N. powiedział żeby suszyć, to suszę.
Ale co z tym zamierza robić, to nie wiem. Zje się może jedna przez całą zimę, bo one są przeraźliwie ostre. I to nie takie ostre ze smakiem, jak papryczki jalapeno, tylko – samo piekło, bez bonusów. Nie wiem, może pędzle będzie nimi czyścił albo produkował barwnik malarski “gryząca czerwień” albo odrdzewiał stary bojler… nie wnikam. Suszę. Każą suszę, nie każą – nie suszę.
Tymczasem wróciłam do oglądania serialu “Rescue me”. Nowojorscy strażacy, którzy byli pierwsi na miejscu katastrofy WTC 11 września, są zespołem prawdziwych bohaterów i profesjonalistów, codziennie pracują w najgorszych możliwych warunkach i widzą potworne rzeczy. W przypadku zagrożenia każdy obywatel marzyłby, żeby trafić w ich sprawne ręce. Po czym zdejmują strażacki hełm i uniform… i zamieniają się w bandę ciężkich przygłupów, ale to takich młotów, że mózg się ze skóry obiera na widok tego, co oni potrafią odstawiać. Na dodatek główny bohater pochodzi z irlandzkiej rodziny, więc chłopaki głównie chleją i się tłuką.
Przykładowa rozmowa ze strażackiego wozu, pędzącego do pożaru:
– Stary, weź mi pożycz gazetę z tym artykułem o kolesiu, który zjadł swoich rodziców.
– Co za zwyrolstwo.
– To byli jego TEŚCIOWIE.
– A nie, to w takim razie spoko, to normalne. Każdy mógł tak postąpić.
No oczywiście, są też wyższe wartości w stylu – jeden za wszystkich, wszyscy za jednego… dopóki się o coś nie pożrą albo akurat nie robią sobie kawałów. W każdym razie, mnie skutecznie wyleczył z marzenia o randce ze strażakiem – mogłabym trafić na takiego Garrity i co wtedy?… Banda troglodytów. Aha, główny bohater rozmawia ze zmarłymi, ale to naprawdę tylko jeden z jego problemów. Ale serial świetny.
Miałam piękny sen, że byłam na jakiejś wyspie i wybuchł wulkan i było tsunami, w którym zginęłam. Nic tak nie poprawia humoru z rana, jak śmierć w nocy.
Uwielbiam pikantne! Ostatnio zrobiłam zupę dyniową z mlekiem kokosowym i chili, to jak podałam w niedzielę tąże i zapytałam, kto chce dyniową a kto jarzynową, to jakoś każdy (oprócz mła) chciał jarzynową. Dziwne…
Co ty opowiadasz, dobre papryczki, do na ten przyklad tajskiego zarla idealne.
Poza tym to Ty Znow na Fuerte? Strasznie zazdroszcze. Strasznie.
uprzejmie donosze, ze koniecznie nalezy obejrzec serial “Narcos”
http://www.imdb.com/title/tt2707408/
Susz, susz te papryczki, a jak nie bedziesz juz zupelnie miala co z nimi zrobic, to WYSLIJ MI. Paczka bedzie malutka, lekutka, wiec tylko 16 PLN .
A ile ja bede miala radosci…te pol kilo, co sobie kupilam miesiac temu, juz zzarlam, a nigdzie juz nie ma bo jak babka na targu powiedziala: Urugwajczycy to nic pikantnego nie jedza, nie oplaca jej sie hodowac :-////
Z największą przyjemnością! Ale nie chodzi o koszt paczki, tylko czy się służby celne nie czepną, bo żywności, nasion i roślin się potrafią uczepić – masz jakieś doświadczenia z takim towarem?
Hm…. papryczek nigdy nie slalam, musze sie rozpytac. No bo oczywiscie zywnosci teoretycznie nie wolno. Ale moze sa jakies wyjatki dla rzeczy zapakowanych odpowiednio (puszka, suche prozniowe worki etc.)…
No to sie na pewno po takim snie czlowiek cieszy, ze zyje!
A z papryczek moze jakis specyfik na krety N planuje? Nie kupil przypadkiem zestawu Maly Chemik?
Chyba Krecik Chemikiem :). BłaBła to uwielbia!