Już się prawie pogodziłam z myślą, że to mi nigdy nie przejdzie – już zawsze będę mówiła zakatarzonym głosem i siała chusteczki dookoła, a najgorzej, że na N. nie mogę się wydrzeć, bo skrzeczę. A wiadomo, że takie skrzeczenie nie ma mocy dyscyplinującej, więc zostałam pozbawiona narzędzi menedżerskich i moje położenie jest niekomfortowe. Chyba, że na kanapie, tam zawsze jest komfortowo.
Dobra wiadomość jest taka, że podobno świstak Phil powiedział, że w tym roku wiosna przyjdzie wcześnie – to znaczy za sześć tygodni. SZEŚĆ TYGODNI!… Żeby tylko wina i „South Parku” przez te sześć tygodni mi nie zabrakło, bo będzie katastrofa.
A propos South Parku – weszłam w komentarze pod jakimś artykułem o występie Jennifer Lopez na Super Bowl. I tam połowa komentujących pisała, że mieli nadzieję, że JLo zaśpiewa swój największy przebój „Taco, taco, burrito burrito”. Też nie wiem, dlaczego nie zaśpiewała – światowy sukces murowany.
Przedwczoraj wieczorem N. coś tam sobie szurał w garażu, nagle WPADŁ do domu z okrzykiem „Jutro odbieram A. z lotniska, a cały samochód obsrany! JADĘ NA MYJNIĘ” – i tak uczynił. Zauważyłam, że on z tą myjnią tak ma co kilka dni – najlepiej w niedzielę albo dzień świąteczny, wiadomo – że nagle rzuca hasło „JADĘ NA MYJNIĘ” i go nie ma jakiś czas. Mam wrażenie, że ta myjnia to dla facetów takie magiczne miejsce zadumy, duchowej przemiany i katharsis. Chodzą z tym wężem i medytują, rozmyślają i układają sobie życiowe priorytety, a przy okazji spłukują ptasie guano z karoserii.
No chyba, że ja sobie za dużo wyobrażam w kwestii życia wewnętrznego facetów i po prostu ma kochankę. Ale zawsze wraca czystym samochodem. Ale może wcale jedno nie wyklucza drugiego. Życie jest skomplikowane.
Drugi sezon „You” może faktycznie trochę lepszy (w połowie jestem), ale dlaczego ten koleś się z własnej woli ciągle ładuje w takie beznadziejne sytuacje? Zmęczona jestem od samego oglądania. I to jest jedyny powód, dla którego nie zostałam seryjnym mordercą – za leniwa jestem. Gdyby nie to, już dawno zainwestowałabym w udziały w zakładzie produkującym kreta do rur.
Na razie idę wycierać nos i użalać się nad sobą. Jeszcze sześć tygodni.
Ja tez jestem czestym gosciem myjni samochodowej. Niczego zlego na niej nie robie tylko pucuje samochod – wiec wydaje mi sie ze moge poreczyc za Twego meza ze mu chodzi jedynie o umycie. Niektorzy tak maja – lubia czyste zabawki.
Jak to, sześć tygodni? Myślałam, że sześć, to jak przyjdzie późno. A jak wcześnie to… bo ja wiem? Dwa?
Może pora, żeby ktoś odstrzelił tego gryzonia.
Poczekaj, bedzie jeszcze bardziej meczaco-pracowicie;) Nie dla mnie zajecie, tez jestem leniwa.
A co do myjni-moze kochanka, ktora lubi spiewac Car Wash i wyginac sie polewajac woda? Ale w lutym? Nawet tak lagodnym? To straszna perwersja. Moj samochod myje jak juz sie nie da inaczej,bo brud zaczyna stawiac wiekszy opor, niz pojazd. ale on leniwy, jak ja.
wiosna juz jest – tylko troche wilgotna – zaraz sypnie sniegiem , to taki akcent , tupniecie i juz sie panoszyc bedzie ta wiosna sloneczna – Kwiatki juz kwitna
Hm … odnośnie myjni …
Jestem kobietą i uwielbiam myć i spłukiwać moje auto.
To uczucie czysto duchowe, ta jedność z samochodem, kto uprawia ten rozumie 😁
Przez cały grudzień w mojej ulubionej myjni aktywna piana była koloru różowego 🐷
Pozdrawiam 😁
Bo jest idiotą (koleś z “You”)? Ja w ogóle nie kleję pakowania się w sytuację, w których nie chce się być, ale on ma wiesz, ten master plan, że jeszcze tylko to gówienko łyknę i będzie dobrze. Ha ha, nie jest. Oraz książka bardziej smakowała, serial wymieszał wątki i wyszło słabo.