No i wysłali. Się okazało, że nieszczęsne “Na szpulce niebieskiej nici” ma przesuniętą datę premiery (we wszystkich sklepach, nie tylko w Merlinie) i o. Mnie jest Merlina szkoda, bo z pionierskiego, dobrego sklepu z książkami i filmami – a przede wszystkim z jakąś wizją – ktoś na siłę chce zrobić jakieś WIELKIE niewiadomoco z mydłem, powidłem i maścią na szczury. O ile zabawki i multimedia jeszcze miały sens, to ajmsory, ale podpaski i karma dla zwierząt?… Pachnie mi to burzą mózgów na spotkaniu korporacyjnym i idiotycznymi decyzjami podejmowanymi przez zięcia prezesa.
A Kindla ja nie mogęęęęę!… Nie mogę się przełamać. Pewnie, że nadejdzie TEN MOMENT, ale na razie nie nadszedł (i na pewno nie ZAMIAST, tylko na dodatek) (ale kurde, jeszcze jedna bateria do pilnowania i ładowarka do zabierania – to jest chyba najgorsze).
Czy mogłabym się też ubiegać o Nobla? W kategorii “durny łeb nienaprawialny”? Pół nocy nie spałam, tak mnie brzuch bolał po kolejnej akcji tematycznej z Lidla, a mianowicie – greckie ślimaczki z ciasta filo z fetą i oliwkami. Niby mrożone, więc co może mi zaszkodzić, prawda? A jednak. Załatwiły mnie lepiej, niż panierka obżarta z całego megakubełka KFC. Co ciekawe – po produktach z normalnej oferty nie mam takich galopujących sensacji, tylko akcje tematyczne mi szkodzą. Czy mogę poprosić o asystenta zakupów, który by za mną szedł i kopał mnie w kostki, gdybym następnym razem próbowała kupić cokolwiek z akcji tematycznej?… A może jest taka aplikacja na telefon (niechby brzęczała albo raziła prądem)? Drogi Pamiętniczku, już nie będę, obiecuję. Tylko chrupki krewetkowe w tygodniu azjatyckim (też mnie po nich brzuch boli, ale tylko wtedy, jak wpierniczę całą paczkę naraz).
Jak ja się cieszę, że (oprócz normalnych powodów, dla których cieszę się z wakacji) będziemy mieli tydzień spokoju od konkursu na arystokratycznego głupka roku… to znaczy, kampanii wyborczej przedstawicieli narodu polskiego do Parlamentu. Przepraszam za pomyłkę, ale na pierwszy rzut oka (i kilka kolejnych) trudno te iwenty od siebie odróżnić, a klasa polityczna ciężko pracuje, żeby tak było.
Ale akcji tematycznych never more. NEVER MORE!…
Jestem fanką Lidla, mieszkam dwa domy dalej, więc to zrozumiałe chyba. Z promocji najbardziej zasmakowałam w makaronie z sepią ośmiornic. Ludzie mało go kupowali, podejrzewam, że z mężem zeżarliśmy cały zapas. Pyszny! I nic nam nie było, i dobrze nam zrobiło.
Zatruły nas natomiast krewetki z Biedronki.
Dla każdego coś niestrawnego 🙂
wy wszyscy jestescie cpunami!!! straszne —– na wielkie bole polecam osteopatie , gimnastyke, joga, sofrologia i rehabilitacje – bez chemii kochane bez chemii – bo w wieku lat 45 bedziecie babciami z demencja – nic tylko zabic
Klamkaaaa. Zgrywusko Ty!
😉
Eee, przesadzasz, Klamka. Ja mam dopiero 41 lat, i… co to ja chciałam?
Oczywiście, że przesadza, bo ja mam już 45, tylko… jak ja się tu znalazłam… ? Klamka, ale o co chodzi?
Yyyy… chyba homeopatię, kochana. Osteopatię łatwo nabyć ponoć, ale na zatrucia nie pomaga. No, chyba, że jak w tym dowcipie, w którym boli bardziej tyłek niż ząb. Chociaż, czy osteopatia boli? Chyba bywa bardziej uciążliwa, niż ból brzucha. A czy bywa? Boszsze, ileż pytań mi się nasuwa. Ile?
Dobrze, że już piątek. Ufff…
Bila, weź Ty się nie pogrążaj – z osteoporozą mylisz, a ja mogę się już mądrzyć, bo dzięki klamce i wikipedii poznałam dwa nowe slówka 😉 A już miałam dopytywać czy tę sofrologię to można ewentualnie z bitą śmietaną? 😉
Jeżeli bita śmietana dobrze robi na pogodę ducha, to czemu nie :).
