O SAMOLOTACH I GĄSIENICY


Denerwuje mnie w tych amerykańskich serialach / filmach, jak oni mówią "Za czterdzieści minut mam samolot" – oczywiście, znajdując się wtedy w hotelu, kompletnie nie spakowani, albo w domu, w szlafroku, albo w biurze, bez walizki.


A za czterdzieści minut mają samolot. Czy oni wiedzą, JAKIE KORKI SĄ NA LOTNISKO?… 


I tak rozumiecie to mówią, rzucają lekkim tonem.


NIEWYOBRAŻALNE dla mnie.


Jak ja mam samolot za 40 minut i nie jestem już wówczas dawno odprawiona, za bramkami bezpieczeństwa, nie stoję w Relayu i nie przeglądam książek, ewentualnie nie wącham perfum albo nie przymierzam apaszek – to znaczy, że umarłam. 


Spóźnienie się gdziekolwiek jest dla mnie niewyobrażalne, ale spóźnienie NA SAMOLOT?… Mój mąż twierdzi, że dzięki mnie zna już wszystkie zakamarki większych lotnisk w Europie, bo zawsze jesteśmy dwie godziny wcześniej. Widocznie psychopaci tak mają – muszą być dwie godziny wcześniej na lotnisku, inaczej dostaną wylewu.


A już wywołanie po nazwisku z gejta to jest dla mnie szczyt poniżenia. Na samą myśl, że moje nazwisko miałoby być WYCZYTANE, dostaję nerwowej wysypki. Przecież na lotnisko się przybywa w jednym celu – jednym (1). I dorosły, odpowiedzialny człowiek nie jest w stanie zapanować nad realizacją tego celu?… Jednego naraz?… (Przy czym zauważyłam taką prawidłowość, że na Okęciu w 8 przypadkach na 10 wyczytują nazwiska znane z ław poselskich i senatorskich; uwielbiam ludzi typu "świat to moja spluwaczka").


I na tych amerykańskich filmach się denerwuję i już. Przy scenach typu:

ONA: Spóźnisz się na samolot.

ON: Nie spóźnię się.

ONA: Ale kochasz mnie?

ON: Tak.

(Całują się w deszczu, a za nimi czeka taksówka; samolot za 32 minuty).

… normalnie mnie telepie i na miejscu taksówkarza zdzieliłabym ich po głowach trójkątem odblaskowym normalnie.


Więc z tego zdenerwowania moczę kurki. Sierpień miesiącem pomidorów i kurek. Szkoda tylko, że nie ma usługi "Myjnia grzybów", bo to najniewdzięczniejszy etap ich obróbki. Jest "MYJNIA ŁOSIÓW" – osobiście widziałam na własne oczy, ale za grzyby się jeszcze sektor prywatny nie wziął ("Mycie grzybów z dojazdem do Klienta").


A mój mąż wczoraj woła mnie z tarasu "Pozwól! Ktoś do ciebie!" – i faktycznie, na krześle siedziała przepiękna, długa jak palec, zielona, tłuściutka gąsienica. Zdjęłam ją z oparcia, a ona owinęła mi się dookoła palca i ścisnęła. I teraz nie wiem, czy to miał być przyjacielski uścisk na powitanie, czy chciała mnie udusić.



33 Replies to “O SAMOLOTACH I GĄSIENICY”

  1. Witam sie, weszłam tu dziś pierwszy raz z jakiegoś innego bloga. Dobrze się czyta. A myjni łosiów już nie ma niestety – niedawno dwukrotnie przejeżdżałam przez Radom i NIE MA! Coś innego tam zrobili. A mnie zawsze tak te łosie radowały w radomiu. Szkoda.
    Pozdrawiam

  2. Witam sie, weszłam tu dziś pierwszy raz z jakiegoś innego bloga. Dobrze się czyta. A myjni łosiów już nie ma niestety – niedawno dwukrotnie przejeżdżałam przez Radom i NIE MA! Coś innego tam zrobili. A mnie zawsze tak te łosie radowały w radomiu. Szkoda.
    Pozdrawiam

  3. lekko są za słone, trzeba płukać dokładnie – ale ile roboty odpada – to jest sposób od ludzi, którzy zbierają grzyby zarobkowo

  4. Podzielam fobię lotniskowo spóźnieniową.
    Jeśli ja gdzieś lecę to jeszcze małe miki, najwyżej sobie posłucham kpin, że po co wychodzić z domu dwie godziny przed lotem, bez sensu, prawda. Gorzej jak leci dokądś mój M. Samolot za godzinę z małym hakiem, a ten zaczyna się zastanawiać czy może by się jednak nie ogolić. A poza tym może jednak zmieni koszulę na inną. I w sumie to jeszcze nie jest tak do końca spakowany. 50 minut przed wylotem zaczyna zamawiać taksówkę i oczywiście zawsze albo jest zajęte, albo “długi czas oczekiwania”. Zadziwiające jest to, że to ja przeżywam wtedy stan przedzawałowy, a on – pełen zen. I zawsze jakoś się wyrabia, kurde.

