Zimno się zrobiło NIEWYBACZALNIE i obrzydliwie, aż mi Mangusty żal i nawet przygotowałam wiadro z mopem, a ona właśnie życzy sobie WYCHODZIĆ na toaletę. Jak pada deszcz – nie, ale mróz ze śniegiem jest OK. Na krótko, ale wychodzi, a najlepsze jak chodzi po własnych śladach po śniegu, jak Indianin.
Co nie zmienia faktu, że ja jestem przeciwna takim temperaturom i zła na przodków, że osiedlili się w takim klimacie. Pewnie nawet nie wiedzieli, że są inne możliwości – nieuki jedne.
Przez cały weekend N. się nade mną znęcał psychicznie. Znalazł koperty ze starymi zdjęciami, wyciągał je i podsuwał mi z komentarzem „A pamiętasz, jaka kiedyś byłaś SZCZUPLUTKA?”. No po prostu CO ZA ŚWINIA, to nie mam słów! W dodatku – byłam, OWSZEM – BYŁAM, zgrabna jak nie wiem co i to chyba oczywiste, że wstydziłam się wtedy rozebrać na plaży. Teraz z taką figurą chodziłabym na golasa dwadzieścia cztery godziny na dobę.
(To taka figura retoryczna – oczywiście, że bym nie chodziła, bo to jakoś nie w moim stylu, a już na pewno nie zimą i nie przy takich temperaturach, jak teraz).
Podsumowując – naprawdę mnie wkurwił i to porządnie; gdybym go zamordowała np. nożem albo ciężką kryształową salaterką, to każdy sąd by mnie uniewinnił, KAŻDY. I legalny, i ten podrabiany pisowski, i rejonowy, i najwyższy z najwyższych.
Cały czas jest dość wczesny początek roku – nie mam wątpliwości, że to się za chwilę zmieni, ten czas tak zapierdala, że za kilka dni znowu będziemy szukać prezentów gwiazdkowych i uzgadniać, kto przynosi jakie śledzie. Ale PÓKI CO jest pierwsza dekada stycznia i tak sobie myślę, że może bym coś postanowiła na ten rok, tylko żeby to było realistyczne i miało ręce i nogi.
I wymyśliłam, że zrobię CIASTO DROŻDŻOWE. Nigdy nie robiłam, bo drożdży się troszkę boję, a koleżanka się ze mnie nabija, że to prościzna i każdy potrafi. No więc w tym roku się tego PODEJMĘ.
Być może okaże się, że to kolejna moja kulinarna klątwa – jak pieczone ziemniaki albo żurek. Bo przypomnę, że nigdy nie udało mi się upiec ziemniaków w piecyku do miękkości (ile czasu bym nie piekła – zawsze są twarde i surowe) oraz zrobić żurku od podstaw. Próbowałam kilka razy, trzymałam się przepisu co do literki, kropeczki i znaków przestankowych – i kończyło się garem brei o smaku ścierki do podłogi, który lądował w sedesie, a żurek się robiło z torebki (bo N. jak na złość UWIELBIA żurek i mógłby jeść codziennie). Szkoda, że nie mam przepisu mojej babci, która robiła WYBITNE ciasto drożdżowe – ale babcia wszystkie przepisy miała w rękach i oku, nigdy nic nie odmierzała.
Więc mam postanowienie na nadchodzący rok. Pewnie nie stanie się to w styczniu, może nawet nie w lutym, ale STAY TUNED.
Podsumowanie i wnioski: Jestem gruba.
Nie mam pojęcia, jak wyglądasz teraz, aczkolwiek domniemywam, że dużo lepiej niż wynika to z samoopisu…
BTW, wiesz, że pamiętam Twoje ślubne zdjęcia? Czytałam Twojego bloga już wtedy. Pamiętam, jaka byłaś prześliczna; rzadko się widuje tak piękne kobiety 🙂
O rety, ślubne zdjęcia to prawie prehistoria! 🙂
Bardzo dziękuję za komplement, aż się wzruszyłam, no bo która kobieta nie chciałaby usłyszeć, że jest piękna. Ja zwykle w kobiecych paczkach postrzegam się jako Dziwna Barbie, bo się nie umiem umalować czy uczesać. Może dlatego ładnie wyglądałam na ślubie? Bo WRESZCIE ktoś mnie uczesał? 🙂
widziałam niedawno w komputerze filmik z piesiem jamnikiem na spacerze w deszczu strugach, piesek ów był na smyczy, i na końcu tej smyczy [w sensie przy piesku] był parasol 🙂 wyglądało to legitnie i sensownie dość
Aha. No to nie wiem, z czego ten PARASOL musiałby być zrobiony w naszym przypadku, bo to co szczeniaczek Mangusta na razie odwala na smyczy, to jest osobna historia. Jakby miała geny antylopy, kangura i myszoskoczka.
