“Orange” się skończyło i co dalej?… (Ale skończyło się nieźle, rokując na jakieś 12 następnych sezonów).
Umyłam umywalki takim okropieństwem, śmierdzącym chlorem (te zwykłe do łazienki tylko mi się rozmazują i ślizgają po osadzie z mydła) i od tego zapachu miałam TAKĄ wizję wakacji, że o matko. Pachniało identycznie jak rano w hotelu, kiedy się człowiek ciągnie na śniadanie, lekko jeszcze śnięty i parujący, a chłopaki akurat czyszczą basen i mówią BUENOS DIAZ! Identycznie te ich czyściki śmierdzą. Chlor, pluskanie wody i nutka rozgrzanej oliwy w tle – taki multimedialny zapach do domu bym kupiła, gdyby był.
Codziennie sprawdzam (patyczkiem), czy przypadkiem nie przybyło mi mądrości życiowej, w związku ze zbliżającymi się urodzinami. TYMI urodzinami. Jak w TE urodziny nie zmądrzeję, to już chyba nigdy. No i tak sobie czekam, czy przyśni mi się Karol Darwin i wyjawi jakąś tajemnicę egzystencji, albo chociaż Księżniczka Wróbli (i wpuści mi leminga do tyłka?…). Ale na razie nic. Nawet przepis na nigdy nie opadający biszkopt mi się nie przyśnił (a to już by było coś).
Na forach też się nieźle poszukuje mądrości życiowej. Jedna pani napisała, że jej mąż do niej powiedział “spieprzaj”, a później nie chciał przeprosić, bo twierdzi, że są małżeństwem od szesnastu lat i on przez te szesnaście lat był dla niej miły. Więc raz na szesnaście lat może powiedzieć do żony “spieprzaj” i nie przeprosić, do cholery! Co i tak jest niczym w obliczu przygody, jaka spotkała inną panią, która szykowała się do snu, wyszła z łazienki i natknęła się w przedpokoju na małżonka, który sikał na jej buty. A później twierdził, że niczego nie pamięta.
Coś bym ugotowała fajnego, a zupełnie nie mam wizji.
TE urodziny. Mmmhmm. Ja jakos sobie na razie w ogóle nie potrafie wyobrazic TEJ liczby. Mam jeszcze rok na cwiczenie wyobrazni – no a jak nie, to mnie walnie w leb po prostu pewnego jesiennego poranka. A niech mnie ktos tylko spróbuje przyslac kartke z TA liczba, naprawde byla by to zlosliwosc straszliwa.
A ja we wrześniu mam TE urodziny plus 10 🙁
ja w sumie nie mam pojęcia jak można żonie nasikać na buty 😀 mistrz zła normalnie jak to mawiają, ja bym nie wybaczyła, z biszkopt podobno nie opadnie jak jest pełnia księżyca, wtedy się udaje 😀
Biszkoptem trzeba rzucić (zaraz po upieczeniu), wtedy nie opadnie:))) Serio!
W kogo? 🙂
Niestety w nikogo, tylko o podłogę:) Wyciągasz zaraz jak się upiecze i upuszczasz tak z wysokości kolan ( nie odwracasz tortownicy!), wkładasz z powrotem do piekarnika na chwilę, niech stygnie 🙂
Biszkoptem trzeba rzucić(zaraz po upieczeniu), wtedy nie opadnie:)))
Hehe, mój kot mnie wyręcza i sika mężowi na buty zawsze, gdy tylko ten ostatni próbuje podnieść na mnie głos.
wnioskuję o pożyczenie takiego kota 🙂
Bardzo bym chciała wiedzieć, jak sprawdzasz patyczkiem mądrość. No, nie bądź taka, podziel się informacją. Może mi urosła, a ja nic nie wiem?
Tylko się nie wykręcaj, że jakby urosła, to sama bym wiedziała, o co chodzi…
może przez ucho? jak patyczek wchodzi płyciej, to wniosek jakby się sam nasuwa … :)))))
Swego czasu ,,młoda lekarka” z 3-ki (sześćdziesiąt minut na godzinę) mówiła, jak odróznić podniebienie miękkie od twardego- miękkie podniebienie jest tam, gdzie widelec się wbija, aż po rączkę, a twarde- jak wchodzi tylko trochę. Hi, hi..
Ok, ta wersja mi pasuje
Oooo, a ja mam taki przepis na biszkopt. Nigdy nie opada!
oh… na buty?!?! Niewybaczalny błąd. Za to nawet nie musi przepraszać!