Zibra to niczego nie umie zrobic kameralnie i po cichu.
Przed jej weselem musiała, po prostu MUSIALA być burza z nawałnicą, która pozbawila prądu pol mojego miasta.
Mogla być tydzień temu, dwa tygodnie temu… NIE – MUSIALA POZRYWAC DRUTY AKURAT wlasnie NA SAMO WESELE ZEBRY.
Piatkowy wieczor, nie powiem, był bardzo romantyczny, siedzieliśmy na werandzie przy swiecach i było nastrojowo.
W sobote rano (pradu nadal niet) przestalo już być tak nastrojowo, bo, kurwa, trzeba się wykąpac, tak? Uczesac, tak? Koszule uprasowac, tak?
Skończyło się ablucjami i prasowaniem u moich rodziców. („Wyglądasz JAK OTOMANA” – moja mamusia na widok mojej pieknej sukni).
Kto nie bral slubu w temperaturze +40 stopni, to naprawde niech się w ogole nie odzywa.
Msza była mocno spersonalizowana – ksiądz, na przykład, wypominał pannie młodej te hordy facetów, które przewinęły się przez jej zycie, zanim poznala Mańka (wszystkim opadly szczeki, bo Zibra się specjalnie z chlopami nie prowadzala, a ksiądz tu teraz takie brewerie opowiada! Są i tacy, co utrzymują, ze ksiądz powiedział „MI-JA-ŁAŚ w zyciu tylu mężczyzn, zanim nie spotkałaś Mańka” – ale powiedział niewyraźnie i ubaw był przedni. Wszyscy wypominaja Zebrze rozpasanie moralne DO DZIS). Uroczy, nie uroczy, na koniec mszy myślałam, ze ugryzę księdza w kostkę, kazał bowiem młodożeńcom i świadkom klęczec na gołym marmurze jakies 20 minut, myślałam, ze oszaleję (goly marmur, gole kolana, aaa!).
Wesele było czarowne, panna mloda tańczyła salsę najczęściej z kilkoma facetami naraz i co kwadrans przybiegala do mnie, żebym zszyła jej ogonek, bo notorycznie odpadał – ja, na szpilkach i po spożyciu, zszywałam ogonek, na dowod czego mam rany kłute kciukow. Komary żarły, wiec smarowaliśmy się olejkiem waniliowym spożywczym i o 1 w nocy polowa gosci pachniała jak sernik. Mloda mowi, ze się upilam i ze pod koniec imprezy BYŁO WIDAC. Jest to możliwe, gdyz w niedziele spalam do 15.00 oraz NIE MOGLAM ZROBIC ANI JEDNEGO KROKU. To ostatnie to raczej nie przez alkohol, tylko przez szpilki.
Poprawiny były rownie urocze, jak wesele. Tym razem w rolach głównych wystąpiły dzieci kuzyna – naprawdę, niesamowite ludziki. Świeżo poslubiony małżonek prowadzil domowe przedszkole – w jednym ręku kieliszek, w drugim – cygaretka, radosne dzieci uwieszone u T-shirta i wykład „Co robi piesek? JE TRAWĘ. Wieczorem doimy pieska i mamy świeże mleko!” (Brawo, Maniek).
– Psie mleko jest WSTRĘTNE – zwierzył mi się pozniej Franek, a mi włosy dęba stanęły – CZY MÓJ KUZYN nie przesadza z tym nowoczesnym wychowywaniem potomstwa?… Na szczescie okazalo się, że to nawiązanie do wcześniejszego wykładu Mańka, a nie do ekologicznej diety, którą sa katowani np. w przedszkolu.
Następnie ja spróbowałam nawiązać nić porozumienia z dziećmi. Podchodzę do Franka, który wisi nad słoikiem, do którego wlasnie wyłowiliśmy karasie z fontanny (moja inicjatywa – w fontannie karasie się męczyły i zostana wypuszczone do przyzwoitego akwenu).
– No co, Franek? Nadales już rybkom jakies imiona?… – zagadnęłam.
Obywatel lat 5,5 spojrzał na mnie jak na kretynkę.
