– Wiele espumisanów później… –
No dobra, żarty żartami – ale ile może człowieka boleć CAŁY PRZEWÓD bynajmniej pokarmowy, skoro tak naprawdę przeżarłam się tylko w Wigilię? No dobrze, spożyłam później kawałek indyka, który składał się w 40% z indyka oraz 60% klarowanego masła, bo własnoręcznie go piekłam i taki indyk mi najbardziej smakuje. A w Sylwestra zjadłam tylko dwanaście winogronek i kawałek sera pleśniowego na zagrychę po surowiźnie – może faktycznie, pleśniowe sery o północy nie są najlepszym pomysłem, ale bez przesady!
Wszyscy wczoraj się zataczali ze śmiechu – o przepraszam, z entuzjazmu – nad „Koroną królów” (to ilu tam królów przypada na jedną koronę – reglamentacja jakaś jest?) – słyszałam, że opływa w poliestry i znakomite dialogi, a nawet podobno była jedna goła damska dupa i jedna PRAWIE. Natomiast mnie zafrapował inny nius, z podkarpacia: otóż jeden pan poszedł do burdelu (nazywajmy rzeczy po imieniu), miał zastrzeżenia do usługi i chciał zwrotu forsy, co tak zdenerwowało panie profesjonalistki, że wbiły mu w penisa trzy plastikowe widelce.
JAK? Jak one to zrobiły, ja się pytam???
Przecież plastikowym widelcem nie da się czasem udziabać sernika, jak trafi się taki bardziej zwięzły (a jak jeszcze ma polewę, to już w ogóle). Może, MOŻE przy dużych nakładach dobrej woli, wielu próbach i dobrym kącie natarcia da się plastikowy widelec wbić w parówkę. Ale nie taką w prawdziwym flaku. I TRZY? Musiały mieć idealną synchronizację. Ludzie, co się na tym świecie dzieje. A ja się martwię, że już nic nowego mnie nie czeka – niepotrzebnie, niepotrzebnie.
No i czytam tego Miłoszewskiego, bardzo fajny pomysł i naprawdę dobrze pisze, ale super wciągające kawałki są przeplatane takimi jakimiś, że mam wrażenie jakbym szorowała dupą po piasku. Taki trochę nierówny jest. Ale tych dobrych kawałków jest więcej.
A z postanowień noworocznych to przewinęło mi się cichutko „A może byśmy zrobili remont łazienki?”, po czym go sobie wyobraziłam… Nie ma takiej usługi, żeby uśpić człowieka i obudzić po remoncie?
do usypiania proponuję wezwać Drużynę A. Oni tam mieli takiego jednego co się bał latać i też go usypiali:)))
Spędziłam Sylwestra i okoliczne dni na Fuercie… pięknie, cudnie i pysznie było. A w Nowy Rok samochód pokopała nam dzika koza z maleństwem, która chciała się dostać do środka i pojechać z nami. Śliczna była, maleństwo rozkoszne, ale jednak ich nie wzięliśmy- kto o jakimkolwiek sumieniu i podstawowych zasadach moralnych zabrałby jakąkolwiek istotę stamtąd do naszego burego klimatu? I tym samym wyszło mi, że piloci samolotów to są nędzne zwyrodnialce. O.
“ile może człowieka boleć CAŁY PRZEWÓD bynajmniej pokarmowy” – u mnie to idzie już w ósmy tydzień jakoś. Czasem boli cały, czasem zaś, że tak powiem, na wyrywki. Bywa, że to są takie wyrywki, że można sobie włosy wyrwać z głowy, a czasem mam tylko nieprzyjemne wrażenie, że połknęłam średnich rozmiarów zeppelina (chodzi o taki fikuśny statek powietrzny). Na myśl o gastroskopii boli mnie głowa, więc staram się myśleć jak najrzadziej, ale też chciałabym znać odpowiedź na pytanie “ile może człowieka boleć…”.
Abstrahując zaś, życzę wszystkim tu obecnym wszystkiego najlepszego w tym nowym roku – oby trąby Waszych słoni nigdy nie nadziały się na plastikowe widelce, i żeby te wszystkie straszne asteroidy nie trafiły w Ziemię. Nic lepszego nie wymyślę, bo właśnie dokuczają mi wyrywki.