Bita śmietana robi dobrze na wszystko 😉
Z księgarni polecam bonito.pl, książki są tańsze a do tego mają promocje które są zuem, takie -30% na wszystko. Kindla tez jeszcze nie…
a ta Anne Tyler dobra?
Ja przepraszam, że z innej czapki, ale Kindle będą żyć długo i szczęśliwie, a tymczasem SOLPADEINA podobno ma być już niedługo tylko na receptę. Wiem, trzeba było pod poprzednim wpisem, ale mam opóźnienia we wszystkim. No więc wszyscy uzależnieni od Solpy (nie w sensie, że ćpuny, tylko że nic innego im na ból głowy nie pomaga), niechaj mają na uwadze. Jedna farmaceutka mojej mamie powiedziała, i mama teraz kupuje wielbłąda, żeby znosił do domu te wszystkie opakowania, które ona zamierza dla mnie kupić. Tłumaczę jej, że ja już nie pożyję dłużej, niż 20, może 25 lat, ale zadatek na wielbłąda wpłacony i ona nie będzie teraz tego wszystkiego odkręcać. No w każdym razie miejcie to na uwadze, jeśli nie chcecie z pierwszymi objawami migreny sterczeć w kolejce do lekarza po głupią receptę na coś, co powinno być porządnym ludziom dodawane gratis do każdej wypłaty, bo takie czasy, że mało kogo łeb nie boli.
ŻE CO?
Na razie wprowadzili zasadę, że środki z kodeiną sprzedają tylko po jednym opakowaniu naraz. No to już są opakowania po 24 sztuki (rozpuszczalne), chociaż były po 12, dopiero co się z siostrą śmiałyśmy, jak rynek reaguje na żywotne potrzeby społeczeństwa.
Mam nadzieję, że pani lekarka się SAKRAMENCKO myli, bo przyjdzie mi wysadzać w powietrze ministerstwo i NFZ. No na przykład taki Voltaren co kiedyś był tylko na receptę (tabletki), teraz niby w słabszej dawce jest normalnie do kupienia! (Prawie taki dobry jak Solpadeina, a na naciągnięte mięśnie nawet lepszy).
KONCERNY FARMACEUTYCZNE – liczę na was jak nigdy dotąd!
Środki z kodeiną, pseudoefedryną i dextrometorfanem można tylko po 1 op na łeb. Producent thiocodinu również odpowiedział na żywotne potrzeby społeczeństwa i już są op. po 20 tabl. Ale robią się absurdy, bo nie mogę jednej osobie sprzedać solpadeiny na ból i syropu pini na kaszel- oba mają kodeinę :/
Taki niewinny syropek pini, smak mojego dzieciństwa… A jak jakaś babcia chce 2 opakowania, bo dokuśtykała właśnie do apteki i chce zapas na całą zimę- to też nie mogę sprzedać. Paranoja. A ćpuny i tak zrobią rundkę, apteka co 50 metrów…
Emerytki też dadzą radę rundkę po aptekach. Moja kochana babcia kupuje na wszelki wypadek takie zapasy wszystkich leków, że jeszcze jej prawnuki będą z tego korzystały. A jak jeszcze trafi się promocja…
A mnie zastanawia, jak się można naćpać taką śmieszną ilością kodeiny, a przecież nie da się zeżreć całego opakowania leku naraz, bo zgon wątroby. A ta babcia, co po syropek, to niech zrobi tak, jak mój mąż, gdy w trybie awaryjnym jechał 15 kilometrów do apteki po Solpę dla mnie (migrena z rzyganiem, a w spiżarce pusto), i pani mu nie chciała dwóch opakowań sprzedać (prosiłam go, żeby kupił dwa, bo po jedno jechać 15 km to nieekonomiczne). No więc małżonek odrzekł, że on w takim razie kupi jedno, wyjdzie, i zaraz wróci po drugie, i będzie się upierał, że on to nie on, a przecież dowodu osobistego nie każą (jeszcze) prezentować. No i pani westchnęła i mu sprzedała. Babcie muszą się zrobić bardziej bezczelne w tych czasach 😉
No patrz.
Ja sobie wczoraj zakupilam na akcji tematycznej (nazywa sie toto Semana de Alemana w sieci sklepow “Tienda Inglese”) puszke sledzikow w sosie musztardowym, importowana prosciutko z Niemiec. Dobra byla, a nawet bardzo dobra.
