Drogi Pamiętniku, w weekend przybyło mi a) zmarszczek, b) plam z atramentu w zlewie. Zmarszczki, ponieważ (w przeciwieństwie do niektórych) posiadam uczucia wyższe i martwię się stanem świata, a świat daje mi nieustające powody. Natomiast jeśli chodzi o plamy z atramentu, to N. zakupił sobie w Japonii pióro wieczne, bardzo wyrafinowane, które napełnia się atramentem z butelki. I napełnił je, niestety nad zlewem. Nad jasnobeżowym kompozytowym zlewem.
Oczywiście, niczym nie dają się zmyć. A ja nie mam siły, żeby oberżnąć mu łeb i nadziać na słupek ogrodzeniowy, a on dobrze o tym wie i wykorzystuje tę wiedzę do swoich celów.
W dodatku zachciało mi się dzielić wrażeniami i opowiedziałam N. o odcinku „The Crown”, który mnie wzruszył – tym, w którym Elżbieta objeżdża stadniny koni i rozmyśla, jak by wyglądało jej życie, gdyby nie musiała być królową. Tylko mogła robić to, co ją uszczęśliwia, czyli hodować konie. N. natychmiast zaczął mnie ustawiać, żebym przypadkiem nie myślała o żadnej hodowli, która na pewno nie uszczęśliwi moich potencjalnych koni, bo ja się nie nadaję nawet do hodowania PATYCZAKÓW. Które bym po pierwsze pogubiła, po drugie zagłodziła, a po trzecie ususzyła. Nie wiem skąd takie wnioski, bo po domu chodzi całkiem niechudy i nieususzony pies. Po prostu mężczyźni muszą nam od czasu do czasu podcinać skrzydła, taki widać mają imperatyw.
I chciałam jeszcze wspomnieć o tym, że Zebra do całego swojego zwierzyńca dołożyła sobie jeszcze akwarium z rybkami, i w tym akwarium ma ślimaka. I to jest najohydniejszy, najbardziej przepaskudny ślimak, jakiego w życiu widziałam (a przypomnę, że podoba mi się Obcy projektu Gigera oraz cefalopody z „Arrival”). Ona nie wie o co mi chodzi, twierdzi że ślimak ma na imię Gacuś i jest przesłodki. A ja twierdzę, że któraś z nas dramatycznie potrzebuje psychotropów. Na ochotnika mogę to być ja.
PS. Ale przynajmniej kupiłam w końcu papierowe ręczniki.
PSPS. Na specjalne życzenie Szanownej Publiczności – GACUŚ. Niestety jak to mówią – ZDJĘCIE NIE ODDAJE, nie wyeksponował wszystkich tchawek.
Na plamy to chyba muszisz probowac az znajdziesz cos wybielajacego. Trudnosc polega na tym ze jak sie atrament wezre to go z glebi ani rusz 🙁
I mnie ten Gacus nie podoba sie, jak Tobie wydaje sie odrazajacy. Nie straszy soba rybek?
O co Halou, z tym morderstwem w afekcie. Ze niby co ten afekt? Bezsensu. Moim zdaniem takie morderstwo powinno sie zwac: w EFEKCIE. Maz mnie wkurza, i efektem tego wkurzania jest moje jego zamordowanie.
Prześliczny jest 😀
…czyli psychotropy dla mnie! Huraaa!
Kwasek cytrynowy trzymałam wczoraj na plamach cały dzień. I NIC.
A Gacuś na zdjęciu wygląda o wiele lepiej niż na żywo (jak większość glonojadów), bo nie widać, jak cały pulsuje, gęba mu się rusza oraz wysuwa i chowa takie rurko – czułko – wąsy. Fuuu…
Kucharz wielkopolski (czyli pani Marya Śleżańska) radzi w 1904 roku, żeby przy zmywaniu plam atramentowych z marmuru: “Plamy atramentowe natrzeć rozczynem kwasu solnego i natychmiast zmyć wodą. Trzeba postępować z zmywaniem bardzo prędko, gdyż kwas solny, zgryzając plamę atramentu, chwyta zarazem marmur. Miejsca pociągnięte najlepiej myć gąbką, maczaną w wodzie z mydłem.”
O zlewach kompozytowych jakoś nie wspomina, ale może taka rada Ci się przyda?
Kwasek cytrynowy, albo po prostu esencja cytrynowa. Zrób silny roztwór, polej i zostaw na dłużej, potem powinno zejść. Też mam zlew kompozytowy, to jakiś zboczeniec wymyślił.
Poka Gacusia!!!
Gacuś! Gacuś! Gacuś
No nie wstydź się, pokaż 😙
Gdybym ja miała robić wyłącznie to, co mnie uszczęśliwia, obawiam się, że przyrosłabym do łóżka z czytnikiem w rękach.