Taki gadżet to jest dla dorosłych, statecznych jamniczków, które SWOJE WAŻĄ i nie w głowie im wygłupy.
POza tym na ogródek na toaletę przecież bez smyczy idziemy. Zostaje zwykły parasol, tylko że nie nadążę za nią.
A ja to jak Mangusta: mróz może sobie być, lepiej się czuję w mróz, niż w niżową szarugę. I wolę minus dziesięć, niż plus trzydzieści. Tak już mam, nie moja wina. I z wszystkich ludzi świata tylko własny syn mnie rozumie, bo ma tak samo.
Mrozu nie znoszę, ale kiedyś uważałam, że lubię deszcz.
Uhm. Dopóki nie pojechałam do Galicji zimą.
NO ale tamten deszcz do naszego to jak porównywać Wisłę i Amazonkę.
Ziemniaczki pieczone nalezy przed pieczeniem obgotowac tak z 10 minut. I dopiero w ziola i do piekarnika. Wyjda, nie ma bata.
Drozdzowe sie robi mikserem i jest banalne i nic sie nie boj.
Ja jestem inna szkoła, ziemniaczki piekę bez gotowania i nigdy mi nie wyszły twarde. Znaczy, nie piekę w całości, tylko w ćwiartkach obtoczone w ziołach i oliwie i zawsze są pyszne. Nigdy twarde. Co więcej, nie obieram do tych ćwiartek czy plasterków, tylko myję. W ogóle w NL mają takie malutkie 7 minutowe ziemniaczki, to te się w ogóle piecze szybciutko- 25 minut i chrupią. A drożdżowe jest super na stresy- ja osobiście wyrabiam łyżką drewnianą, żeby się odstresować. A w ogóle to mam gdzieś przepis na takie dla niezestresowanych- dwuetapowe, którego się w ogóle nie wyrabia, tylko zostawia na noc, albo na dzień, potem dosypuje mąkę i piecze i je z przyjemnością – ja jestem team drożdżowe je się ciepłe, potem niech jedzą inni.
a dwa dni temu zadzwoniła do mnie moja babcia i powiedziała, ż jej zimny dreszcz po krzyżu przebiegł i ona nie wie dlaczego i czy wszystko u nas dobrze
pomyślałam, że może jej się moce i przeczucia już obluzowały, bo babinka ma dziewięćdziesiąt lat (daj nam boziu wszystkim taki pałer w takim wieku!!) i może coś sobie wmawia
ale nie
jednak nie
wchodzę tu dziś i widzę, że właśnie dwa dni temu napisałaś, że drożdżowe robi się MIKSEREM!!
no nie dziwię się, że mojej babci zimne dreszcze po plecach biegają…
;-P
ha ha ha! boskie!
Moja babcia też nie używała miksera do drożdżowego, ale nie ideologicznie – ona po prostu miała to ciasto wdrukowane na pamięć, że robiła całkiem odruchowo i żaden mikser niczego by nie usprawnił, oprócz jeszcze jednego badziewia do mycia. A tak to tylko miska.
Szajse, zapomniałam, że jak się nawrzuca linków, to wordpress zaraz się robi podejrzliwy i każe blogierom moderować – pardon za turbulencje, perturbacje i wszelkie inkonweniencje!
Kanion, a wrzucałaś link do żurku i fajnej drożdżóweczki…? Bo ja bym z ciekawości chętnie spojrzała…
Ja co prawda nie kanionek i żurku też niet, ale jak chodzi o wypieki i bycie totalną nogą w tym temacie to polecam bloga Moje Wypieki (jest też książka -autorka Dorota Świątkowska).
Powiem tak, jak zaczynałam to ze słodyczy kanapkę z dżemem umiałam zrobić, a teraz to nawet i tort machnę (slynny biszkopt rzucany) I cuda wszelakie, a drożdżówkę to małym palcem i po ciemku 🙂
Niemniej czuję się zobowiązana uprzedzić, że zdjęcia są takie, że od samego oglądania dupa rośnie…
Niestety, ja i żurek po raz pierwszy i ostatni widzieliśmy się około 40 lat temu i od razu uznaliśmy, że byłby z nas jeno mezalians, zaś wszelkie wypieki poza pizzą i chlebem musiałam porzucić z tytułu niewydolności wielonarządowej kuchenki gazowej (teraz już dwa palniki naprawione, ale piekarnik wciąż jest jedynie szafką na patelnie), tym samym nie wiem, gdzie i kto wywija najlepsze drożdżówy, bo żal mi nawet na przepisy patrzeć 😀
Ja tylko takie tam, do śmiesznych wideł na jutubie – może Barbarella wygrzebie ze spamu ku uciesze szerszej publiki, a może nie (w sensie: nie wygrzebie, albo wygrzebie, ale nikogo to nie ucieszy).
