Przez dwa dni i jedną noc nie mieliśmy prądu, ponieważ spadł śnieg. W styczniu spadł ŚNIEG!
Shocking!
No dobra, niech będzie – spadło go sporo i był wilgotny i ciężki. Ale padał pięć godzin, a prądu nie mieliśmy godzin CZTERDZIEŚCI i już naprawdę intensywnie szukałam maczety i rzucałam przedmiotami w ściany, bo co mi zostało. Że nie dostałam wylewu, to lokalny cud – chociaż mogę dostać z opóźnieniem, reakcje na stres i wkurwienie bardzo często się pojawiają po jakimś czasie.
Zebry jamniczki dostały wdzięczna ksywę „siostry Pierdolec” i od czasu do czasu dostaję od szwagra biuletyn, co tam u nich nowego. Ostatnio – zjadły 70 deko kiszonych ogórków (ale bez torby! Torba leżała na kanapie). Bardzo słusznie dziewczyny wykombinowały – kiszonki zimą są wskazane. Ja im się nie dziwię, że szukają urozmaicenia – gdybym codziennie miała w misce w kółko ten sam suchy granulat, to też bym szukała. Może niekoniecznie rozkładających się zwłok małych ptaszków i gryzoni… chociaż w sumie, taki kurczak z KFC to jest CZYM, hę? HĘ? No właśnie.
Czytam „Zelda i Scott Fitzgeraldowie” – dorwane w Tezeuszu za niecałe 11 żyli, a męczę już trzeci wieczór i jeszcze mi zostało. Bardzo dokładna i skrupulatna kronika małżeńska, ze szczególnym uwzględnieniem wszystkich przyjaciół i znajomych, z którymi Fitzgeraldowie balowali, wraz z ich (kolejnymi) małżonkami i biografiami. Chwilami się gubię w tym gąszczu, a prawie cały czas jestem wyczerpana samym opisem przyjęć i imprez – kiedyś to ludzie mieli zdrowie. Chociaż może właśnie niekoniecznie, w końcu Scott zmarł w wieku 44 lat. W każdym razie – bardzo interesująca książka, tylko jedna rzecz mnie wkurza: „flapper girl” jest przetłumaczona jako „podlotek”, co IMHO kompletnie nie pasuje. Dużo lepsze byłoby „chłopczyca”.
Jak się wam podoba lajfstajlowy trend, że teraz nic się nie robi po prostu, tylko są RYTUAŁY? Mycia włosów, na przykład. Pielęgnacji cery. „Rytuał poranny, który pozwoli ci dobrze rozpocząć dzień”. Ja na przykład miałam już dziś rytuał prania ręczników, robienia herbaty (z torebki, więc nie wiem, czy się liczy), karmienia jamnika, a przede mną rytuał robienia pomidorowej. Może faktycznie, jak się używa takiej terminologii, to się okazuje że TYLE się w naszym życiu dzieje. A my jesteśmy takie w ogóle. A nie tam, że umyłyśmy gębę tonikiem i wcisnęłyśmy guzik pralki.
Natomiast niby kobieta – petarda wypuściła filmik, na którym tańczy z mopsami (!) w samej marynarce bez biustonosza, ale jakieś to takie… No sama nie wiem, nie ma tego ciężaru gatunkowego, co poprzednie występy. Tego jedynego w swoim rodzaju je ne sais quoi. Chyba czas się rozejrzeć za innym serialem z życia wyższych sfer.
Oooo,
To mi lepiej pranie zrobilam tak o , normalnie
Ale. Teraz bedzier rytual skladania!
😭😭😭
:))) jakie to dziwne że śnieg może padać. W końcu jest ocieplenie klimatu.
patrz, jak też się uzewnętrzniałam w swoim wpisie na temat braku prądu u nas we wsi 🙂
Przypomnijcie, proszę, kim jest kobieta-petarda!
a dobra, wygooglałam sobie. Chciałam zajrzeć na jej stronę, ale okazuje się, że jest zablokowana.
No ja mam poranny rytuał karmienia kotów, rzekłabym nawet rytualny taniec. Kotka chce saszetkę, dostaje saszetkę. Kocur nie chce saszetki tylko od razu na podwórko, nie może wyjść, bo za drzwiami czyha Bury, mój trzeci kot dochodzący, więc idę po granulat dla Burego, sypię. Kocur może wyjść, bo Bury jest zajęty przy misce. Chwila spokoju. Kotka chce wyjść, tymczasem kocur już chce wrócić. Kotka nie może wyjść, bo za drzwiami jest Bury, który już opędzlował granulat i myśli, ze jeszcze coś będzie. Kocur też nie może wejść, bo Bury stoi mu na drodze. Odganiam uprzejmie Burego od wejścia. Kotka, wyszła, kocur wszedł, Bury znowu zainstalował się za drzwiami. Mogę przejść do rytuału robienia kanapek do szkoły…
Moje życie, takie fascynujące.
No a z tym prądem, to Wam serdecznie współczuję. Mam nadzieję, że mieliście chociaż gaz, żeby sobie wodę na herbatę ugotować.
Gdy czytam opisy hucznych imprez z lat międzywojennych, fascynuje mnie nieodmiennie, ile oni byli w stanie zjeść i wypić! Jeśli chodzi o mnie, wystarczy raptem np. menu degustacyjne z siedmiu dań (a to przecież nigdy nie są duże porcje) i jestem pokonana, leżę i dyszę. Najwyraźniej kiedyś ludzie mieli pojemniejsze żołądki…
A co do przewagi kiszonki nad granulatem – no to chyba oczywiste! Mądre psy!
(pozdrawiam znad rytuału czytania blogów, podczas rytuału spożywania śniadania)
(tak w ogóle to czytam Cię od samego początku, ale nigdy nie komentowałam – ale pomyślałam ostatnio, że lepiej po ponad dwudziestu latach niż wcale, nieprawdaż)
Jak słyszę “rytuał”, to od razu podejrzewam, że należy rytualnie spuścić głowę i pokornie zapłacić (w domyśle – stosownie dużo). Ale może po prostu jestem podejrzliwa i mam czarne serduszko.
Teraz Shakira na topie;) Ale przynajmniej tanczyc potrafi:)
O tak, rytual brzmi powazniej i ma inny ciezar gatunkowy, niz normalne robienie czegos.
Bylabym za rytualem wybicia obecnej kasty rzadzacej np.
Wszystkie moje psy zimą zajadały się ogórkami kiszonymi i kapustą. Obecny chart również. I gotowanymi burakami. Czasami woli je od mięsa. 😉
Pozdrowienia dla wszystkich trzech jamniczek.