Ale najlepszy numer nad numerami wywinęła moja ciotka, ta od xanaxu. Poszła do szpitala na mały, od dawna planowany zabieg, po czym idąc na salę – już przebrana i w kapciach – WYWALIŁA SIĘ i złamała nogę w kolanie. Zebra twierdzi że przydałoby się jej do załamywania tyle ramion, ile mają ze trzy ośmiornice, bo dwie ręce to stanowczo za mało.
Na ten moment – jak mówią nasi ukochani politycy – mam u siebie ciotki psa, czyli w sumie dwie suki, a razem ze mną trzy. N. oczywiście wyjeżdża. Czy zwariuję? Zobaczymy.
Oraz chyba jednak się cieszę, że mam sklerozę, bo znalazłam śliczną bluzkę z Desiguala, jeszcze z metką. Kompletnie zapomniałam, że ją sobie kupiłam chyba na gwiazdkę rok temu (albo i dwa). W związku z tym nie wiem, czy zażywać nadal te tabletki z miłorzębu, tym bardziej że i tak trzeci tydzień z rzędu zapomniałam kupić ręcznik papierowy (papel de cocina). Za to pamiętałam o kupnie flaszki wódki, bo jakiś żołądkowy wirusek mnie od wczoraj gnębi, a wiadomo, że słowiańskie geny najlepiej reagują na leczenie wódką. W zasadzie wszystkiego.
Niedobrze mi. Chwilowo to by było na tyle, jak mówiły Szadoki.
Co roku sobie obiecuję, że teraz to już NA PEWNO zrobię nalewkę z zielonych orzechów – nie znam lepszego lekarstwa na żołądek i zbuntowane flaki. No i pyszna jest przy okazji 🙂 I oczywiście znowu nie nazbierałam orzechów, ale już w przyszłym roku NA PEWNO zrobię, obiecuję. Może sobie to wpisać jako postanowienie noworoczne? Może przynajmniej jednego dotrzymam, zwłaszcza że związanego z alkoholem.
O – to mój menżu ma podobnie ze mną. Szłam sobie do szpitala na badanie, a wyszłam w piątek na własne żądanie z oddziału onkologii po wlewie chemioterapeutyku 😉 niemniej jednak wszystkie znaki na niebie i ziemie wskazują, iż był to jednorazowy wyskok. Idą to obświętować procentami – ot, słowiańska dusza 😉
O matko!
Bardzo proszę, żeby to była historia z dobrym zakończeniem.
Trzymam kciuki najmocniej.
I życzę pysznych procentów.
To jest historia z dobrym zakończeniem – nie ma już praktycznie po niczym śladu i zapominamy o akcji. A do tego wywołałam mały bunt na oddziale -MÓWIĘ STANOWCZE NIE CHAMSKIEMU ZACHOWANIU LEKARZA WOBEC PACJENTEK. NIE I JUŻ. Przyszła potem do mnie z podziękowaniem delegacja pielęgniarek. Procenty pyszne były – moje ulubione Malibu a na pocieszenie musiałam, po prostu musiałam kupić sobie nową sukienkę. Bo wygodnej takiej, nowej, w najmodniejszym musztardowym kolorze – to akurat nie mam. A w czymś chodzić muszę przecież.
To zupełnie naturalne, że pamiętasz przede wszystkim o kupnie flaszki.
Masz właściwe priorytety.
Basiek, taka kilkuletnia nalewka, i to z młodych orzechów, to skarb!
Powinna być otworzona z jakiegoś naprawdę dużego powodu.
Barb, gratuluję posiadania takiej ciotki! Na pewno nie będziesz się z nią nudzić (i z jej suką).
Co trzy baby w domu, to nie dwie 🙂
Myślę, że nie masz sklerozy. Masz po prostu swoje priorytety 🙃😉
A wirusa też miałam, ale pokonałam go olejkiem oregano i jak już chciało mi się jeść to dobijałam papryczkami jalapeno nadziewanymi serkiem 😉
W domu mam kilkuletnią nalewkę z młodych orzechów włoskich, ale jakoś nie miałam odwagi do tej pory.
A’propos wódki, dziś w dziale z duchami nie mieli śliwowicy. Trochę się zdziwił sprzedawca, że zagadnięta przez niego niewysoka blondynka pyta o coś takiego, a nie o, na przykład, miluśki likier. No cóż. Słowiańskie geny. Z domieszką krwi potomków Czyngis Chana.