Słuchali państwo?…
Straszliwie jestem skołowana. DObrze, że jutro do pracy. Odpocznie człowiek trochę.
Mielismy w weekend polsko-hiszpańską wymianę doświadczeń. Głównie kulinarnych. Tak juz jest, że pokazujemy sobie nawzajem swoje ojczyzny od kuchni. Tym razem kompetiszn wygrała wątróbka drobiowa z jabłkami i suszoną śliwką! Widac tak to już jest, jak się człowiekowi przejedzą wszystkie kawiory, szampany i homary. Wątróbka najlepsza. Zaraz po wątróbce – ozór w galarecie mojej babci (tj. żeby nie było niedomówień – galareta była mojej babci, nie ozór. Ozór za zycia należał do jakiejś Krasuli, świeć Panie nad jej łaciatą duszą).
Wina człowiek trochę popił (bo przecież nie przyjechali z pustymi rekami! Lubię tych naszych gości z Hiszpanii), złapał troche języka (“Esta careterra es muy mal!”), nie wyspał się…
No muszę odejść z tej roboty, bo naprawdę. Brakuje mi czasu dla Szczypawki.
PS. Po hiszpańsku – duchy domowe – espiritos.
PSPS. Oraz widzielismy miliardy bocianów. Po hiszpansku – ciguenias.
No pewnie, że “muy mal”, a czego się spodziewali?
Na te bociany to lepiej uważać, choć… ja je widuję co roku, występują stadami i nigdy mi nie zaszkodziły:)
hmm, czyli mówisz, że bociany krążą… ::):):) no to pięknie :)) ciekawe, jakie będą efekty tego krążenia …:):):):)
To miałaś lepszy weekend ode mnie – ja miałam żałosną niedzielę, poniekąd na własne życzenie