Poszłam pomagać N. w ogródku, wbił mi się w palec kolec róży i tyle by było z mojego pomagania. Jak ktoś nie ma ręki do zielonego, TO NIE MA I JUŻ. Za to odkryłam dwa gniazda – kokony malutkich żółtych pajączków, po sprawdzeniu w internetach okazało się, że to maleńkie krzyżaki. Super, naprawdę świetnie. Na oko to jakieś kilkaset krzyżaków. Teraz tylko trzeba mieć nadzieję, że przynajmniej część się wyprowadzi, kiedy dorośnie, bo inaczej nasza chałupa będzie wyglądać jak permanentna dekoracja na Halloween.
„Później” muszę przyznać, że bardzo zacne – nie chcę tu używać oklepanego banału, że „stary dobry King”, no ale tak jest. Natomiast co do książki jako takiej, to powinna być używana jako przykład na to, jak w dzisiejszych czasach ABSOLUTNIE NIE WYDAWAĆ książek. Powinna być o połowę cieńsza, przede wszystkim – odstępy między wierszami i marginesy jak u studentów, wyciskających z dwunastu stron A4 tekstu pracę magisterską na 70 kartek. Połowa drzew mogłaby żyć dalej, że nie wspomnę o miejscu na półce.
Natomiast.
Natomiast przez to czekanie na nową książkę Grzebałkowskiej zupełnie zapomniałam… To jest, nie zapomniałam – 4 maja miała premierę nowa książka pana autora od „Marsjanina” (Andy Weir). I to jest niesamowite, że natychmiast u nas było dostępne tłumaczenie! A ja się zagapiłam, bo myślałam, że będzie za jakiś miesiąc – dwa najszybciej. I proszę państwa, nie pamiętam kiedy ostatni raz biegłam. Bo ja nie biegam, mam taką zasadę w życiu; moi znajomi wiedzą, że jak mnie zobaczą biegnącą, to mają nie pytać, tylko spierdalać – bo to znaczy, że uciekam od czegoś NAPRAWDĘ POTWORNEGO. A teraz POBIEGŁAM DO KSIĘGARNI (no, od parkingu przy placu, dużo tego nie było, ale chodzi o symboliczne znaczenie) po „Projekt Hail Mary” i wsiąkłam na dwa dni. Uwielbiam takie książki, których się nie da odłożyć – czytałam nawet przy krojeniu pieczarek. Moim zdaniem – powrót do formy w stylu „Marsjanina”, po słabszej „Artemis” (chociaż tak, zgadzam się z recenzją, że niemożliwe, żeby jakiś statek kosmiczny wyleciał z NASA bez czeklist; nie ma lotu w kosmos bez czeklisty, więc trochę mnie to drażniło, ale miłość wiele wybacza). A i wzruszyć się można, no po prostu – tego mi było trzeba.
No i tak to. A na Netflixie odkryłam świetny serial australijski „Sisters”. Kocham australijskie seriale, chyba chodzi o to, że ludzie w Australii (chodzą do góry nogami, więc) są bardzo, ale to bardzo wyluzowani. I ich styl bycia, problemy, reakcje – no wszystko – są takie cudownie abstrakcyjne. Może to dlatego, że w każdej chwili mogą spotkać pająka wielkości sporego psa, ale i tak im trochę zazdroszczę. Poza tym – hej, mam w ogródku jakieś pięćset malutkich krzyżaków! To już prawie kawałek Australii.
I chciałam zauważyć, że ostatni tydzień maja jest. GDZIE SIĘ PODZIAŁ CAŁY MAJ?
W temacie “stary dobry King” polecam książki Joe Hilla, czyli Kinga juniora. Czuć geny tatusia i to te najlepsze. Jest horror, jest groza, jest zło (największe oczywiście w człowieku). Są ciekawe pomysły: duch kupiony na aukcji, wilk w garniturze biznesmena, książkobus, do którego oddają książki osoby z przeszłości. I nawet językowo jest nieźle.
Podobało mi się “Pudełko w kształcie serca”.
Gdzie się podział cały maj?….Zniknął pod kroplami deszczu – Ot co 😉
ja nie wiem, gdzie się podział, bo mentalnie jestem jakoś tak w lutym, zresztą pogodowo wiele się nie różni.
a jeszcze w temacie poprzedniego posta, to mam w tym roku TRZY wesela. trzy. (po cichutku liczę, że chociaż do tego pierwszego jeszcze nie zmniejszą obostrzeń i zostanie te 25 osób, wtedy się NIE ZAŁAPIĘ).
brrrr lodowato i strasznie mokro – w ogrodku w skrzyniach wstadzilam kilka kwiatkow sloneczno lubnych – to tak na przywolanie ciepla. Rachityczne sadzonki 4 , pomidorow, koczuja w domu. Podgladam bociany w sarrable – ogladam seriale japonskie dla nastolatkowMove to Heaven czy Girl from Nowhere – bo nic innego nie ma
Te krzyżaki to się może na 15 lipca szykują….? Na przyszłość rób to, co Jagiełło – puść przodem Litwinów 🙂
Płaczę 🙂 🙂 🙂 🙂
jak wyglądam przez okno, to myślę, że wybrał się na urlop w jakieś ciepłe kraje
i wróci pod rękę z lipcem
uroczo nabzdryngolony, muśnięty słońcem i zdziwiony, że my jesteśmy tacy bladzi
(w ddatku bez prezentów wróci, jak go znam!)