Poszłam do sklepu po włoszczyznę do ryby po grecku, a wyszłam ze śmietaną oraz spędziwszy dwadzieścia minut nad granatami, zastanawiając się, czy przypadkiem nie potrzebuję granatów. (Potrzebuję, ale nie owocowych). Naprawdę drogi pamiętniku z moją sklerozą jest coraz gorzej – czy raczej, uściślając, ze sklerozą coraz lepiej, a ja się staczam mentalnie. Może powinnam się wziąć za krzyżówki panoramiczne, żeby ćwiczyć umysł (prawy dopływ Odry na trzy litery, pierwsza “i”, albo jadalne bulwy kolokazji – o ile pamiętam, są w prawie każdej) (to drugie to taro).
W ten weekend u nas na wsi pachnie dymem, ale szlachetnym – nie tym z opon i zdechłych wron, tylko owocowe drzewo i wióry, albowiem wszyscy wędzą na święta. N. wczoraj wieczorem wpadł do domu z krzykiem “Dawaj flaszkę, sąsiedzi mnie wołają!”, po czym wrócił lekko odymiony, lekko uspirytusowiony, za to z dwoma pudełkami jajek od szczęśliwych kur oraz próbkami świeżo uwędzonego boczku i szynki. Bardzo smaczne. Tak na marginesie, czy ktoś robi porządne, uczciwe badania poziomu szczęścia kur? Bo wszyscy – szczęśliwe, szczęśliwe, a jak te kury mają jakieś swoje marzenia? Chodzą po podwórku i znoszą te jajka, no bo co mają zrobić, ale tak naprawdę chciałyby uprawiać surfing na Kanarach albo mieć małą cukierenkę w Paryżu? Chciałabym zobaczyć certyfikat od kurzego behawiorysty.
Nasze boczusie i schabusie wędzi NA SZCZĘŚCIE szwagier (przynajmniej odpada mi pranie okopconego psa, męża i innych okoliczności przyrody). Młodszy jest, niech się wykazuje. Jak mawia jeden przyjaciel N. – w wędzeniu najgorszy jest trzeci dzień; podobno strasznie wtedy rąbie kac i boli wątroba. Jak się przebrnie przez trzeci dzień, to później już z górki.
A na jutubie jest “Szpital na peryferiach”! (N. chce mnie udusić, ale ja się nie mogę oderwać. Kocham czeskie seriale). Elżbietko!… Zostaw tego hokeistę, wybierz romantycznego chirurga naczyniowego!… (ładna ta Elżbietka, swoją drogą, chociaż i tak najbardziej lubię tę żmiję Błażejową).
Kenna-Joanna- dopiero teraz przeczytałam, ale widzę, że poradziłaś sobie 🙂
W książce jest słowo w słowo to, co na ekranie.
w pierwszej chwili odczytałam tytuł: “o epidemii swędzenia”… czas na kąpiel?
Cześć Barbarella, podczytuję cie od jakiegos czasu bo chciałam cię trochę poznać. Bardzo lubię cię czytać, jak zaglądam to wcześnie rano z kubkiem kawy , nawet spisałam sobie parę książek i kazałam Mikołajowi mi przywieźć:))))). A że jesteśmy krok od Świąt chciałam ci złożyć życzenia: miłego, wesołego, radosnego, szczęśliwego być może białego Bożego Narodzenia. Anna
No, nie wiem. Życzysz jej śniegu? Odważnie 😉
Ps. Z książkami mam tak samo. “Ostatnia arystokratka” mi tu najostatniej wpadła w oko, a zaraz potem w ręce 😉
Doktor Sztrosmajer forever!!!
Jakie on ma teksty! Dopiero teraz mogę w pełni docenić.
O tak, docen przychodzi w pewnym wieku dopiero.
I retroserialu i wędzonki 😉
W 1991 wyszła książka na podstawie scenariusza serialu. MAM ją oczywiście. Z wszystkimi tekstami Strosmeiera 😉
Maura, podaj proszę, tytuł i autora tej książki, chętnie bym po nią sięgnęła:)…
He he, poszłam po rozum do głowy (oj daleko miałam:)) i już wiem, jaki tytuł ma książka. I autora nawet zgadłam. Wszystkich, którym dostarczyłam porannej rozrywki, serdecznie pozdrawiam i życzę spokojnych, radosnych Świąt!
“wyszłam ze śmietaną” – ale, że – bez masła?
ojtam, ubije sobie to masło.