I co? A nic, zaszkodzila. Buuuuuu
Mam teorie: ze na te akcje tematyczne wrzucaja to wszystko, co jakies trefne jest, obnizaja nieco cene i voila!
Akcje tematyczne mogą się jak dla mnie ograniczyć do Grecji i Francji, a właściwie tylko do NUGATU, który wtedy jest w ofercie. Kupuję zawsze cały karton z myślą, że sobie robię zapas do następnego razu, po czym wpierniczam wszystko w parę dni, zanim dany tydzień tematyczny się skończy. Jestem beznadziejna.
(potwierdzam – bateria w kindlu trzyma baaaaardzo długo)
A, jeszcze dodam, że kindla dzielę z mężem, więc nie ma opcji całkowitej rezygnacji z papierowych książek. Ale na podróż, zamiast walizki książek…przemyśl to jeszcze.
Czytnik tylko jako dodatek na dalekie podróże. ..ale w sumie to nie wiem czy się przekonam.A co z wizją przyszłości gdy fakty w książkach (np.historycznych) będą zmieniane przez cenzurę i dostęp do internetu!a prawdziwe papierowe książki wyginą,znikną i prawda tez zniknie hę?może to śmieszne ale mam taką wizję..wszystko jest mozliwe:/ chyba zostanę konserw co do normalnych książek. .
W Lidlu mają pyszne świeże małże za niecałe 10 zł/kg.
Strasznie się całą rodziną nażarliśmy:)
Mniam, a jak je przygotoqwujesz do spozycia?
Najprościej jak się da: wyszorowane skorupy wrzucam do gara z sosem prowansalskim. Równie pyszne są duszone w białym winie z szalotką. Mniam mniam:)
Kindel to dobro, samo dobro, powiadam :). Bateria namiętnemu czytelnikowi starcza na dwa tygodnie, ładowarka ta sama co do komóry (nieajfona), a podświetlenie wewnętrzne sprawia, że da się czytać i w pełnym słońcu, i jest się niezależnym od lampki przy łóżku. Dodatkowo, na wczasy można ze sobą zabrać sto książek i ma się miłą świadomość, że ZAWSZE będzie co czytać…
Zgadzam się z powyższym co do Kindla, oprócz podświetlenia. Zdecydowanie- starsza wersja 4, bez bajerowych podświetleń, żadne dodatkowe klawiatury, mały, lekki, poręczny, bateria 3 tygodnie minimum (i to mówi osoba, która notorycznie zapomina o wyłączeniu urządzenia po użytkowaniu, więc chodzi 24h). Ładowarka zwykła, nieajfonowa. Lekkie to to, w podróże najlepsze. Ach!
Pozostanę przy swoim zdaniu co do podświetlenia :). Dla mnie to jedna z najważniejszych cech, ale oczywiście – co komu.
Przesiadłam się na Kindla dwa lata temu, z oporami starszymi i polecam, polecam, polecam. Ja mam wersję z podświetleniem, mąż bez – co kto lubi, sobie czytujemy na “cztery ręce” . Leciutkie, pojemne, świetnie się trzyma w ręce, nie zamyka się niespodziewanie, nie zaginają się rogi….eeech… Papierowe CZASEM też jeszcze kupuję, ale tylko bardzo przebrane
Jak przedmówczyni- czytnik OBOK książek, a nie zamiast.
I kto mówi o kindlu? Jest tyle innych opcji… Wypasionego kindla miałam okazję pomacać, ale na swojego onyxa za żadne skarby nie zamienię. Nie chodzi o wodotryski i internet w wersji monochromatycznej, tylko o czytanie. Ładowarka standard, nie trzeba kolejnej.
Merlina szkoda, fakt… Wczoraj przyszło 10 pozycji, ale podejrzewam, że to jedno z moich ostatnich zamówień tam. Skusił mnie rabat 10% w rocznicę pierwszego zamówienia 😉
I żałuję, że mieszkam w wiosce, w której są 3 biedronki, kaufland, intermarche, a lidla niet… Bo chętnie bym te ślimaczki z ciasta filo… mniam !!!
Ja się do Kindla w końcu przekonałam. Nie że zamiast książek, ale że obok.
P.S. Tygodnie tematyczne w Lidlu to zuo. Chałwa to zuo (szczególnie w ilościach hurtowych). Ciasto filo to zuo.
oj, chalwa, to rzeczywiscie ZUO. ta z jednego takiego tureckiego sklepiku. mieciutka, soczysta, czekoladowa, pachnaca, pyszna…. hola hola, stop!!!! ZUO i koniec.