– A co, ja je będę WOŁAŁ?… Przeciez to są ZWYKŁE RYBY.
Po poprawinach wracaliśmy z N. w czasie ulewy, bez parasola, w koszulkach, po ciemku (swiatla nadal niet), ja co 20 metrow łowiłam klapki w kaluzach, a N. wzdychał, roztaczając opar jarzębiaku:
– Popatrz, jak ROMANTYCZNIE… Biegniemy sobie w deszczu JAK ZAKOCHANI.
Światło włączyli w nocy z niedzieli na poniedziałek.
Kaluza pod zamrazarką była średniej wielkości – wytarłam, ale DOBROWOLNIE DO ŚRODKA NIE ZAJRZĘ.
To było bardzo piekne wesele, ale teraz bym chciala gdzies wyjechac i odpocząć!…
norma…forma…dupa jaros komb ineros i manieros
ja to w normie raczej nie byla…to nie wiem BB…..hmmmm….ale na marginesie to i owszem sie znajduje po dzien dzisiejszy i wcale, ale to wcale, mnie to nie przeszkadza…..no moze co po niektorym, ale to juz nie moja w tym rozczochrana,ta? trlalala
u nas panie to sie wyrabia….pioruny strzelajo w samoloty a lone spadajo i cudem zawartosc nie ulega zniszczeniu a lone , znaczy sie te samoloty tylko popiol a diament wylazl, ta? to sie nazywa zycie….esz!
jak milo ze afere….bo nudy, tak? a tak a propos….. przejezdzala sarna obok tego spadnionego zelaznego ptaka….fujjj smierdzi do teraz, tylko czemu plastikiem…..moze lon byl z papiera i plastyku czy jak?
pochwalony BB
Oczywiscie, ze sie zastanowilam, przycupłam, pomyslalam, PRZETRAWILAM i zrobilam afere! 🙂
no… sarna wrocila do formy.
czesc sarna!
wiele wskazuje bo halka,bo ryby,
to to, bo tamto, ze niby columbia , ze niby maslane oczy , ze tak, i ze n a zawsze……mniej przeciw-wskazan niz ws-kazan……zaczyna sie ukladac puzzle ….baska!!! ty myslisz?
i te je-go ryby na niby a rak byle jak……ciekawe….hmmm…ciekawe nalezy to roz-patrzec ale nie roz-trzasac, tak? bo niezla masakra z tego wyjdzie
no nie wiem rog….. jeszcze w stanie szoku, nie skodowala……bazgrolnela se ot co, a tu psiakosc!?….nosz paczcie ludzie…. tak niedawno po slubie…..
tez tak myslalam, ale mysle dalej….hmmmm….moze sie myle>….no nie wiem…..qurde
eh…nie to co u ciebie smugi swiatla na mlodom pare ale ciut starszego pana mlodego…..takie malo refleksyjne i prozaiczne, ta? alez tam sie wam dzialo oj dzielo….no,no,no i jak roman tycznie ze tak powiem, buty plywajace, parasole moknace, ogony fruwajace…. surrealistycznie tak…yuhu!
Nooooo slub jak z filmu sensacyjnego !
Ale Baska, czy Ty sie zastanowilas chwile nad tym co powiedzial N. ? Tak przycupłaś i pomyślałaś ?
“bleble…. JAK ZAKOCHANI ” !!
Tak tylko chcialem podkreślić to J-A-K ZAKOCHANI.
PS. dajcie tej burzy tutaj troche 🙂
i mnie i mnie…..fajne katastrofy co nie? a jak tam zebra dalej lata za ogonem?…..qurde nafet xonc katolicki to wie…. a lona ta zebra,jakas pewnie z wybaluszonymi oczyma stala malo zorientowana, nie?….hihihihi…ale czad….nosz taki slub to jes panie dziejku cus…esz…lza sie w oku kreci
No, łakomy kąsek dzis wrzuciłas. Świetnie mi się czytało. :-)))
ale dluga notka! nie wiadomo za ktory ogon ja chwycic…to moze ten Zebry, jakby co siocha przyszyje.
a w ogole to dawac zdjecie otomany!