Chyba lepiej, żebym się nie odzywała, bo aktualnie jestem w nastroju „nic już nie będzie, zgnijemy i zjedzą nas robaki”:
– wkurwia mnie zimno;
– wkurwia mnie polityka;
– wkurwia mnie stary – on okresowo cyklicznie musi dostać jakichś pryszczy na mózgu, faceci tak mają, nawet najcudowniejsi i najmilsi, że od czasu do czasu muszą iść w szkodę i nic się z tym nie zrobi, a na dodatek jeszcze OSTRZY NOŻE. Przywlókł skądś jakąś taką cegłę, którą najpierw moczy w zlewie pół godziny, a później wpada w trans i OSTRZY NOŻE. Nienawidzę tego dźwięku, kręgosłup mi dęba staje i zęby zgrzytają, a ten OSTRZY. Chyba chce mnie wpędzić w chorobę psychiczną (a raczej nie wpędzić, tylko pogorszyć tę co mam);
– w zasadzie wszystko mnie wkurwia, więc na pocieszenie kupiłam książkę o przełęczy Diatłowa, której jeszcze nie miałam w kolekcji.
Cały czas mam zatkane uszy i nie czuję smaku; Grzesiek House prawdopodobnie zrobiłby mu punkcję lędźwiową, biopsję ciała szklistego w oku oraz płukanie oskrzelowo – płucne. Na szczęście – nasza służba zdrowia nie ma pieniędzy nawet na wizytę statystycznego obywatela u lekarza rodzinnego zakończoną receptą na aspirynę.
Wszystko do dupy, a wiosny nie ma i nie będzie.