Wczoraj w biurowej kuchence spadła mi na łeb szklanka, którą oczywiście odruchowo próbowałam złapać, więc pocięła mi skórę. Z krwawiącymi ranami gnałam na spotkanie z koleżankami, bardzo tajemnicze, bo zwołane przez jedną koleżankę co właśnie wyszła ze szpitala. Doszłam do wniosku że na pewno w tym szpitalu miała jakieś katharsis (jakieś czy jakąś?…) i chce nam coś OZNAJMIĆ. Na przykład „Wyjeżdżam jutro na trzy lata na Goa z nowo zapoznanym przewodnikiem duchowym lat dziewiętnaście, podrzućcie czasem mojemu mężowi wiejskie jajka!” – albo coś w tym stylu. Ale nie, tylko wszyscy się rozjeżdżają na wakacje i długo się nie zobaczymy. Więc znowu nie otarłam się o żaden skandal, ech.
Było o tabletkach na odchudzanie i segregowaniu prania, okazało się nawet, że jeden mąż sam kiedyś zrobił pranie, a nawet je POSEGREGOWAŁ. Zatkało nas z zachwytu, ale okazało się, że kiedy dociekliwa żona pytała, czy posegregował KOLORAMI, to odpowiedział, że nie – nie kolorami, tylko PRZEZNACZENIEM.
No cóż, przeznaczenie jest bardzo ważne, choć niektórzy wolą wierzyć w przypadki (a tak naprawdę wszystko to splątanie kwantowe).
Natomiast współpracownik N. przyniósł mu wczoraj i wręczył worek czegoś, co wyglądało jak porwane gacie. Dość mocno mnie to zaniepokoiło i zaczęłam się dopytywać o symbolikę tego gestu, po czym zostałam poinformowana, że na niczym się nie znam, a to są SZMATY BEZPYŁOWE, bardzo ważna rzecz, jak się chce wyczyścić łańcuch od roweru. Trochę mi ulżyło.
Na imieniny kupiłam sobie Żółtą Łódź Podwodną LEGO (figurka Nowhere Mana z jabłkiem przesądziła sprawę) i obawiam się, Drogi Pamiętniku, że mam tłusty tyłek. A będzie jeszcze tłustszy, bo udajemy się do Madrytu. Chociaż tam aktualnie 40 stopni, więc może część się wytopi. Zobaczymy.
Oj, Barb, jak Ty się jednak na niczym nie znasz… “Ulzyło mi”, powiadasz… A nie wiesz, ze teraz sprzedaje się brudne majtki na kilogramy? Więc pewnie i kupuje. :(. Phi! Bezpyłowe, do roweru, aha :)))
Uściskaj ode mnie kelnera w El Lacon i geja szansoniste z Ventura de la vega 🙂
A z tym upałem to juz panna nie kokietuj – wszak we wszystkich przybytkach klimatyzacja hula az miło. A te kilka kroków od – do dasz rade przejsc w 40 stopniach. WIERZE W CIEBIE 😉
Madryt!!! a tu leje od 7 rano CIURKIEM!!! i 17 st. w Madrycie w nocy cieplej niż w Gdańsku w dzień w szczytowej formie w słońcu
Jednakowoż czterdziestostopniowy upał to JEST pewne wyzwanie, nawet jak ktoś lubi ciepełko…
Ach Madryt! schrup świńskie ucho za mnie…
Ucha nie mam w planach, ale ogon byka w “Casa Alberto”, gdzie przesiadywał Cervantes – owszem 🙂