No więc (zabijcie mnie, ale “no więc” to jest mój ulubiony początek) wczoraj odbyło się smażenie langoszy.
Jakiś czas temu wzięło nas z koleżanką na wspominki i doszłyśmy do wniosku, że musimy się spotkać i usmażyć węgierskie langosze, bo są takie pyszne a imprezy z gotowaniem są fajne. No i wczoraj nasze plany doszły do skutku. Trochę nie było czym oddychać z upału, a myśmy się wzięły za smażenie langoszy. Dobra.
Najpierw odbyło się porównywanie przepisów i mnożenie proporcji, co zawsze jest zabawne (“Dwieście gramów ziemniaka surowego czy po ugotowaniu?” – “Wlej to mleko już całe. O, wiecie, co tu jest napisane? Że być może nie trzeba będzie zużyć całego mleka, hahaha”). Do mieszania w największej misce, jaką miałam w domu (oprócz do mycia podłogi) został zwerbowany mąż jednej koleżanki, bo my byśmy sobie wywichnęły łapę. Śmiesznie zrobiło się w momencie, kiedy nam się skończyły składniki, a on mówił, że za cholerę nie może wyjąć ręki z TEGO i co ma zrobić, jak zgubi obrączkę. No nic. Podsypywało się mąką i po kawałku, po kawałku jakoś udało się rękę wyjąć (z obrączką). Drożdże w tym upale urządziły mega orgię, bo po wyrośnięciu dysponowałyśmy gigantyczną michą pełną ciasta z czubem. Które trzeba było podzielić na cienkie placki i usmażyć. Bardzo fajnie się te placki przenosiło ze stolnicy na patelnię, jak mokre gacie (bo jednak ciasto wyszło dość luźne; może przez opętane szałem seksualnym drożdże, a może jednak nie musiałyśmy zużyć całego mleka).
Nad tą patelnią doszłam do filozoficznego wniosku, że zawsze byłam ciekawa, jak oni w tej Hiszpanii w tym upale dają radę w knajpach w kuchni, smażąc krewetki dla bezlitosnych turystów. Od wczoraj mam trochę więcej wyobrażenia na ten temat.
Placek za plackiem wyjeżdżał z patelni na taras, gdzie siedziała reszta towarzystwa, delektowała się jakimś tekstem z Frondy o tym, że kobiety nie powinny nosić spodni, bo cośtam szatan i zarykiwała się ze śmiechu.
Wnioski: wyszły pyszne – z czosnkowym masełkiem, serem albo dżemem morelowym (bo one są neutralne światopoglądowo i można je wtranżalać na słodko i na wytrawnie). Znakomite jedzonko z gatunku “połknęłam kulę armatnią”.
Wnioski kolejne: ale to nie są takie langosze, jakie pamiętam z Węgier. Albo oni mają inną mąkę, albo inny przepis, bo jednak w tamtych nie czułam drożdży i widzi mi się, że to było raczej parzone ciasto, a nie takie racuchowe.
A jaką śliczną koszulkę dostałam w prezencie! Z jamnikiem. W dodatku rozmiar XS/S! Spoko, to oversize, ALE ZAWSZE – teraz tylko muszę wykombinować, jak to nosić jednocześnie metką do wierzchu i jamnikiem do wierzchu.
PS. A koleżanka zidentyfikowała kornika, spacerującego po oknie; takie coś pomiędzy mrówką a molem spożywczym. Mówi, że niedawno miała do czynienia z kornikami, więc wie. No to mam korniki. CIESZYCIE SIĘ?
o rzesz w mordę! – no ja też normalnie byłam przekonana, że langosz to ryba! o co cho?? 🙂
No więc, jeśli mowa o langoszach to ja uwielbiam te z kapustą i grzybami. Aż mam ciarki na plecach! I pierogi z kapustą/ grzybami. A najbardziej grzyby z kapustą! 🙂
PS. Przyroda nie lubi próżni. To w temacie kuna > kretki > korniki itd… itd.. Patrz Barb, wszystko na k.
