Nie sądziłam – a raczej miałam nadzieję – że za mojego życia rozpęta się wojna. To znaczy, cały czas jest na świecie jakaś wojna, gdzieś. Kluczowe jest GDZIEŚ, bo ta konkretna jest zaraz za rogiem. I – jak to świetnie ujął Ziemowit Szczerek – w takim samym świecie, jak nasz. U sąsiadów, którzy tydzień temu wyprowadzali psy na spacer, gotowali gołąbki i podlewali kwiatki, a teraz siedzą nocami w tunelach metra, bo jednemu wściekłemu psychopacie zachciało się podpalić świat.
Rozterki egzystencjalne zeszły zatem na dalszy plan i świat się wyostrzył i nabrał kolorów. Nie wiem jak u Państwa, ale ja jestem świetnym przykładem na to, że nasz system nerwowy ukształtował się, kiedy nasi przodkowie siedzieli w jaskiniach i chowali się przed tygrysem szablastozębnym, a do ich krwi pompowany był kortyzol. Jak tygrys nie kłapie paszczą i kortyzol przestaje płynąć, to mózg z nudów dostaje pierdolca i lęgną mu się kiełbie, czyli wymyśla problemy zastępcze (np. jestem gruba, a moje życie nie ma sensu – no nie ma, i co?).
Wszystko się dynamicznie zmienia z godziny na godzinę, na przykład – czy ktoś pamięta rozterki sprzed tygodnia, czy piłkarze mogą jechać do Rosji rozegrać mecz, no bo przecież sport to nie polityka? WSZYSTKO to polityka (zwłaszcza w tak skorumpowanej dyscyplinie, jak piłka nożna) i po kilku dniach już nikt nie ma wątpliwości. Teraz już nawet zawracają statki z bananami, płynące do Rosji, a w sieci można znaleźć mapy z naniesionymi posiadłościami oligarchów (do skonfiskowania) i jachtami (jeden na Majorce już utopiony). Ciekawe, czy Ruskie nadal paradują po Marbelli cali w wuttonach i zajmują od razu po trzy stoliki w knajpach (widziałam jak parka usiadła przy jednym stoliku, na drugim wylądowała torebka pani, a na krześle przy trzecim – nogi pana, który się rozwalił na półleżąco i darł po rosyjsku do telefonu).
A właśnie, nasz przyjaciel z Hiszpanii dzwoni co drugi dzień, czy już uciekamy – do niego oczywiście. I że ma świeżo złowione kalmary. Uwielbiam go (i kalmary w jego wykonaniu), ale wolałabym pojechać w odwiedziny z innego powodu, niż ucieczka przed wojną, kurde.
Czytam „DODO” Stephensona (fajne, bardzo odstresowujące), a koleżanka znalazła podobno świetny czeski film na Netflixie i poleca. O czterech facetach w średnim wieku. Muszę obejrzeć, czterech Czechów z kryzysem wieku średniego to musi być petarda.
Skończył się miesiąc spowiedzi do GUS-u – trochę będzie mi brakowało rozliczania N. ze wszystkich wydatków, a i tak ostatniego dnia musiał, po prostu MUSIAŁ kupić siekierę. Nie wiem, jakie wnioski GUS z tego wyciągnie – oby jak najgorsze dla obecnego rządu. Hej.
Tego mi potrzeba, czeskiego filmu na dzisiaj.
Zawiedziona jestem, bo Ukraińcy nie chcą na Warmię, ponoć za blisko stąd do Rosji.
Ha! przynajmniej mam wysprzątane pokoje i odpicowaną łazienkę do kompletu.
Trzymajcie się tam w stolicy, omijajcie dworce kolejowe, bo tłok.
o tak, Pierwotniak, Piękniś, Kropka i Karel świetne.
Jaka miła wisienka na torcie. Hej 🙂
Dej to czeskie z Netflixa, mocno potrzebuję czegoś do zapominania o rzeczywistości.
“Pierwotniak, Piękniś, Kropla i Karel” – zaczyna się naprawdę dobrze, ale obiecałam staremu, że obejrzymy razem WIĘC CZEKAM (jak ta głupia).
A z czeskich filmów nieustająco polecam “Samotnych” – piękny manifest antynarkotykowy i w ogóle jakiś taki FAJNY ten film jest, chociaż ma już swoje lata. Ale i tak go lubię 🙂
to ja z czeskich filmów polecam:”Gump- pies, który nauczył ludzi żyć” na netflixie- cudowny.
Dzięki, obejrzałam zwiastun i się poryczałam.
Czesi umieją robić filmy o psach – np. moja ukochana “Daszeńka”.
“Daszenka”- tak! Czesi w ogole umieja w takie klimaty…
Czekałam na Twój wpis – dzięki 🙂
Może jest tak, że każde pokolenie potrzebuje swoich ciężkich czasów, inaczej gnuśnieje. Może coś w tym jest.
Życzę nam jednak lepszych czasów. Bezpieczniejszych.
Świetny wpis! Tak własnie jest, przy tym kortyzol jednak w lepszej fazie. W dolnej, przeładowanej stresem – gorzej. Ale to faluje.