Dziś chciałabym się wypowiedzieć o sprawiedliwości na świecie oraz krążeniu. Bo na temat działania strony banku nie będę się wypowiadać, bo mnie szlag trafi, od pół godziny próbuję zlecić sześć przelewów, a w moim wieku to już trzeba się oszczędzać. Nerwy szczególnie.
No więc. Jeśli chodzi o sprawiedliwość, to – jak wiadomo – jej nie ma na świecie. Zgodnie z powyższą zasadą, mój mąż spędził urocze dwa dni na delegacji w Gdańsku, gdzie obżerał się rybnym garmażem u Kubickiego, a jeśli chodzi o rybny garmaż, to poważam dwa miejsca w Polsce: bar u pani Basi w Kątach oraz Kubickiego. No więc on tam emablował galarety i tatar ze śledzia, a ja z rozpaczy ugotowałam sobie kalafiora, bo – jak wiadomo – człowiek z kalafiorem w środku jest piękny i dobry (w każdym razie ładniejszy, lepszy i spokojniejszy od wersji tego samego człowieka BEZ kalafiora w środku). I co? I oparzyłam się parą! I jak tu się nie denerwować?…
A krążenie też kiedyś jakieś miałam, kiepskie bo kiepskie, a teraz już chyba nie mam wcale. Na pewno nie mam w kończynach (w kadłubie może jeszcze coś krąży). Ręce zawsze miałam zimne, ale teraz na dodatek przybyły mi fioletowe paznokcie, natomiast stopy jak pingwin. Nie rozgrzewają się nawet, jak założę dwie pary skarpetek. Wieczorem, jak je przytykam do osobistego męża celem ogrzania, to jest straszny wrzask i awantura. Kiedyś był tylko komentarz, jak można mieć tak zimne glony zamiast stóp, a teraz jest regularna afera, bo to podobno NIEMOŻLIWE, żeby ludzkie ciało miało ujemną temperaturę. Jak słowo daję, wyjadę na Saharę i będę się wynajmować karawanom jako wkład termiczny do lodówek z napojami.
Taka była rano ładna pogoda i pan Mann przywitał mnie, komunikując swym ciepłym głosem, że słoń gej stracił ząb, a jednak przyszły chmury i znowu kropi. Czarno widzę truskawki w tym roku. I ogórki, te pryszczate.
PS. A co powiecie na to, że Carey Mulligan zagrała Daisy Buchanan? Bo ja szczerze mówiąc trochę jestem w kropce. KOMPLETNIE mi się Daisy nie kojarzy z Carey i vice versa. Carey kiedyś nie lubiłam, a później polubiłam po „Never let me go”, ale jako Daisy?… No bardzo jestem ciekawa.