Wiem, że temat kontrowersyjny, ale na takie bóle niewiadomego pochodzenia polecam dietę bezglutenową. Też przechodziłam przez boleści, wzdęcia itd. i podśmiewałam się z modnej diety gf. Jadłam makarony pełnoziarniste, piekłam chleb na zakwasie z mąki pełnoziarnistej żytniej i orkiszowej, przecież to nie może szkodzić, prawda? Aż doszłam do momentu, że przez 3 dni jadłam tylko gotowane ziemniaki, wszystko inne mi szkodziło. W ramach eksperymentu wyrzuciłam gluten z diety i już po paru dniach poczułam ulgę. Jem wszystko – oprócz glutenu, przy czym nie kupuję produktów certyfikowanych. Boleści, wzdęcia i wszelkie inne sensacje wracają tylko, gdy skuszę się na coś z glutenem. Tak funkcjonuję ponad 2 lata.
Ja mam tyle kontaktu z glutenem, co z drogimi samochodami – czasem gdzieś jakiś zobaczę. Chleba piekę dużo, ale nie dla siebie, makaron jest wyjściem awaryjnym, gdy nie ma czasu na nic innego (czyli góra raz w miesiącu), pierogi raz do roku, za to przez kilka dni z rzędu, z ciastami podobnie. Chyba że o czymś zapomniałam. Są tacy, co twierdzą, że już tylko woda jest prawdziwie bezglutenowa, no ale bez przesady. U mnie problem zaczyna się w żołądku, a pozostałe odcinki przewodu to już chyba tylko reperkusje. Jeszcze przez kilka tygodni tak sobie pobiadolę, licząc po cichu na cudowne ozdrowienie, a potem pewnie jednak ta cholerna gastroskopia.
Idź od razu. Kilka tygodni to długo, jeśli już cię boli od jakiegoś czasu. Idź kobieto, dzielna bądź ! jesteś
Miłoszewski nie zachwyca moim zdaniem, choć poprzednie jego książki jak dla mnie – rewelacja. Zawsze podobały mi się jego trafne uwagi nt. polskiej rzeczywistości i specyficzne poczucie humoru.Dlatego pokładałam duże nadzieje w nowej książce, która miała być przede wszystkim obyczajowa (w sensie bez wątków kryminalnych czy przygodowych). A tu klops, w “Jak zawsze” to wszystko siadło, jakieś tam przebłyski czasem są, ale dodatkowy szkopuł taki, że cała fabuła wydaje się “na siłę” – ta alternatywna rzeczywistość z pierdylionem szczegółów, które nic nie wnoszą. Bez żalu oddaje do biblioteki miejskiej.
W cewkę, w cewkę mu wbiły….
A może te widelce były NAJPIERW, a dopiero później (słuszna) reklamacja?
No i musialyby chyba, te panie profesjonalistki, polozyc obiekt na jakiejs twardej, plaskiej powierzchni, zeby powbijac te widelce, co? No bo tak w obiekt wiszaco-dyndajacy, to nie ma opcji.
Podejrzewam winogrona. Miałam takie, wyglądały na niedojrzałe i na pewno były, ale były smaczne. Zjadłam, no może 10 jagódek. Mało nie umarłam. Miałam w domu tylko sylimarol, mąż hepatil. Pomogło, cytrynka dobrze radzi.Zresztą już ci na pewno lepiej.Pozdrawiam noworocznie, oby wam się darzyło.
Ja skutecznie tłumię entuzjazm mojego męża co do odmalowania domu. Dobrze mi idzie, obecnie jest na etapie – nic nie będę inwestował w ten dom, lepiej kupić nowy.
Ha, ha, ha…
Ja od trzech lat postanawiam noworocznie, że pomalujemy chałupę i wymienimy meble… Po czym wizualizuję to sobie. I potem, jak Scarlet “pomyślę o tym jutro”, czyli za rok…
W tym roku stwierdziłam, że nie ma sensu, dopóki Młody nie wyprowadzi się na studia, bo szkoda odnowionego mieszkania na nastoletnie imprezy 🙂 Egzekucja odroczona o dwa lata 🙂
A na przeżarcie- 2 raphacholiny, 2 sylimarole i 2 hepatile jednocześnie, do trzech razy dziennie. Działa, przetestowane na sobie.