samych miesni, opalonych i naoliwionych, mam wyglądac jak maszyna ze spandexu i w ogole – kobieta – kot to bedzie przy mnie garkotłuk. Za te kilka dni (hmmm… tygodni?…).

W domu, po kilku rytualnych „KOCHANIEEEEE… Sprawdz w pudełku, czy tam NIE MA JESZCZE JAKICHS CZĘŚCI!” (były) w salonie stanął ON. Moj wybawiciel. CELLULIT KILLER. Moj STEPPER. Piekny, smukly, grafitowy. Stanął.

Włączyłam sobie South Park i wspięłam się na pedały.
I zasuwam.

Depczę, depczę, depczę.
Oczywiscie od tego deptania robolały mnia CAŁE NOGI WZDŁUŻ, dupa, oraz dostałam zadyszki. DOBRA – mysle sobie – WYSTARCZY jak na ten pierwszy raz!

– Kochanie, NIE ROZSMIESZAJ MNIE – stwierdził N. – to było DWIE I PÓŁ MINUTY. Zasuwaj dalej.

Aha! Jeszcze co! ZASUWAJ – jak mnie wszystko boli. Sprawdziłam sobie natomiast, ile zdołalam spalić tych suk, kalorii. Wyswietlacz pokazał mi, ze OSIEM.

HA LO?????????????
WSZYSTKO MNIE BOLI, ledwo dyszę i spaliłam OSIEM KALORII?…
CZTERY TIKTAKI???????????????

Sprawdziłam na pudełku, ile kalorii ma płateczek macy, takiej wiecie – bezcukrowej, beztłuszczowej chrupkiej macy… Chyba nie ma nic MNIEJ kalorycznego?… CZTERDZIESCI TRZY!!!!!!!!! Jeden płateczek. A wpieprzyłam przed chwilą z SZESC takich płatków, czyli 258 kalorii, z czego spaliłam OSIEM (8). W ogole… Spierdalac mi tu z takimi urządzeniami, tak???????

Normalnie tak sie zdenerwowałam, ze musialam sobie pare rzeczy przemyslec (na fotelu naturalnie, przy lampce wina).

Po pierwsze, ten licznik kalorii jest NIEDOBRY i wadliwy. Udowodnił to N., ktory wlazł na stepper uzbrojony w swoje SPECJALNE KOSMICZNE URZĄDZENIE DO MIERZENIA PULSU I STRAT KALORII, składające się z gumowej opaski zakładanej pod cyckami i zegarka. Na tym zegarku pokazywało mu, ze spalił ponad dwa razy więcej kalorii, niz wyswietlało sie na odczycie steppera. Tak? Czyli spaliłam tak naprawde nie OSIEM, tylko SZESNASCIE, a nawet DWADZIESCIA kalorii.

Po drugie.
No bądzmy rozsądni.
Przeciez nie mogę spalic WSZYSTKICH kalorii, jakie zjadam, tak? Bo UMRĘ.
Dla rownego rachunku przyjmijmy, ze spalę jakies 10%. Czyli z tej macy powinnam spalic 25,8 kalorii. Czyli PRAWIE TYLE ILE SPALIŁAM zgodnie z PRAWIDŁOWYM odczytem na specjalistycznym liczniku N.

Dobra.
Dzis TRZY MINUTY.
(reżim trzeba wprowadzac stopniowo).

Najwazniejsze, ze mozna sobie deptac i jednoczesnie oglądac South Park (Mr. Hanky ma trojke dzieci i zone – alkoholiczkę!).

OJ TRZĘSIE MNIE TRZĘSIE NADAL

Mnie trzęsie, a N. kaszle i smarka.
Co nie przeszkadza mu przebierać się w czarny matrix i włóczyc na rowerze kilkadziesiąt kilometrów po okolicy.
(Ja od samego myslenia o jezdzie na rowerze jestem strasznie zmęczona i musze się zdrzemnąć, naturalnie).

Komunie odbebniliśmy. Komunistka otrzymała telefon komórkowy, aparat cyfrowy oraz przebierała sie w coraz to nowe suknie co godzinę. Wszystkie dzieci jak jeden mąż wlazły na scenę i tańczyły łamane przez pozowały do zdjęc. Za dziecmi biegały babcie z obłędem w oku, krzycząc: „No taniec z gwiazdami! No całkiem jak w telewizji! No patrzcie tylko, gdzie ona się tak nauczyła tanczyc!” (a czytać, babciu? Niestety, nie uczą czytać w telewizji, wiec marne szanse). Wywaliłam prawie całą butelkę wina, zeby sobie osłodzić te występy stada przyszłych Mandaryn.

I dzisiaj troche mnie boli głowa. Z troski, naturalnie. O losy świata.

CHODZI MIĘ PO PLECACH DRESZCZ

I nie wiem, czy jest to aktualny komentarz mojego organizmu na zastana sytuacje polityczną
czy tez
nie demonizując
po prostu
jest to jakis wajrus zwyczajnie.

Nerw mnie trzepie, nie dosc bowiem, ze nie mialam dluuuugiej majówki jak wiekszosc narodu, to jeszcze jutro jade robić w Polskę. A w niedziele komunizuje się jakas kuzynka N. – no po prostu, początek tego maja jak jakis plan pięcioletni (moj ojciec lepił kiedys w szkole plan pięcioletni. Z PLASTELINY. Troche nie umiem sobie tego wyobrazić. Czy teraz dzieci w szkołach lepia z plasteliny np. REFORME BALCEROWICZA? Albo REKONSTRUKCJĘ RZĄDU?…).

