NIE MOJE WESELE I CALE SZCZESCIE

Obejrzalam wczoraj to cale greckie wesele.

Pierwsze deja vu: jest taki swietny film z Cher i Nicolasem Cage o ksiezycu. Cher z powodu ksiezyca zakochuje się w Nicolasie Cage i towarzyszy im w tym uczuciu rodzina Cher. Z ta roznica, ze nie Grecy, a Wlosi. Film jest taki bardziej “dorosly”, np. Cher się nie przewraca na widok Cage’a ani nikt nie przynosi pani domu martwej kozy. I nie maja babci, która biega po dachach, tylko dziadka, który wyprowadza psy i mowi do nich “Guarda la luna. Guarda la bella luna”. Generalnie – film z ksiezycem jest bardziej liryczny i podobal mi się bardziej, niż “Wesele”.

Drugie deja vu: O Chryste Panie…

Tak, ja TEZ mam taka rodzine.

To jest, nie Grekow, nie Wlochow, może troszke mniej kuzynow – ale wyglada to wlasnie tak. Plus trzy psy. Slowo daje, jeden cyrk wędrowny oraz trupa. Oraz jeden Leon, który sam starczy za osmiu braci ze swoimi pomyslami, wiertarkami, kolekcją noży i radością życia.

Tak, ze “Wesele” było to raczej traumatyczne przezycie i usmialam się ponizej sredniej. Gdyby ktos miał watpliwosci, dlaczego, to możemy go z Zebra zaprosic na niedzielny obiad. Ale na wlasna odpowiedzialnosc.