O panie śfienty, ale jak to ryba langosz? NIE MA TAKIEJ RYBY LANGOSZ. Jest szandacz… tfu, sandacz, tołpyga, miruna, rekin młot, ale LANGOSZ?…
A co do korników i termitów, to przypomniał mi się zaraz mój ulubiony odcinek psa Huckleberry z termitem, co robił “Bezbezbez, bezbezbez” i wpierniczał mu chałupę. Uroczy był bardzo. O ten:
http://www.funniermoments.com/watch.php?vid=9d3465ad2
przypomniałaś mi ! :))…………..i teraz się ode mnie nie odczepi znów to bezbezzzbezz….. przez co najmniej tydzień 🙁
A-jak-ja-po-wie-dzia-łam-mo-je-mu-że-się-kor-nik-w-babciną-komodę-siekaczami-wgryza-to-powiedział-żebym-już-nie-by-ła-taka-anty-i taka w ogóle , nierozumiejąca zachcianek i skłonności INNYCH produktów natury jak na ten barwny i głośny przykład kornik–i tak to oto po czasie ( jakieś, żeby nie skłamać–> max dwa worki pacierzy) zamiast podziwiać komodę, zastanawiałam się ile pyłu i miału jest w stanie wessać odkurzacz i nawet zaczęłam obliczać w przybliżeniu ale poległam bo nie znam wzorów na zainfekowane meble. A łen popatrzył, postękał, i poszedł won do lasu, znaczy się ten mój, nie kornik.
Ja bym chciała zobaczyć koszulkę z jamnikiem.
Co prawdwa mój młodszy syn ma dwie piżamki z jamnikiem, ale dorosłej koszulki z jamnikiem nie widziałam.
Bardzo ładna koszulka z jamnikiem:
http://www.house.pl/pl/pl/ona/nowa-kolekcja/t-shirty/kb958-00x/printed-t-shirt
Fachowa! Szkoda, że z napisem, ale trudno.
Korniki chrupią.Tak apetycznie chrupią,że WSZYSCY robią się głodni gdy słychać jak jedzą dom. Co do XS, po kornikach są dwie opcje:
1) schudniesz ze stresu wysłuchiwania jak Ci chałupę zżerają i koszulka będzie podwójnie oversize
2) zgłodniejesz od słuchania korników i xs przestanie być oversize (co nie zmienia sprawy, że metka może być na wierchu wziąż!)
Chyba jednak racuchowe. To było moje pierwsze skojarzenie- racuchy, kiedy spróbowałam langosza. Dysonansem był czosnek i żółty ser. Teraz zamawiam z cukrem, lub śmietaną i cukrem. I tylko miejscowi dziwnie się patrzą 🙂 .
czytałam z zapartym tchem,
jak zawsze, bo przecież u Ciebie nic nie jest zwyczajne i normalne,
nawet wizyta gości,
ale ….. jak doszłam do rozmiaru koszulki!
no Kochana, rośnie ilość brzydkich słów
jakie potrafię wyrzucić na jednym wdechu!
ok, można mieć rozmiar xs/s, podobno takie osoby istnieją,
ale nie można mieć takiego rozmiaru jedząc placki,
i inne apetyczne rzeczy z kółeczkami Cheerios włącznie!
jak Ty to do cholery robisz?!
(pytanie retoryczne)
Bo ona tylko udaje, że to wszystko je. Opisuje, żeby narobić nam smaka, a sama tylko powącha i jednym zębem zahaczy ewentualnie.
;))
I wiem, co to pytanie retoryczne. Musiałam po prostu podzielić się moją teorią spiskową.
jestem Ci niezmiernie wdzięczna, bo ta odpowiedż podnosi mnie trochę na duchu :))))))
Dlaczego do samego końca czekałam na opis smażenia ryby? To taka dobra nazwa dla ryb.
wychowałam się nad morzem,
mieszkam nad morzem od …..
(o nie, nie, tego nie napiszę!)
i również byłam święcie przekonana, że to jakiś stwór morski!
no coś takiego :))))))))))))))
musze przyznac, ze tez myslalam ze to ryba, jakos tak samo sie nasunelo przez te wszystkie notki o osmiorniczkach i innych smazonych morskich stworzeniach 😉
Ja na twoim miejscu z kornikow cieszylabym sie. Cieszyla, jak jasna cholera, ze to TYLKO korniki, a nie termity.
Na prawde.
ale miałam czuja, że usiadłam do twego bloga razem z miską pierogów z serem i jagodami, bo inaczej rzuciłabym się wylizywać ekran kompa, takiego zrobilaś smaku – te opisy robienia langoszy normalnie wkręciły mi się w żołądek – (na szczęście zapełniałam go równocześnie z czytaniem pierogami )
a metkę normalnie wywiń sobie na plecy!
i wcale , wcale się nie cieszę z TWOICh korników! miałam mole spożywcze to nikomu nie życzę takich atrakcji!
omatkojedyna! pierogi z jagodami!
i jeszcze powiedz, że masz xxs/xs …..