Tymczasem w naszym ulubionym Superexpresie:
„Gwiazdor popularnego show POĆWIARTOWANY W LODÓWCE. Żona jeszcze go posoliła”
Wydarzenia te miały miejsce na Ukrainie, a Ukrainki są gospodarne – więc pewnie, gdyby nie działania śledczych, skończyłby w pielmieniach i czeburekach i PRZYNAJMNIEJ BYŁBY Z NIEGO JAKIŚ POŻYTEK. Nie to, co z niektórych facetów (i całego rządu i parlamentu), co nawet na trociny się nie nadają.
W międzyczasie zrobiłam pranie z chusteczką higieniczną – oczywiście ciemne. Wszystko, WSZYSTKO w białych kłakach.
N. był wyjechany i całą noc nie spałam, bo wyraźnie słyszałam grasujących włamywaczy, złodziei, a może i morderców. Bałam się oczywiście, bo czasy są smutne i złowieszcze. Po powrocie nasłuchałam się, że ho ho – histeryzuję, przesadzam oraz wyolbrzymiam; naczytam się i naoglądam nie wiadomo czego, a później moja wyuzdana wyobraźnia mi nie daje spać. I co? Kto następnej nocy biegał z kijem do okien dachowych, wypadał na balkon i robił śledztwo? Okazało się, że kuna postanowiła nas odwiedzić, bo dawno nie była, i biega po dachu – ale co się nasłuchałam, że HISTERYZUJĘ, to moje.
Więc czy ja się dziwię tej pani, która poćwiartowała i posoliła męża? Chwilami muszę przyznać, że NIE CAŁKIEM (tyle że się strasznie napracowała, ja jestem jednak za leniwa I TO NIEKTÓRYM RATUJE TYŁEK).
Rzeczywistość tak mnie wkurwia, że wyciągnęłam z czeluści „Obsługiwałem angielskiego króla” i przebywam w czarodziejskim świecie czeskiej literatury (i mam straszną ochotę na knedlika).
No proszę, na Netflixie rzucili duński „Rząd”! To dobrze, bo skończyłam żałośnie krótkie „Unsolved Mysteries” – odcinek dziejący się we Francji jest okropny. Zawsze mówiłam, że najbardziej frappe są ci wymuskani Francuzi z dobrych rodzin. BRR.