Łyknęłam „Trans” – nooo, kupować babci na Gwiazdkę raczej nie radzę (acz moja babcia rozkoszuje się opowieściami o bitych i wykorzystywanych seksualnie na workach z praniem wychowankach zakonnic). W rytmie „Podręcznika do ludzi”, który bardzo lubię, ale nie ma już tego przenikliwego smutku – może dlatego, że tamte książki pisane były na żywca, a ta – po latach, z perspektywy „i wszystko skończyło się dobrze”. Opisy jak to zwykle u Manueli, dość brawurowe, co kto lubi i którędy, ale z całej książki wrył mi się w pamięć jeden i nie mogę się pozbyć natrętnej wizji redaktora C.M. spowitego w suknię ślubną, no niestety.
Jestem w połowie Mary Roach o kosmosie, uwielbiam jej ksiązki. Każda strona to setki godzin w bibliotekach i archiwach, dziesiątki przeczytanych dokumentów i opracowań i godziny rozmów. Same przypisy to kraina smaczków. Wiecie, że dorsze wymiotują?… Bo że radzieccy kosmonauci trzymają na stacji kosmicznej butelki z wódką w rękawach skafandrów, chyba nikogo przekonywać nie trzeba. Dobra, nie psuję lektury. Świetna.
A tak w ogóle to jedna noga mi się popsuła (od obcasów? Skakanki?) i boli poniżej kostki. A na dodatek wpada N. z sałatą i wymachuje mi przed nosem złowieszczo. A ja mam ugruntowany pogląd na temat witamin, nie ufam sukom, mówię wam, witaminy to większe zło, niż kalorie, a nikt nigdy nie widział ani jednych, ani drugich. Sam niech sobie robi swoją sałatę. Oszaleć można.
Macie tatarak w kątku? My mamy. Kiedyś z tataraku się robiło konfiturę, o której wyczytałam, iż konfiturę tę najczęściej podawano na śniadanie do kieliszka wódki. N. się żywo zainteresował i zażyczył sobie takich śniadań. No nie wiem, dla mnie już ziemniak na śniadanie to ekstrawagancja, a co dopiero wódka – chyba, że szampan, ale to w klimatach zdecydowanie bardziej iberyjskich.
Kategorycznie uprasza się o powrót upałów.
Jedynym zwornikiem pomiędzy Tatarakiem oraz transotymcoktolubiiktórędy wydaje mi się być Iwaszkiewicz Jarosław. Chociaż jak się tak głębiej hm analizuje temat… to tytuł TRANSatlantyk też jakiś taki podejrzany. No sam nie wiem.
Nie wiem, jaki but masz na myśli, ale owszem, to ten w kształcie kozaka z wywiniętą cholewą.
To! To!
A na patio coraz cieplej, cieplej… 🙂
Czy to to:
http://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,2968,tytul,Ale%20kosmos!%20Jak%20je%C5%9B%C4%87,%20kocha%C4%87%20si%C4%99%20i%20korzysta%C4%87%20z%20WC%20w%20stanie%20niewa%C5%BCko%C5%9Bci
Apeniński to ten w kształcie buta?… Bo ja dość słabo się z geografią fizyczną utożsamiam.
Żadnych upałów. Obecna pogoda, to mój ideał. Bardzo lubię Manuelę. Mary kupiłam będąc pod Twoim wpływem, ale jeszcze nie ugryzłam. Konfitura z tataraku, pierwsze słysze, a fajne. :-)) Z ekstremalnych dla mnie rzeczy robiłam syrop z pedów sosny i właśnie zaraz ukończę robić nalewkę z tychże. Pozdrawiam :-))
No dobra, postanowiłem (kompulsynie) zakupić Mary Roach. Znaczy się jej książkę. Dołożę do stosiku rzeczy które postaram się przeczytać przed emeryturą. Mam nadzieję, że się uda.
Uprzejmie donoszę, że upały owszem, są aktualnie obecne na półwyspie apenińskim. Nawet ciut za bardzo.
tatarak jest tez dobry na włosy – kiedyś szampon taki robili ale już zaniechali a szkoda bo fajny był i włosy mi lśniły
Kiedyś mnie na studiach uczyli, że wszystkie tataraki w Polsce, to dziewczyny. I że rozmnażają się przez kłącza. Z czego wywnioskowałam, że zasadniczo wszystkie tataraki są jednym tatarakiem, bo nie ma przecież wymiany genetycznej..