O KSIĘŻYCU DŻDŻOWNIC I OWCZARKACH

„Makabra w Stalowej Woli. Wyburzali budynek, gdy z sufitu spadły zwłoki zawinięte w dywan” – no już wiecie co. Z sufitu? W dywan? Przedziwny wystrój mieszkań w tej Stalowej Woli. 

Natomiast nie wiem, czy Państwo wiedzą, ale aktualnie mamy Księżyc Dżdżownic, czyli tak zwaną Robaczą Pełnię. Jestem za – lubię dżdżownice, bo są pożyteczne (nie to, co ludzie). Natomiast to, że pełnia, to było wczoraj czuć w lecznicy weterynaryjnej. Trochę było jak w XIX – wiecznym psychiatryku, a trochę jak na planie horroru.

Najpierw w poczekalni przywitało nas kilka piesków w kołnierzach typu lampka Pixara – chyba były wypisy po zabiegach chirurgicznych, bo miały obandażowane i / lub ogolone różne miejsca, a pomiędzy pieskami biegał pan doktor i udzielał wskazówek. Następnie zostałam skanalizowana do gabinetu USG, gdzie z namaszczeniem było oglądane Szczypawki wnętrze ze wszystkich stron. Wyszło, że pęcherz w porządku, a ta sraczka to po lekach na serce, i bądź tu człowieku mądry teraz. Ale to jeszcze nic, bo w międzyczasie coś zaczęło wyć jak strzyga, aż dostałam gęsiej skóry. Na co panie z lecznicy, że spoko, nic się nie dzieje, a to wyje OWCZAREK – i to nie, że coś go boli albo ma zastrzyk, nie – owczarki teraz mają takie ataki paniki. Dość głośne. Taka cecha rasy.

Matko jedyna. Dobrze wiedzieć, ale z nerwów już dostałam wytrzeszczu. Po badaniu brnęłam ze Szczypawką w objęciach po kolana w psach, które dostały od tego wycia lekkiego szału, pouciekały z gabinetów i chodziły wszystko dokładnie posprawdzać, dlaczego ich kolega jest krojony żywcem. Kurtkę i resztę odzieży miałam dokładnie usmarowaną żelem od USG i wyglądałam, jak po ataku mega ślimaka, względnie po spotkaniu trzeciego stopnia z Obcym, który się dość mocno ślinił z tego co pamiętam (ale przynajmniej nie wył!).

I tak oto tegoroczny Księżyc Dżdżownic zastał mnie z nieustaloną dawką lekarstwa na psie serduszko (będziemy eksperymentować) oraz pytaniem, dlaczego współczesne owczarki wyją jak upiory. Chociaż czy ja się im dziwię? Też dość często chce mi się wyć. Może się naczytały wiadomości w internecie po prostu. I jeszcze ten cholerny śnieg na dodatek. 

Tegoroczne kolory to pomarańczowy z czerwonym, czyli zupełnie nie moje i dobrze – nie nakupię sobie kolejnych szmat (miejmy nadzieję).

PS. O – nareszcie pozytywna informacja: “Po dwóch dekadach do ZOO w Teksasie wrócił aligator, którego ukradł jeden z wolontariuszy pomagających w ogrodzie zoologicznym. Mężczyzna, który hodował zwierzę w swoim ogrodzie, dostał dwa mandaty na łączną kwotę tysiąca dolarów”. I naprawdę nikt nie zauważył, że koleś przez dwadzieścia lat ma w ogródku aligatora?…

6 Replies to “O KSIĘŻYCU DŻDŻOWNIC I OWCZARKACH”

  1. Uwielbiam Cię no! Ja rzadko się ujawniam, ale jestem tu już długo. Dzięki za ten wpis. One mi dają dużo radości, niekiedy czytanie sobie zostawiam na wieczór, aby dłużej mieć w zapasie na wypadek katastrofy lub złego dnia żeby przed spaniem wrócić do pionu. Zdrówka dla Szczypaki. Ja nadal w żałobie po odejściu mojego psa w styczniu. Przetrawiam przygarnięcie nowego, chciałabym jamniczka…

  2. Efekt może nie zamierzony, ale obśmiałam się jak norka, bardzo dziękuję, za wpis i komentarze :)))
    Wszystkiego dobrego kobietkom życzę!

  3. Mój chart zaczął dziś w nocy wyć. Przez sen. Obudził drugiego i mnie, zachrapał i spał dalej.
    Może śnił mu się owczarek.

  4. W Gdańsku też byli tacy, co mieli krokodyla w ogródku. Jakoś jak byłam w liceum wybuchła afera, bo ktoś przechodząc koło płota zauważył, że krokodyl się ruszył. Bo tak, to wszyscy myśleli, że sztuczny. No a jak już się ruszył, to niestety był mandat i nakaz oddania ozdoby ogrodu do zoo. I skończyło się krokodylowanie.
    A z tymi owczarkami to rzeczywiście, coraz gorzej niestety. To już nie to, co pies Cywil.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*