O KURZE I ZIEMNIAKU

Mam smutną wiadomość. 

Swojego czasu pisałam o kurach – buntowniczkach od sąsiada, które miały w pogardzie ogrodzenia i zwiedzały okolicę na piechotę. Zwłaszcza jedna była taka odważna, zadziorna i maszerowała solo albo brała do towarzystwa jakąś koleżankę.

No to już jej nie ma. Porwał ją lis – i pewnie zeżarł, bo lisy raczej nie zajmują się uprowadzeniami dla okupu. I nie tylko ją jedną – w sumie osiem sąsiadowych kur straciło życie, a dodatkowo jeszcze kogut pióra – przeżył starcie z lisem, ale został oskalpowany. U nas ogromy smutek, ale u sąsiada prawdziwa żałoba i rozpacz – nie dość, że zostali ograbieni z majątku ruchomego, to jeszcze kura była podobno ulubienicą wnuczki (i miała na imię Halinka). 

Tak, tak. Świat to jedna wielka restauracja – to straszne, ale tak już jest. Natomiast tak myślę, że szalona kura (o imieniu Halinka) przynajmniej nie skończyła w rosole – spotkał ją koniec godny Easy Ridera. Co nie jest dla sąsiada żadnym pocieszeniem, oczywiście, od kilku dni odgraża się lisowi i robi zasieki na działce i w ogóle jest w nastroju bojowym. Boję się, żeby konflikt nie eskalował – naprawdę mam dość przemocy. 

Minuta ciszy nad duszą Halinki.

I niby pogoda ładna, ale noce zimne. Bardzo potrzebuję się zdysocjować od tego bagna, tego gnoju w słoneczku na tarasie – tymczasem mam ograniczone godziny na rzeczoną dysocjację. Od rana zamarzam i wieczory też nie zachęcają. A na fejsbuku widziałam dramatyczne zdjęcia zmarzniętych pomidorów – W CZERWCU! Czy przymrozki się nie powinny skończyć po zimnej Zośce? 

A w ogóle ZAPOMNIAŁAM o ważnym wydarzeniu w moim życiu – otóż, pierwszy raz MAM ZIEMNIAKA, zupełnie jak Marsjanin. Jakiś czas temu koło lokalnego bazarku znalazłam na parkingu małego ziemniaczka, widocznie komuś wypadł z torby i za chwilę zostałby rozmaślony przez samochody i / lub ludzkie podeszwy. No to go zabrałam do domu, ale skoro uratowałam mu życie, to głupio byłoby go tak po prostu ZJEŚĆ. Więc poprosiłam N., żeby go wsadził do doniczki (bo N. ma zielone paluszki i wszystko mu rośnie, a ja wprost przeciwnie). I co? I jestem aktualnie matką chrzestną półmetrowego krzaka z rodziny psiankowatych! Jedyne co mnie martwi, to że dostał za małą doniczkę. Jestem z niego bardzo dumna, że tak sobie pięknie poradził. 

Podobno to zielone od ziemniaka jest trujące. Bardzo?… Bo miałabym kilka pomysłów.

Idę się intensywnie zdysocjować.

2 Replies to “O KURZE I ZIEMNIAKU”

  1. Ziemniak sobie poradzi. I będzie miał małe w tej doniczce, warto zrobić wtedy sałatkę. No chyba, że ci żal zjadać dzieci uratowanego ziemniaka.
    Też łapię każde słońce, rano w wielkim, ciepłym szkafroku, a po południu owinięta w koc.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*