Dziś od rana atakują mnie panie, które odkryły jeden dziwny sposób. A mi się kręci w głowie, jak tak wieje, i chodzę jak pijana, więc niech one się lepiej ode mnie odczepią, bo jestem chwilowo nieprzysiadalna. I okazało się niestety, że jedno walnięcie smaczną Charlotte w ścianę to o wiele za mało. Charlotte jest infantylnym babsztylem z jakimiś deficytami uwagi, cały czas coś przypala, rozlewa, wywołuje w kuchni pożar podczas przygotowywania deseru, bo po pijaku trzymała rękę w rozporku faceta i tak ją to pochłonęło, że zapomniała o patelni na ogniu. Nie jest w stanie kontrolować wydawania pieniędzy ani ilości spożywanego alkoholu, za to nader chętnie chodzi do łóżka na pierwszej randce. I ma problem, bo mężczyźni nie pragną być z nią w długotrwałym, poważnym związku!…
Jak będę chciała kupić drugi tom tego gniota, to upoważniam wszystkich do palnięcia mnie w mój głupi, potargany łeb.
Wyszłam w piątek z chicas i wróciłam z flamingami, to jest – z informacją od koleżanki, że w Empiku rzucili piękne flamingi do ozdabiania trawnika lub doniczek. UWIELBIAM FLAMINGI. A motyle solarne niestety po jednym sezonie okrutnie się zszargały. Więc w tym roku na trawniku staną flamingi, czy się to komuś podoba, czy nie. I tak nic nie przebije to jamnika w śpioszkach w żyrafki sprzed lat (żywego, nie z Empiku). Będą się pięknie komponowały wśród krecich kopców (bo krety bynajmniej się nie poddały ani nie zawiesiły działalności).
Mam za sobą pierwszy flan – przyznam się, że nie wierzyłam, że ta zupa się zetnie. Bo flan to tylko jajka rozbełtane z mlekiem, w dodatku tego mleka jest tak ze dwa razy więcej, niż jajek – wychodzi duża miska zupełnie płynnego tworzywa. Jeszcze kawa do smaku – też spora filiżanka. A jednak się ścięło! (E pur si muove). No, w końcu… jajka się kiedyś dodawało do zaprawy murarskiej, nie bez powodu.
A wczoraj wpadło do mnie Zebrostwo i moja siostra mówi (o swojej córce, lat dwa, przypominam): “Puść jej Elizjum”. Trochę się zdziwiłam, bo raczej obstawiałam Muppety, ale Zebra mówi, że chwilowo mała nie uśnie, dopóki nie obejrzy sześć razy trailera Elizjum. No to puściłam, co mam dziecku żałować.
W sklepie trafiły nam się bardzo żółte ziemniaki, Drogi Pamiętniczku. Czy z takich żółtych ziemniaków wyjdą kopytka?…
A ja trafiłam na piękny wątek, to się podzielę:
http://www.netkobiety.pl/t67154.html
otóż jeśli facet nie ma komórki i czyta książki o psychologii i malarstwie, to na pewno ma zespół Aspergera i przymierza damską bieliznę.
No a nie?…
:)))))))
Ja się w sprawie kretów chciałam wypowiedzieć. Wprawdzie wypowiedzieć się miałam ochotę już jakiś miliard razy, ale zawsze trzymałam to jednak dla siebie. O kretach jednak wspomnę, bo choć piękne, to prowadzą do czynów brzydkich i wstydliwych, więc może pomogę?
Otóż moja przyjaciółka problem kretów rozwiązała… kostkami Domestosa. Tak, kostkami, tymi dokiblowymi, niebieskimi (nie wiem, czy to ma znaczenie). Powtykała po pół w każdą dziurę i od września ma spokój. To świństwo jest mocno woniejące, powoli rozpuszcza się pod wpływem wody, więc być może lekko zniechęciło czarne i ślepe towarzystwo do drążenia tematu w okolicy.
Przy okazji właścicielkę bloga gorąco i serdecznie pozdrawiam życząc dalszego pisania ku wielkiej przyjemności czytających.
Ps. Akurat Żona idealna mnie aż tak nie zachwyciła, ale za to House of cards… Łykłam byłam na jednym posiedzeniu, niemalże. Jak i początkowe odcinki Elementary. Poza tym nic nie polecę, bo nie oglądam 🙁
To ten flan z przepisu Carlosa? A karmel się nie przypalił?
Ale zaraz, zaraz – to Szczypawka miala spioszki w zyrafki??!!!! =D
A te empikowe flamingi, mimo ze slodko rózowiutkie, to maja jakies takie ZLE oczy – Chociaz w sumie, jak ja bym cala byla porosnieta wsciekle rózowym pierzem to tez bym chyba nie byla zbyt zadowolona…
Ty się, Baśka, nie uprzedzaj do żółtych, bo to rasizm jest. Każdemu wolno kopytkiem być (jakby co, dosypiesz więcej mąki ziemniaczanej).
A swoją drogą, czego to sie nie wystawia na trawniku? Dzisiaj widziałam słonia i klauna(strasznego). W sumie, to flamingi spoko.