O TYM, KTO PRZYPOMINA NAJJAŚNIEJSZEGO PANA CESARZA

 

Zaczyna się moja ULUBIONA pora roku (a echo z przyzwyczajenia: mać… mać… mać…).

Wczoraj wyjeżdżaliśmy do roboty AKURAT w samym środku oberwania chmury z gradem, piorunami i błyskawicami. N. jak wyskoczył zamknąć bramę, to przez ten moment nawpadało mu na siedzenie w samochodzie lodowych kulek na centymetr grubo. Dobrze, że są podgrzewane siedzenia (odkąd usiadłam na swoim pierwszym podgrzewanym siedzeniu w samochodzie, to już nic innego mnie nie interesuje, żadne inne parametry – tylko podgrzewane siedzenia). Bardzo się przyjemnie jechało z rąbiącym o szybę gradem.

Za to dziś powitałam dzień piętrowo złożonym i powtórzonym po wielokroć WIADOMYM związkiem frazeologicznym, jak zobaczyłam pierwszy nieśmiały tegoroczny ŚNIEG NA TRAWNIKU, niech go jasna cholera. A później poszłam tłuc głową o podgrzewaną podłogę w łazience. W dodatku jak się wysunie nos z domu, to z kolei zniewala człowieka smród – któryś sąsiad nadal pali w piecu starymi mumiami Inków, zdechłymi gołębiami i asfaltem. Jezu, chcę się najeść igliwia jak Muminki i zasnąć do marca.

Szczypawka istotnie obrosła na zimę (próbuję ją czesać, ale daje dwa razy pociągnąć grzebieniem, następnie rzuca człowiekowi wiele mówiące spojrzenie i spiernicza do budy, a mamy umowę, że w budzie jest nietykalna) i teraz en face przypomina mi cesarza Franciszka Józefa. N. się na mnie wścieka, kiedy to mówię, ale taka jest prawda – identyczne bokobrody. Ja z kolei się na niego wściekam, jak wychodzi z psem wieczorem na ostatnie siusiu z wielką latarką – reflektorem. I psina kuca, a ten ją oświetla jak na środku areny cyrkowej. W TAKIM MOMENCIE, kiedy każda żywa istota potrzebuje dyskrecji i – nomen omen – skupienia!…  Przecież to można dostać nerwicy jelit w takich warunkach. I nerwicy wszystkiego w zasadzie.

Dobry dowcip ostatnio znalazłam, czy też raczej on znalazł mnie:

“Grupę zaginionych w amazońskiej dżungli polskich turystów odnaleziono idąc tropem klnących papug”.

(A propos polskich turystów – jakie to szczęście, że nie leciałam na wakacje z zabawnym panem, co opowiadał dowcipy o bombie w samolocie, chociaż taki artysta może się każdemu przytrafić. Może po doniesieniach o tym, ile będzie kosztowała ta przyjemność, żartownisie trochę przystopują z drinkami na lotnisku i w samolocie – choć może to zbyt daleko posunięty optymizm przeze mnie przemawia).

8 Replies to “O TYM, KTO PRZYPOMINA NAJJAŚNIEJSZEGO PANA CESARZA”

  1. podgrzewane siedzenia? tylko jako metoda antykoncepcyjna. powinny być podgrzewane oparcia, grzejące plecy i nerki, a nie siedzenia, siedzenie na ciepłym szkodzi zdrowiu (podobnie jak na zimnym)

  2. Uśmiałam się :))))
    I jaki śnieg? W mieście Łodzi pada ciepły deszcz.
    U mnie na osiedlu też jest smród i siwo w powietrzu, ale że to dawne osiedle rajstopiarzy i skarpeciarzy, to wiadomo czym palą.
    Oprócz dziadka mojego męża. Dziadek Stachu pali w piecu nowymi skórzanymi butami.
    Ma taką fantazję.

  3. Jako czytacz jestem tu już od jakiegoś czasu, intensywnie nadrabiam zaległości (kiedyś mnie wywalą z autobusu za rżenie w głos i zakłócanie porządku). Ale właśnie znalazłam coś, czym muszę, muszę się z Tobą podzielić. Chociaż bardziej jest to dedykacja dla Szczypawki. I troszeńkę nawet dla Janusza 😉

    https://www.youtube.com/watch?v=-b-VQI5smMI

    • Widziałam kiedyś w zoo w Płocku lwa. który się bawił z psem, ale to był czarny pudelek.
      A jamniki owszem, niczego się nie boja i myślą, że mają dwa metry wzrostu.

  4. O tak…. podgrzewane siedzenia! mrrru… mrrrru… mrrrru…
    Tylko zawsze się obawiam, ze w tych momentach dupka szybciej mi się starzeje :(. A jak wiadomo hrabina Zajączkowska spała , gdzie?… no przeciez wiecie dobrze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*