O DEPRESJI U RZEŻUCHY

Słońce wyszło! To dobrze, bo miałam wyrzuty sumienia, że wysiałam rzeżuchę i nie potrafię jej zapewnić warunków do szczęśliwego życia. Wypuściła kiełki, ale blade i anemiczne, co mnie wcale nie dziwi – no przecież ile można wytrzymać w tych mrokach średniowiecza! 

W sobotę postąpiłam bardzo niestrategicznie, ponieważ wybrałam się do sklepu naziemnego. Skończyły mi się żółte ścierki z Action, a trochę sobie bez nich nie wyobrażam życia, a w internecie raczej ich nie można spotkać. Naprawdę mogłam przewidzieć, że w sklepach trwa przedświąteczny Armageddon i prawie zostanę stratowana przez ludzką stonogę – kolejny raz dochodzę do wniosku, że przed świętami wojsko odmraża rezerwy federalne obywateli. Którzy na co dzień spoczywają w piwnicach w zbiornikach kriogenicznych i nie widać ich na ulicach, ale przed świętami wychodzą na przepustkę i / lub serwis gwarancyjny – i od razu biegną pędem PROSTO DO SKLEPÓW. I nie wiem, skąd lament nad brakiem dzietności w Polsce, bo liczba dzieci przypadających na jedną rodzinę sklepową wynosiła na oko od pięciu do siedemdziesięciu czterech – w każdym razie, przejść się nie bardzo dało. Matko Boska, brnęłam z tymi ścierkami do kasy jakbym musiała przejść przez sam środek Bitwy pod Grunwaldem, i to bez uzbrojenia. No, ale wina jest EWIDENTNIE moja – mogłam kupić wcześniej. W końcu już tyle lat mieszkam w moim kraju, że powinnam była przewidzieć odmrażanie oraz przedświąteczną padaczkę.

Obcięłam Szczypawce pazurki i przez chwilę była obrażona i się do mnie nie odzywała, ale już jest dobrze (po kilku dokładkach śniadania i obiadu, oczywiście). 

A koleżanka odkryła świetny serial na Netflixie – „Niestabilny” z Rodem Lowe. Bardzo fajny – Rob nadal jest pozytywnym świrem, jak w „Parkach i rekreacji”, tylko teraz na dodatek multimiliarderem i szefem korporacji. A sama korporacja przypomina tę ze starego, dobrego „Better off Ted” – tylko zamiast Portii de Rossi jest kochana, urocza siostra Fleabag. Tylko oczywiście jest skandalicznie krótki, jak wszystkie dobre seriale. 

Nie mam siły nawet komentować wczorajszej akcji z kremówkami w pociągach (u nas się mówiło „napoleonki”, choć jest jeszcze taka teoria, że to są dwa różne ciastka, w zależności od składu kremu). Może to i lepiej, że nie mam siły – zawsze to mniej kurw na liczniku.

A w ogóle – JEDNA CZWARTA ROKU za nami! I znowu muszę za śmieci zapłacić. No naprawdę, drogie Bravo, nikt mnie nie uprzedził, że dorosłe życie tak wygląda. 

5 Replies to “O DEPRESJI U RZEŻUCHY”

  1. hehehe czyli zostalas ludzka stonoga – no ktos w tym tlumie tez cie wzial za ludzka stonoge – od wiekow nie robie zakupow tzw swiatecznych i w dniu tzw przedswiatecznym – a chociazby mi mialo zabraknac zoltej sciereczni —- never

  2. Nie można było wyguglować żółtych ścierek, więc nabyłam. Także od Ciebie przejęłam przejmowanie się wysiewami na parapecie i nie wietrzę, żeby się rzeżucha nie przeziębiła.

  3. Ja mam na liscie, przymierzam sie:)
    W Niemczech bedzie Armageddon w czwartek (piatek jest wolny), bo i godziny otwarcia krotsze, nie ruszam sie z domu (za to potem tak, Jezioro Bodenskie wola, wyjazd na swieta jest super;) O akcji z kremowkami 8czy jak je zwal;) musze doczytac, ale domyslam sie, ze chodzi Najwiekszego Polaka Ever;)

  4. Wczoraj odkryłam ten serial, Boski. Już sam początek mnie optymistycznie wytrącił ze stuporu który tradycyjnie występuje, przy okazji ogarniania chałupy.
    Dorzucili też 3 sezon brytyjskiego serialu Rodzice, nie wiem czy oglądałaś poprzednie. Uważam, że też warto. Oby do wiosny.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*