Taka książka jest, „Kobieta do zjedzenia” Margaret Atwood. Uwielbiam ją zresztą (a nawet je obie – i książkę, i Margaret). No więc gdybym teraz pisała książkę, to pod tytułem „KOBIETA DO NICZEGO”. Z tego prostego powodu, że się ostatnio do niczego nie nadaję. A w tle same jakieś gówniane afery się przewijają, no po prostu – chyba muszę się udać do jakiegoś fachowca, zdjąć klątwę. Albo przelać jajko. Albo już nie wiem co. (Jedyna dobra wiadomość – nie chce mi się jeść, co nie oznacza bynajmniej że chudnę, niestety, ale przynajmniej NIE TYJĘ jeszcze bardziej).
Na razie oglądam zaległe sezony „Veep”, szósty i siódmy (nie sądziłam, że Selina może być jeszcze gorsza – ahoj! Jest JESZCZE GORSZA, z odcinka na odcinek. A pomyśleć, że na tle prawdziwych polityków i tak jest kochaną puchatą maskotką).
Huragan w Tokio to jedno; okazało się natomiast, że Japończycy nieco zbyt optymistycznie przedstawili warunki pogodowe w Tokio w lipcu, żeby ich wybrali. A w lipcu są u nich upały prawie jak w Madrycie plus ogromna wilgotność – na dodatek kochany komitet olimpijski oczywiście nie chce przenosić zawodów na jakieś ZNOŚNE godziny, no bo transmisje i kasa. Kto jest za tym, żeby utopić w końcu tych dziadów z NKOL-u w radioaktywnej wodzie z Fukushimy? Razem z dziadami z UEFA przy okazji. I większością krajowych działaczy sportowych. Naprawdę WSZYSTKO mi opadło, jak przeczytałam o karze dla dziewczyn z Norwegii za to, że nie chciały grać w piłkę we wrzynających się w pośladki gaciach. Czy naprawdę obecne czasy musi cechować najwyższy w historii wskaźnik ogólnoświatowego spierdolenia WSZYSTKIEGO co tylko możliwe?
No. Więc taki mam nastrój ostatnio. Mało przysiadalny, chociaż niby lato.
Ja się pytam, gdzie jest następny wpis????
Wróciłam właśnie do VEEP po przerwie, łkałam na odcinku z debatą prezydencką (3×08), doskonały.
W kwestii szowinizmu w mediach i w życiu – ja już nawet nie mam siły.
E tam. Polski MKOL lepszy: nabrali tylu działaczy, że nie zmieścił się trener Sylwii Gruchały. Asystentka asystenta prezesa jest tam bardziej potrzebna. I tak to, o.
No dyć o nich mówię, tylko nie jestem dobra z nazewnictwa sportowego, bo się sportem brzydzę.
Do radioaktywnych beczek! Asystentka pierwsza!