Kanionku, kup se prodiż! Taki jak za dawnych lat! Som! Mój tato, który zatęsknił za, kupił i teraz wypieka wszelkie mięsa – bo on akurat ze wszystkich słodyczy to pieczony boczek albo schab.
A som takie zdolne pomieścić całego człowieka? Bo ja mam w domu zwykle 16 stopni, ale wczoraj i przedwczoraj rano w kuchni było 12, a w moim pokoju 13,4, a na zgłoszoną małżonkowi reklamację otrzymałam wywracanie oczami i obietnicę trzykrotnego (zamiast zwyczajowego dwukrotnego) napalenia w kotle, w związku z czym dziś o 7 rano miałam w kuchni stopni aż 13.
W taki prodiż o gabarytach przemysłowych mogłabym wleźć cała, wetknąć wtyczkę w gniazdko, nakryć się pokrywką i jakoś przeżyć tę zimę, a z takim małym to nie wiem – ciepły posiłek niby zjem, może nawet ciasto upiekę, ale nogi od podłogi trzeba będzie w marcu siekierą odrąbywać :-/
Prawdą jest, że babcia robiła takie ucierane ciasto z prodiża z jabłkami, że żadną miarą z piecyka nie wychodzi takie. Wyrośnięte i wilgotne jednocześnie, a bez zakalca. I kurze uda też bardzo ciepło wspominam.
Ale to niby wygodne jest, ale mówią, że prądu żre mnóstwo. I czy nie lepiej te niby beztłuszczowe frytkownice, co tak naprawde są mini – piekarnikami kupić, bo jednak mają więcej opcji kulinarnych i są oszczędniejsze.
Yo, momma. Żebyś nie musiała błądzić po jutubach, potykając się o te wyciskane pryszcze i ewakuowane cysty, mam dla Ciebie coś WSPANIAŁEGO (i tym razem zdecydowanie nie tylko ja tak twierdzę) – gościa, który podkłada głos pod zwierzęta, głównie psy i koty, ale czasem i struś się trafi, i robi to obłędnie, doskonale, lepiej się nie da, boki zrywać, czad i bomba. Kilka moich ulubionych:
https://www.youtube.com/shorts/aaXjk88YV-k
https://www.youtube.com/shorts/RrVfxpPa9Lg
https://www.youtube.com/shorts/Ci5QC8YvFGY
https://www.youtube.com/shorts/ocQm9f2_LL4
https://www.youtube.com/shorts/rTdW8-mimv4
https://www.youtube.com/shorts/pbU5lUon9AU
(Dobra, nie chcę spamować – jest tego mnóstwo, niektóre oglądam po kilka razy; leczą chandrę, podnoszą poziom dobrego cholesterolu, rozpuszczają kamienie w nerkach i generalnie – dobre są).
Kurła, u Was też minus dwadzieścia?! Musiałam Irenie kurtkę założyć, Z KAPTUREM.
też mam kurtkę z kapturem
Przepraszam, ale gdybym zobaczyła kozę w kurtce z kapturem to moja dusza mogłaby uznać jak dusza tej pani, co weszła w Phoebe i na lesbijskim slubie powiedziała “TERAZ WIDZIAŁAM JUŻ WSZYSTKO” i udała się do nieba. Znaczy tamtej pani dusza, nie moja. Moja pewnie do piekła, bo wszyscy ludzie niekochający Jarosława i Rydzyka pójdą do piekła.
Żurek mi też za cholerę nigdy nie wychodzi,może to jakaś klątwa :)? Ale drożdżowe faktycznie da się zrobić… Uśckiski dla Mangusty!
Moja świętej pamięci Ciotka robiła własny zakwas, i pyszny na tym zakwasie żurek, zwany zalewajką- bo ziemniaki zawierał w środku. Ja, wychowana na takim z torebki, nie wiedziałam, że może być toto takie dobre. Sama nie gotuję, albo sporadycznie, ale temu ciotczynemu to nawet butów nie godzien czyścić
Ustalmy, że jednym się zakwas darzy, a innym nie!
Barszcz ukraiński mi wychodzi bardzo dobry, więc nie będę zachłanna.