Zaraz zamkne oczy i wroce tam, gdzie bylam.
Bylam w INNYM SWIECIE. W tym naszym konserwatywnym grajdolku czlowiek rzadko uzmyslawia sobie, ze INNY SWIAT w ogole ISTNIEJE i wlasciwie to jest go DWIE TRZECIE kuli ziemskiej. Podroz trwajaca prawie dwie doby… NO I CO Z TEGO – nawet TYDZIEN, żeby zobaczyc, dotknac, powachac i zjesc to co widzialam, dotykalam, wachalam i jadlam…
Wlasciwie… ZARLAM, bo tego się nie da JEDZENIEM nazwac, z rozbawieniem wspominajac smaki w rodzimych “chinskich” restauracjach; przystopowala mnie dopiero papryczka chilli (wyjatkowo czerwoniutka i soczysta). Na sniadanie – kedgeree, chilli, smazony makaron, na obiad wszelaka możliwa i niemozliwa gadzina morska, ryz nasi goreng, curry o jakim do tej pory tylko SNILLISMY sny nocy letniej, makaron na ostro… WSZYSTKO na ostro, oprocz wodnistej kawy i nalesnikow z bananem, bo nawet papaja smakowala jak melon z pieprzem.
CZARNY RYNEK w Kuala Lumpur – chyba tylko NEREK nie mieli na straganach, bo poza tym – wszystko, kazdej możliwej ekskluzywnej marki na swiecie: ciuchy, filmy DVD, które nie weszly jeszcze do kin, zegarki… “Mister – original copy!” – cala grupa latala pozniej w omegach i rolexach po 10 dolarow, chodzily CALE TRZY DNI 🙂 O malo nie dostalam zapasci w ogrodzie orchidei i ptasim parku…
A pozniej to już był RAJ. Raj o kretych drogach, z woda w oceanie, która przy odplywie PARZY, zamieszkaly przez nieduzych, usmiechnietych, opalonych miejscowych z pieknymi bialymi zebami. W RAJU spacerowaly paskudne PSY RASY BALIJSKIEJ i dziwaczne koty o krotkich ogonach (wg. teorii jednego z naszych – ogony kotow ucinane sa podczas odgrywania utworow muzyki ludowej – bo tak ona brzmi), zolwie, weze, malpy, iguany i draczne nietoperze.
“Nasi” wpadali w cos w rodzaju amoku tropikalnego, nabywajac od miejscowych rzezby smokow, rybakow, bajkowe latawce, dmuchawy na zatrute strzalki i figurki z PRAWDZIWEJ KOSCI, która okazywala się plastikiem ale LUDZACO PODOBNYM (jeden kupil chyba nawet BAWARSKIEGO JELENIA z drzewa kauczukowego). Ja się przyznam, ze dostawalam malpiego rozumu przy straganach z batikami – caly rozsadek zamienial mi się w boeufa strogonoffa, trzymalam kurczowo upatrzona szmate i prosilam: “Targuj się, mily, targuj!”.
Mily mój razem z grupa milych nurkow zabral mnie na wycieczke na atol, gdzie ryby wygladaly jak bizuteria. Robilismy w lazience eksperymenty z sila Coriolisa – woda NAPRAWDE kreci się w druga strone ::))
Niestety – NIE DALO SIĘ spakowac do walizki PALM ani HIBISKUSOW, ani upalnej nocy nad basenem, ani zielonych drinkow a la przeslodzony koktajl z zab, ani odwroconego ksiezyca (mój ukochany POGRATULOWAL MI kiedy wydarlam się na plazy w Jimbaran, ze WIEM! WIEM – TERAZ ROZUMIEM, dlaczego oni rysuja w godle ODWROCONY KSIEZYC… bo on tam JEST ODWROCONY – do gory nogami! 🙂 ).
Troche się dalo przytargac: koloru, zapachu i smaku w postaci przypraw, kawy, herbaty, batikow. Zdjec tyle, ze chyba musimy wziąć KREDYT na ich wywolanie. Kawalki korala. Musza teraz wystarczyc na cala dluga zime…
Tylko, ze na dworcu w Gdansku na psa trzeba czekac pół godziny, chyba, ze z mrozonki zamówisz. Mowilas im Baska o psie? Mowilas?
Spoko że to wszsytko mamy na dworcu w Gdańsku a reszte na Orunii spoko spoko….
PS.
Jak na imie ma Papuga?
No nie mowil KUCZAK NA OTO, ale mowili FIS, FIS!
Wykogitowalismy, ze o rybe im chodzilo… apropos, jak ma na imie papuga?
Ale na pewno żaden w restauracji nie mówił do Słowika :
– Pociem Pan, kuczak na oto! Jedna wutka?
NIE DARUJE I NIE PRZEBACZE, ŻE NIE PRZYWIOZŁAŚ MI OMEGI… NIE NAWIDZE CIE
Oj Baśka, Baśka…
Jedzenie owszem jest dobre, ale ja żygałem po nim tak, że pół hotelu stanęło na równe nogi. A byłaś Ty na Stadionie X lecia? He? Tam mają wszystko – nawet NERKI! Ech… ECH! A za dodatkową opłatą nasi przyjaciele z republiki Osmańskiej odwrócą Ci za pomocą stingera księżyc w każdej pozycji!