O GENETYCE I KULINARIACH

Dwunastego grudnia N. stwierdził, że zachowuję się zupełnie jak moja babcia. Bo jak się wchodziło do babci, to transmisja z Sejmu ryczała na cały regulator, a babcia siedziała w fotelu, robiła na drutach i używała słów niecenzuralnych. WSZYSTKO SIĘ ZGADZAŁO – z tym, że nie druty, a szydełko. Napisałam SMS-a do Zebry, bo to nasza wspólna babcia była, a ona na to, że u niej tego dnia IDENTYCZNIE – tylko babcia innych przekleństw używała, a my mamy swoje, autorskie. 

Dobrze, że już po wszystkim, bo długo bym nie pociągnęła na takich emocjach. Na co dzień mam niskie ciśnienie i mogłoby mi wywalić bezpieczniki. No i zamieniam się we własną babcię, o co nigdy bym się nie podejrzewała, bo babcia energiczna, towarzyska brunetka i na dodatek należała do partyzantki, a ja wprost przeciwnie. A jednak – co w chromosomach, to człowieka nie ominie.

Natomiast przez ostatnie kilka dni w okolicy zapanowała jakaś entuzjastyczna życzliwość, nawet tu i ówdzie słyszane były korki od szampana, tylko jeden sąsiad coś smutny chodził z nosem na kwintę. Już podejrzewaliśmy najgorsze, ale powód okazał się dość prozaiczny: otóż małżonka, przebywająca przez ostatnie trzy tygodnie w sanatorium, wróciła do domu. A tu człowiek już posmakował wolności i wiatru w żaglach, a w weekendy „wędził schab na święta” z kolegami (jeśli wiecie o co mi chodzi – mryg, mryg), i to wszystko się skończyło tak nagle. Teraz sąsiad dużo wzdycha i przebywa w garażu (dobrze, że nie ma mrozów).

Wczoraj trudny dzień od rana, ale zakończył się najlepiej jak tylko mógł: w jednej restauracji z obiadami były szare kluski. Uwielbiam szare kluski z twarogiem – jednak mam bardzo słowiański żołądek. Gdybym miała do wyboru homara i szare kluski z twarogiem – wybieram kluski (no, może przy krewetkach al ajillo bym się wahała i w końcu opędzlowała jedno i drugie). Podsumowując – dzień przyniósł same sukcesy, zarówno na płaszczyźnie międzynarodowej, jak i lokalnie gastronomicznej.

Podobno świetny seria na Netflixie rzucili i mam się nie przejmować, że polski, tylko dać mu szansę – „1670” się nazywa. A czytam bardzo niezłą książkę – też polską, „Wszystkojedność”. Spodobała mi się na tyle, że upolowałam w antykwariacie i zamówiłam sobie poprzednią książkę autora o wspaniałym tytule „Muszę kończyć, umieram”. Prawda, że zachęcający?

A ja muszę zrobić inwenturę, czy mam wszystko co potrzebne do wigilijnych potraw i nie będę musiała wypędzać po nocy małżonka po kakao do polewy, jak to się już zdarzało. Dobrze, że mamy prężnie funkcjonujący wiejski sklepik nieopodal (N. jest nim zachwycony, bo sklep jest wielkości kiosku Ruchu, a jest w nim WSZYSTKO – jak to możliwe, nie wiem, ale tak właśnie jest).

A Mangusta ma podwójny kieł w dolnej szczęce. Oczywiście, że panikuję w związku z tym.

8 Replies to “O GENETYCE I KULINARIACH”

  1. Boszz, te dylematy kuchenne… a to takie proste: Szare kluski z krewetkami al ajillo. I już. I ulga. I smaczne. I fusion.
    I, tak − mogą być nawet z twarogiem 🙂

  2. Hermiona miała koralikową torebkę wizytową, taką idealnie do ręki – mieściło się w niej wszystko; ale to dosłownie wszystko, na przykład ubrania na zmianę, stos książek i obraz w ramie
    może ten Wasz sklep prowadzi jakiś czarodziej 😉

  3. Ja bym jednak wolała homara. Albo, kraba śnieżnego. Żarłam toto 3 tygodnie dzień w dzień, gdzieś pomiędzy Chile i Argentyną, kupowane od rybaków za rum i myślałam, że więcej nie spojrzę. Etam. Wróciłam do tzw ojczyzny i tęsknię za krabem. I za winem. I za słońcem w Buenos. Po co wracałam???? A, koty…

  4. No co poradzisz, gena nie wydłubiesz. 🙂
    A kieł usuńcie, sami szarpiąc się zabawką z nią, albo u weta. Ja nie panikowałam i potem ten stały źle wyrósł, lekko kłując w dziąsło. Trzeba było interwencji i to już nie zwykłego weta, a stomatologa, bo piesek jeść przestał.

  5. Jest nas więcej, siostry! Nie tylko że ogladam/słucham obrad cały czas (w pracy – słuchawki na uszach i obłed w oczach), zainstalowałam sobie aplikację z TVNem 24 w komórce, żeby nie przegapić środowego zaprzysiężenia rządu (MUSIAŁAM to zobaczyć, a akurat pracowałam z biura), no i do tego złapałam się na tym, że pokazuję – wybaczcie – faka do ekranu, niektórym palamentarzystom…
    I prawie się rozpłakałam widząc jak witali naszego D w Brukseli, no ale ja mam oczy w mokrym miejscu i mnie wzruszyć łatwo. 😉

  6. Wczesniej kibicowalam przed 15 pazdziernika – nawet na rondzie w poznaniu dostalam lizaka z serduszkiem, a wskrzynce pocztowej znalazlam nasiona facelii w opakowaniu z serduszkiem , a nastepnie przesiedzialam od momentu mianowania marszalka sejmu do odcinka ostatniego sezonu pierwszego:)) Wczoraj zaczal sie sezon nr 2 odcinek 1 w Brukseli….. serial ten nie na moje niskie cisnienie, ratowalam sie winem , przyroslam do fotela , nie wychodzilam z domu nikogo nie wpuszczalam , no i niczego nie przegapilam , nawet akcji tego ryzego z gasnica .

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*