Wczoraj zniknął mi blog, znienacka i bez pożegnania.
Na dodatek okazało się, że to ja go zniknęłam przez moją sklerozę i wieczne odkładanie wszystkiego na później (mówcie mi Prokrastynacja Fiodorowna). Ponieważ kompletnie nie wiem, co się robi w takich sytuacjach, to postanowiłam się zabić, bo to zwykle jest najbardziej logiczne wyjście, nieprawdaż.
Jak mi się trochę uspokoiło migotanie przedsionków, to myślę sobie – jak się zabiję, to się nie dowiem co dalej i utknę w smutnych statystykach za rok 2018 NA ZAWSZE. A i prezenty mi przepadną, a szkoda by była. Może najpierw przejrzę te maile z instrukcjami z zeszłego roku od Państwa Kanionkostwa i coś się uda wykombinować, a zabić to się przecież zawsze zdążę. I faktycznie WSZYSTKO tam było i gdybym je przeczytała rok temu i zrobiła to, co Małyżonek grzecznie proponował, żebym zrobiła, to całego cyrku by nie było! I wszystko się dało naprawić i żyli długo i szczęśliwie i tylko musiałam poczekać na propagację po dns po raz pierwszy w życiu.
A dziś rano cały dzień rozświetlił nam niezapowiedziany korek na A2, zorganizowany przez niezadowolonych rolników i jechaliśmy bardzo na okrągło i nie powiem, co mówiliśmy na temat rolników, bo święta idą. A w biurze zbiesiła się drukarka. A N. znowu przeziębiony (być może dlatego, że za każdym razem leczy się wódką i chyba po prostu bardziej zależy mu na kuracji, niż na wyzdrowieniu, tak podejrzewam).
Jak widać, dzień jest wybitnie NIE MÓJ, więc usiądę sobie cichutko pod biurkiem i przeczekam, żeby losu nie kusić.
Jak to dobrze, że wczoraj niemedialna byłam.
Ile nerwów zaoszczędzone 🙂
ej, no! wez juz wiecej nie znikaj, co? To niezdrowe jest…
Jedynym pozytywem w tym dniu jest to, że mam do oglądania 5 odcinków Mrs. Maisel z drugiego sezonu.
A w sumie to jeszcze trzy.
A poza tym to qrwa, qrwa, qrwa.
Mać.
Barb, Ty miałaś migotanie? Ja miałam zawał i wylew przy kawie, jak mi pokazałosię że strony nie można odnaleźć! Hłe hłe hłe, a dziś proszę – jaki piękny dzień!!!