Z okazji, że w okolicy naszego biura wyroił się szczyt NATO, N. jest zmuszony spędzić dwa nadprogramowe dni w domu, ze mną.
Nie ma sensu przedzierać się do biura, bo jesteśmy odcięci prawie z każdej strony, na mapach Google wyszło nam, że moglibyśmy dojechać na oko przez Siedlce. Ale i tak mamy dobrze – jak ten pan z Barei, co nie zdążał na pekaes, który był przepełniony i nie zatrzymywał się. My tylko nie mamy jak dojechać, a nasz znajomy ma mieszkanie na Zwycięzców i wczoraj panowie w pełnym rynsztunku przeszukiwali mu budynek. Skomentował to dość zwięźle, bo jest inżynierem, a inżynierowie nie ubierają przesadnie swoich spostrzeżeń w formy literackie, jebnął drzwiami i wyjechał nad morze.
Przy okazji takich nadętych imprez zwykle najlepiej wychodzi na jaw smutna prawda, że najmniej do powiedzenia ma szary podatnik, który za to wszystko zapłacił. Nie dość, że ufundował całą zabawę, to jeszcze ma wypierdalać z piaskownicy.
Tak czy inaczej, N. trochę cierpi. Nie ma się gdzie urwać, a pogoda na dodatek taka sobie i nie zachęca do spędzania czasu na zewnątrz. No bardzo mi go żal. Buaaahahahahahah.
Oho, zaczął przebąkiwać, że koniecznie musi pojechać do stolarza. Jak znam życie, to zaraz się okaże, że stolarz mieszka w Bieszczadach. Czuję, że nie powinnam pozostać bierna i zaproponować jakąś aktywność, coś takiego, co małżeństwa zwykle robią razem. Może na przykład sprzątanie zamrażalnika?…
Na razie z okazji bytności pańcia w domu w tygodniu, Szczypawka dostała dwa śniadania. Znowu mnie weterynarz opierniczy.
Rozwój wydarzeń – DZIEN PIERWSZY
Stłukł butelkę octu balsamicznego (i wlazł w to crocsami). Nowiutką, nienapoczętą. Wycierałam gęsty, lepiący ocet ręcznikami papierowymi jak Penelopa Cruz w “Volver” krew zadźganego męża, mimo wszystko zadowolona, że nie mam jej problemu z przechowaniem trupa, bo przecież nie zdążyliśmy się jeszcze zabrać za ten zamrażalnik! Poza tym – bez poćwiartowania by się w nim nie zmieścił, a to kolejne sprzątanie. Szczyt NATO wisi mi na koniec dzisiejszego dnia butelkę balsamicznego octu (z rozpylaczem) oraz rolkę ręcznika papierowego (dużą, XXL). Ah, Drogi Pamiętniku, co mi przyniosą kolejne dni? Nie mogę się doczekać!
(A echo z przyzwyczajenia: – Mać… mać… mać…)
a czy ten stolarz to lubi drobne przeróbki? a może zna N takowego? bardzo by mi się przydał (stolarz)
Mnie to już chyba żaden szczyt nie ruszy… Może szkoda. Nawet do pracy się dzisiaj nie spóźniłam. Zobaczymy jutro.
Fakt! ja w zeszłym tygodniu rozmrażałem z Chudą lodówkę i myłem szuflady z zamrazalnika….. zaproponowała więc rozmrażałem…
Ej no, ja z Tobą nic nie rozmrażałam!
Zgadza się – nie Ty (tego by jeszcze brakowało!), tylko taka nasza lokalna Chuda. Z którą zresztą mamy na pieńku i obrabiamy jej tyłek, bo nic a nic się cholera nie chce zestarzeć i ciągle wygląda jak w liceum. I jak tu się nie wkurwić?
przez grzeczność nie zaprzeczę! :)))))….
A jedzcie razem do tego stolarza, Szczypawe tez wezcie, Bieszczady ladne sa :))
Chociaz, teraz wakacje, to moze tam wiecej ludzi niz u was…