Upały idą? Ja im radzę – niech się pospieszą, bo nastroje ze znakiem ujemnym i ogólnie bryndza owcza.
Tym bardziej, że jeden skurwysyn pająk uparcie rozpina pajęczynę pomiędzy doniczkami na schodach tarasu i jak schodzę, to tylko czuję takie delikatne PYK! i ciarki mnie przechodzą i przez piętnaście minut podryguję, ściągam elementy odzieży, otrzepuję się i nierzadko również wrzeszczę. Sąsiedzi już chyba przyzwyczajeni, ale jak raz szła baba z rowerem, a ja akurat ściągałam bluzę i tłukłam nią o stół, to o mało się biedna nie przewróciła (miałam na sobie spaghetti top, nie że zostałam całkiem goła, ale widocznie i tak było interesująco).
Jeden pan od nas z budynku, w którym mamy biuro, ma mopsa. A mops ma mieć operację – otóż podobno tak chrapie, że nikt w domu nie może zasnąć przez całą noc. Ja nie wiem, czy to jest humanitarne – najpierw wyhodować rasę, która nie może normalnie oddychać, a później męczyć biedaki operacjami.
Netflix natomiast zaprosił mnie do oglądania „Rozłąki” – serial niby SF, w którym Hillary Swank leci na Marsa i musi zostawić na trzy lata rodzinę w postaci nastoletniej córki i Willa Gardnera (!). Oczywiście wszystko jest przygotowane do misji, Hillary jest super A-OK, rodzina ją wspiera, załoga uwielbia, a zaraz po starcie wszystko zaczyna się spektakularnie sypać. To znaczy najpierw leci kwas ze ściany, a później jest coraz lepiej – wszyscy ryczą, smarczą i mają katharsis. W dodatku Hillary jest przeraźliwie chuda i ma ogromne, naprawdę wielkie zęby, co też nie pomaga w odbiorze. No nie – jednak z lekka gniot. Na razie tylko „Altered carbon” Netflixowi wyszedł ze sajensfikszynów.
Słowacki thriller „Szczelina” również mnie nie zachwycił, mimo że niby mroczny, straszny, są skrzypiące drzwi i wyrwane paznokcie, a jednak jakoś nie bardzo. A teraz jeszcze wyskakuje mi reklama powieści „Zjadaczka grzechów” – naprawdę, czy są jakieś zawody w nadawaniu książkom najbardziej pretensjonalnego tytułu wszechczasów? Jeszcze szkoda, że nie z Auschwitz na dodatek.
Wyrosły nam w ogródku pieczarki, podgrzybki i jeden muchomor. N. jest z nich taki dumny, jakby sam osobiście wszystkie owocniki karmił piersią i wstawał je w nocy przewijać.
To ja może pójdę usiąść gdzieś w kątku i zaczekam na te upały.
a propos pajaka – dzisiaj bylam w chacie ktora ma iles tam kamer video surveillance i na obrazie jednej z nich widzialam OLBRZYMA brrrrrrrrr – wlascicielka kamer i pajaka; mowila ze tak naprawde to on jest malutki i to tylko oko kamery go wyolbrzymia ; nie wiem czy jej wierzyc ale sprawdzac nie bede fuj
Wierzę gorąco w upały we wrześniu, bo murarze wykuli okno w przedpokoju i drzwi na taras, a nowe mają być za trzy tygodnie. Póki co , mam poniekąd zastępcze w postaci płyty pilśniowej, ale jednak. Wiatr hula.
Ha, ha.
Na Netflixie polecam “Rozczarowanych”.Aśka.
A ja wierzę! Moja wiara jest wielka, poza tym ciągle nie mam urlopu, więc logika wskazuje, że pogoda musi być!
Kurcze, jakos nie wierze w upaly we wrzesniu :(. Obym sie okazala czlowiekiem malej wiary.