SOSO MNIE ZABIJE

Bo jednak płaszczyk kupiłam sobie SZARY.
Tak, wiem. Nie ma już dla mnie nadziei.
Mierzyłam jeden sztruksowy szaroróżowy. Pieknie wyglądałam – jak w szlafroku w klinice dla osób z zaburzeniami osobowości.
Do wyboru były jeszcze jesionki w jodełkę oraz okrycia obszyte w okolicach szyi wyrobem lisopodobnym (prawdopodobnie z kota).

Swoja droga, jak kiedys nie miałam pieniędzy i chodziłam po sklepach, to wszystko mi się podobało. I np. robiłam rozsądne zakupy w postaci wydania całego stypendium na undergroundy w szkocką kratkę (mam je do dziś, są jak nowe, to jednak swietne buty).

A dzis, jak mam, to nic nie ma w tych sklepach (to, co H&M zrobil tego lata polskiej ulicy, to naprawde. Powinno się ich zaskarżyć do Trybunalu Praw Człowieka).

Czy te kontynenty nie moglyby szybciej dryfować, żeby Polska znalazla się w okolicy Rownika za jakies… ja wiem… CZTERY MIESIĄCE?… Naprawde, wolalabym zamiast płaszczyków i kozakow kupowac batiki i japonki i przygrywac sobie na ukulele. A nie – tulic się do kubasa z gorącą herbatą.

0 Replies to “SOSO MNIE ZABIJE”

  1. Mojej ulicy chyba H&M nic nie zrobił, bo nie zauważyłam. A może nie dociera?
    Poproszę o sprecyzowanie: co H&M zrobił polskiej ulicy?

    Futro z kota farbowanego na różowo można też odnaleźć przy swetrkach. Sam smak. Jeszcze spódniczka ze skaju i klękajcie narody!

  2. oczywiscie ze cie nie zabije, poniewaz nie dam sie nabrac. mili panstwo jak znam zycie ten plaszczyk jest na pewno albo a) z zamszu b) angory c)JEST NA STO PROCENT PIEKNY I STYLOWY.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*