Czytam sobie wieczorami, po kawałeczku, bo zmęczona jestem okrutnie, książkę o wdzięcznym tytule „GRABARZ LALEK”. Książka opowiada historię niepełnosprawnego umysłowo syna pewnego niemieckiego rolnika, który ma takie hobby – rozcinanie nożem lalek (i kotków). Na wsi zaczynają ginąć w niewyjaśnionych okolicznościach jasnowłose dziewczęta, przy czym niepełnosprawny syn rolnika przynosi do domu ich zakrwawione majtki, torebki oraz kości palców. W związku z czym – niespodzianka – podejrzenie pada własnie na niego. ALE CZY SŁUSZNIE? CZY SŁUSZNIE?…

Idzie mi ta ksiązka jak krew z nosa, bo po pierwsze, autorka opisuje ze szczegółami losy wszystkich rodzin mieszkających we wsi, i to na przestrzeni kilkudziesięciu lat. A oni wszyscy nazywaja sie po niemiecku i straszliwie mi sie mylą (ja po niemiecku ani w ząb). Po drugie, akcja ksiązki zasuwa po osi czasu w te i wefte, i chwilami już całkiem nie moge sie połapać, czy Trudie powiedziała Johanowi to czy tamto w wojnę, czy w 1995, czy kiedy.

Oraz dodatkowo czytam drugą część felietonów Marian Keyes „Pod Kołdrą” („Further Under the Duvet”) i kocham tę kobietę coraz bardziej („How to justify buying as many shoes as you want in five easy-to-follow steps”: „Po pierwsze, gospodarka zwalnia, więc musisz utrzymać wydatki na stałym poziomie aby uniknąć recesji”).

"A CÓŻ TO! ZABRAKŁO MI KARMENÓW"

Tak sobie mysle, czy my sie nie przemienilismy w jakas SEKTĘ, ktorej religia jest JEDZENIE. Strasznie jedlismy. Jedlismy NON STOP. Jedlismy baraninę, mielone, kluski slaskie, kopytka, ziemniaczki, pasztet, naleśniki, gulaszową, żurek, lody, oraz kompozycje powyższyk (np. lody z zurkiem, baraninę z lodami, gulaszową z delicjami itp.). Poza tym, rozpoczęłam – mam nadzieje, ze dlugie i szczesliwe – pożycie ze zmywarką (o imieniu Bożenka).

Poza tym padało i robiliśmy NIC, choc było kilka wycieczek na okoliczne groby (ALE NIE DLA KOBIET, ktorych zadaniem jest siedziec w domu, gotowac strawę i czekac na mezczyzn – wiec ogladalysmy South Park).

Wieczorami imprezowalismy w stylu, o jakim nie ma co marzyc nawet Paris Hilton. No bo czy Paris Hilton kiedykolwiek np. odpalała piłe spalinowa o 1 w nocy?… Bardzo wątpie (miala byc jeszcze zagęszczarka o 3 nad ranem, NA SZCZESCIE panowie nie mogli znalezc paliwa do niej). Albo np. siedzimy sobie na tarasie, cos jemy i nagle… JEZUS MARIA DOM SIĘ WALI!… A nie. To chłopcy puscili sobie GWIEZDNE WOJNY na polpiętrze.

Zdecydowanie bohaterem wyjazdu został inzynier Walczak i jego układ taneczny do utworu w wykonaniu Romano Macante, lidera zespołu Times New Roman. Cwiczyłysmy go z Tszecią, ale takie zarzucanie biodeerkiem wymaga wieloletniego treningu („Panie inzynierze, zawstydza mnie pan!” – „Zartowałem, pani Jolu!”).

Atrakcja sezonu byly oczywiscie urodziny Sosko, ale było rowniez kilka pomniejszych imprez, jako to:
– zbiorowe dmuchanie (w sobote wieczorem) (te grube, welurowe materace są FANTASTYCZNE, jak lozko wodne – po pierwsze, cały materac sie BUJA, a po drugie, nie mozna nawet ruszyc palcem, zeby cała chałupa nie słyszala, ze człowiek sie na nim przemieszcza – STRASZNE hałasują, poza tym, zarowno moj mąż, jak i Tszecia CHRAPIĄ);
– zimna woda w wannie na górze, za to GORĄCY WRZĄTEK w spłuczce sedesu na dole;
– smazenie naleśników o północy, bo Sosko się zachciało (schodzę na doł, mowie do naszych mezczyzn pijących wodke przy stole „No wiecie co! Ta to ma zachcianki, o polnocy nalesników zapragnęła!”, na co mezczyzni chórem: „TO JEJ ZRÓB!” – no i co? Mialam wyjscie?… W dodatku jadla te nalesniki Z KIEŁBASA I MAJONEZEM, tak?…);
– Kasia Tszecia zdzierająca sobie skórę dłoni do krwi, bo GRABIŁA KOTY i ZAMIATAŁA TARAS;

Na pamiątke po czarownym weekendzie został mi motyw Czterech Pancernych, wykonany dziecięcymi rączkami wzdłuż całej sciany przy schodach.

AAAAAAA!… Mam syndrom dziecka po kolonii, lekki autyzm i NADWAGĘ. MAM WIEKSZY BRZUCH NIZ SOSKO!… HELP!…