No i przynajmniej koniec (chwilowy) z kampanią wyborczą, która zawsze jest miła mojemu sercu jak nie przymierzając intensywna biegunka po czymś wyjątkowo nieświeżym. Przepraszam za obrazowe porównania, ale no nic nie poradzę, że tak.
N. mi nie pozwolił kupić kocyka świecącego w ciemności – co mu zamierzam wypominać, ale po namyśle doszłam do wniosku, że CAŁE SZCZĘŚCIE. Już sobie wyobrażam, jak podczas jego wyjazdu schodzę w środku nocy ze Szczypawką, bo ona uwielbia nocą wąchać Kosmos (copyright Psie Sucharki), oczywiście ledwo widzę – wiadomo, bez szkieł – a tu na kanapie JAKAŚ DZIWNA POŚWIATA. O matko jedyna, nie! Nie chcę, żeby piesek musiał trzy dni siedzieć przy moich zwłokach (chociaż z jedzeniem powinna sobie poradzić, umie ściągnąć torbę z chrupkami).
Ale że natura nie znosi próżni, to nabyłam piąty tom wspomnień Moniki Żeromskiej (akurat ktoś rzucił w Tezeuszu) i teraz mam już komplet.
Oraz ugotowałam pyszny jesienny krupniczek. I później pytałam N., czy ukroić mu kawałek krupniczku, ponieważ mój krupniczek następnego dnia na zimno jest zazwyczaj ciałem stałym. Pani Maria Czubaszek robiła szarlotkę, którą się nalewało chochelką na talerzyk, a ja dla odmiany mogę kroić krupniczek. Niemniej jest smaczny, a po podgrzaniu jednak przybiera postać bardziej zupną (gęstą, ale zupną). Nie wiem, czy to tylko mój przepis, czy krupniczki tak mają.
Nagłówek z dzisiejszych serwisów – „Dwa dni z arktycznym powietrzem. Najgorsza jesienna pogoda, jaką możecie sobie wyobrazić”. Na takie newsy mam ochotę odpowiedzieć to, co głucha sowa głuchej sowie: a ty mnie w dupę.
Widziałaś, co dzieje się na Fuertaventurze? 😨
Widziałam! I tym razem to NA PEWNO nie moja wina.
Juz sobie zwizualizowalam, jak wychodzisz na nocne wachanie kosmosu owinieta tym kocykiem – i ktos to widzi. Takiego swiecacego ducha z jamnikiem! 🙂
NO KURDE – bo zaczynam znowu żałować, że nie kupiłam!
(Pocieszam się że tam muszą wchodzić w grę jakieś BARDZO niezdrowe chemikalia, bo raczej nie czarodziejski pyłek ze świetlików powoduje, że te kocyki świecą, ich mać).
Kiedyś nocowałam u znajomych. Obudziłam się w środku nocy – ciemnej, bo to głucha wieś, gdzie po prąd z wiaderkami chodzą – i zobaczyłam, że na ścianie coś mi majaczy. Leciutko świetliście.
Nie narobiłam wrzasku, choć dużo mnie to kosztowało. Sprawdziłam.
Odpustowa Matka Boska, z fosforyzującego plastiku…
Moje córki dostały taką od teściowej. Mówiłyśmy na nią Matka Boska Fluorescencyjna 🙂
Moja prababcia miała identyczną.
Przedmiot mojego mrocznego pożądania.
Nawiedzony dom LEGO kupiłam głównie dlatego, że są tam w zestawie fosforyzujące duchy!
A my teraz kupiliśmy zestaw Cobi z fluoryzującą trumienką i zombiakami, domek też miejscami świeci, ale najlepsz e ma schodki, takie krzywe i połamane jakby. 🙂
Ja zasadniczo jestem niezupna. Kilka zup lubię, przepadam za czerwonym barszczem (każdym – czystym, zabielanym, ze śmietniczkiem), ale za to grochówki nie jem wcale – co za słowiańska niekonsekwencja. N. twierdzi, że większość moich zup smakuje jak kwas do akumulatora i jest to prawda, bo przy ogórkowej ciągle mi się wydaje, że mało kwaśna. Pomidorowa też ma BARDZO niskie pH 😉
Podsumowując – zjeść zjem, ale wolę suche. A najlepiej chrupiące.
Jaglana kasza w krupniku PIERWSZE SŁYSZĘ – zawsze daję perłową.
Ale może być interesująco – lubię jaglaną kaszę (ALE NIE W CIEŚCIE, mimo mody na PYSZNY JAGIELNIK).
Mój krupnik też sztywnieje, a po podgrzaniu znowu robi się zupą.
A gorącą szarlotkę nalewaną chochelką jadłam kilka dni temu. To specjał walijski, zrobił ją sąsiad- Walijczyk. Miała w sobie rodzynki, cynamon, goździki, imbir, była posypana płatkami owsianymi i przyozdobiona kulą lodów waniliowych. Pycha!
Z czego prosty wniosek, że suma produktów jadalnych daje efekt jadalny 🙂
… na ogół…
A w życiu. Taką z kilogramowej torby to dla zachowania pozorów zamerdam na sitku pod wodą, ale jak mam taką w torebkach do gotowania, to się nie wygłupiam i wsypuję suchą od razu do wywaru!
A ta kasza później nie jest za sucha i drapiąca? Bo ja lubię taką rozklejoną, z glutowatą otoczką 🙂
OKEJ, palec mi się omsknął – miało być pod płukaniem kaszy 🙂
A płynny deser z jabłek wierzę, że dobry – jabłka w deserach są pyszne. Zawsze. I do mięsa też.
No taka opłukana jest raczej nierozklejona 🙂 Jak wpadnę w fazę gotowania to dam spróbować. Ja obie wersje lubię. Świekra gotuje stały krupnik, a matka zupowy 🙂
Krupnik tak może nie mieć. Jeśli kaszę wypłuczesz tak bardzo długo, że woda z płukania będzie krystaliczna, to krupnik gesty nie będzie. Powiadam, bo tak robię.
yup. potwierdzam. Ale z lenistwa i tak zwykle nie plucze 🙂
ostatnio mi się całkiem popierdziuńkało i radośnie wwaliłam do krupniku kaszę…jaglaną.
a trzeba Wam wiedzieć, że pracuję w bistro – ergo, karmię ludność. Jak mi się ta kasza nabzdyczyła na żółtawo w garze, to się dopiero połapałam, że to NIE JEST jaglanka….
no więc się letko zwarzyłam z nerwów i w tych nerwach czekałam na jakieś kąśliwe uwagi.
Iiiiiii…..doczekałam się komplementu “jaka fajna wersja zupy, czemuż ja na to nie wpadłam nigdy!”, po czym krupnik został pożarty do ostatka.
ufff…..
Eeee, ja często dodaję jaglankę do krupniku 🙂
Taki krupniczek jaglany, np. z tartą włoszczyzna i na indyczku to jest to! Teraz warto jeść, ponieważ zdrowy na zatoki, płuca i oskrzela (osusza).
ja mam tak z zupą serową 😉
To jeszcze zalezy od zawartosci kaszy w krupniczku.
W niedziele u nas bylo jeszcze lato i tarasing w pelnym sloncu, a poniedzialek ponury listopad, jak tak mozna, przez takie zaskoczenie czlowieka brac, nie ma sprawiedliwosci na tym swiecie.
Moja grochówka tak ma.
Za to w drugą stronę (zrobić płynne ze stałego) jeszcze mi się nie udało.
Krupniczki tak mają. Grochówki też.
Potwierdzam.