Zamilowanie do ostrego zarcia zemsci się kiedys na mnie okrutnie. Na razie msci się umiarkowanie. W trakcie jedzenia sosy i przyprawy przeżerają mi skórę otworu gębowego, następnie ogień spływa w dół przełykiem do żołądka, który protestuje, ale jakby z obowiązku, niemrawo, wie, ze nie ma szans – rozsądek z rzadka jest patronem moich poczynań. Kulinarnych zwłaszcza. Poza tym, mój ojciec wyczytał gdzieś, że pieprz jest antyrakowy i zjada teraz około pol kilograma pieprzu dziennie, zamiast – jak dotychczas – ćwierć. A z genami się nie walczy. Zjadam i ja cały pieprz, jaki w moich genach został przewidziany.
A pozniej, co jest do przewidzenia, budze się co pol godziny, żeby wypic pół Wisły i zastanowic się nad sobą, poki nie jest za pozno. Tak, ze jestem dzis od rana NIEWYSPANA, ale zjadlabym cos pikantnego – na przykład kure z KFC.
Jeśli już być niekonsekwentnym, to konsekwentnie.
Ale nie o tym chcialam.
Chcialam o N., który przeszedl w ostatni weekend TEST NA McGYVERA i zdal go z certyfikatem “FACET PRZYGOTOWANY NA WSZYSTKO”. Siedzimy mianowicie u mojego Duzego Brata (a raczej Kuzyna, ale Brat lepiej brzmi), jakas czesc kompanii wlasnie się żegna, wychodzi, po czym po pieciu minutach – telefon, ze ich samochod ZAWISŁ.
N. zerwal się natychmiast z podejrzanie szczesliwa mina i razem z Duzym Bratem popedzili na ratunek. Wrocili w tym samym zestawie, z czego N. dumny jak STADO PAWI. Akcje ratunkowa przeprowadzil mianowicie NONSZALANCKO, z polusmiechem i podniesiona jedna brwia, wywlokl zawisniety nad rowem samochod przy pomocy swoich bagaznikowych gadzetow i zostal okrzykniety BOHATEREM CALEJ AKCJI.
– Ha! – powiedzial.
No i teraz już niestety jestem na straconej pozycji, jeśli chodzi o porządek w bagazniku oraz inwestycje w narzedzia, sprzet i ogolnie – wszystko, co sklada się z grubego sznura, metalu, silniczka lub CHOCIAZ TROCHE pachnie smarem.
W zwiazku z czym wczoraj wyszarpałam dla siebie kurtke i torebke 🙂
Eeee! A ja mam pusty bagażnik i wszystko potrafię zrobić z patyczków i komórki. 😛
A mój chłop z przerażeniem patrzy na mnie, jak próbuję naprawić żyrandol cążkami do paznokci i mówi: “To ja może lepiej po jakiegoś elektryka zadzwonię?”.
Ehhh…
Ale ja nie rozumiem.