  5. A one nie złapią tej soli i nie sa póxniej przesolone?

    Myjnia Łosiów jest pod Radomiem – wujek gugiel daje dokładny adres 🙂

  6. jako stara nudziara i ciotka- dobra rada – kurek się nie płucze najpierw – tylko rozsypuje jedna warstwą, obficie posypuje sola i po pół godzinie płucze dokładnie,

  7. 1.ja tez naleze do klubu Przychodz-Zawsze-Wczesniej-Nie-Wiadomo-Po-Co. I potem mnie szlag trafia jak musze siedziec i czekac 😉
    2. tez chcialam zapytac: gdzie mozna umyc losia?
    3. i tak z ciekawosci: bedziesz naprawde nastawiac ten kawowy likier z 10 litrow wodki?

  8. A mnie kiedyś wyczytali (i to jak! Z błędem) ze trzy razy a ja tymczasem se siedziałam na krzesełku grzecznie, przed samą brameczką (bo spóźnianiem się brzydzę) tyle że ze słuchawkami w uszach. Taka byłam zafascynowana moim nowym CDplayerem (no wtedy to to była nowość)

  9. No to nie wiem czy ja sie powinnam chwalic faktem, ze udalo mi sie pare lat temu szwagierke ze szwagrem na samolot ‘spoznic’…? Zaledwie o 5 minut, no ale jak wiadomo, po zamknieciu odprawy to juz dupka zbita. Kosztowalo mnie to dwa kolejne bilety na trasie PL – UK, podroz z Pyrzowic na Balice oraz telefon do Chopa ze zmiana miasta przylotu w UK 🙂 Od tamtej pory jestem na lotnisku NAJPOZNIEJ 30 minut przed koncem odprawy. Bo wczesniej dalej mi sie nie udaje 😀

  10. Korki na lotnisko to raz, ale dwa, że linie, szczególnie te latające PKSy czyli linie tanie, potrafią cię nie wpuścić, jak przyjedziesz za późno. Parę razy widziałam takie sytuacje, osobliwie w wydaniu naszego lOTu… no to teraz też siedzę na lotnisku już na dwie godziny przed odlotem. Zwykle przez to książkę albo gazetę, którą mam na lot, kończę jakieś dziesięć minut po starcie.

  11. I tak plynnie od mycia kurek temat przeszedl na latawice z dyscyplina.

    PS. Tez jestem duzo wczesniej na lotnisku. Tyle, ze podrozowanie przestalo mi sie podobac, bo co z tego, ze lot trwa x godzin, jesli po doliczeniu dojazdu, siedzenia na lotnisku (nie mowiac o obmacywaniu zanim sie usiadzie, wrr), przesiadek, opoznien, dojazdu z lotniska – robi sie x+10 albo i x+24 godzin (chyba, ze tylko mi notorycznie trafiaja sie takie okazje). Ja nie moge tyle siedziec na niewygodnym krzesle! Czas zainwestowac w teleportacje.

  12. A ja spóźniam się prawie zawsze. Jedyny wyjątek to samolot, jestem minimum dwie godziny wcześniej, bo za każdym razem mam nadzieję, że w bezcłowym :)perfumy będą rozdawać za darmo. A jak się spóźnię to dla mnie braknie.

  13. Ja dla odmiany UMIERAM NAPRAWDĘ jak mam na coś czekać dłużej niż pół godziny. Szczególnie gdy cała zabawa w powietrzu ma trwać 1,5 h… To ja już wolę się całować w deszczu!
    A tak z innej beczki – to gdzie można umyć łosia?

  14. Ja trochę nie na temat, albo na temat, ale przedwczorajszy. Zabiłam dziś babę wzrokiem! Jestem z siebie dumna ;-))
    Otóż stoimy sobie na czerwonym, obok w aucie stara baba wypindrzona (szminka, kok i pazury) (że stara mogę pisać, bo tak na oko w moim wieku). I baba pali papieroska, a popiołek strzącha za okno! Miałam odkręcić szybę i spytać, czy nie ma popielniczki w środku. Ale dałam jej szansę 😉 i tylko wgapiałam się wymownie. Strząchnęła jeszcze raz, zerknęła na mnie, a potem już trzepała tego peta do popielniczki! Taki mały sukcesik, a jak cieszy 😉

  15. Barbarello, może nie na temat, ale jednak muszę. Tu i teraz. Bezwzględnie.
    Zostałem fanem Twojego bloga.
    Nie powiem, że Cię kocham, bo masz męża i po prostu najzwyczajniej w świecie (jeszcze) Cię nie znam.
    Czuję jednak, że jesteś wspaniałą Osobą i pozwól, że będę Cię wielbił literacko i na odległość. Platonicznie. Wyrazy szacunku zasyłam, Myszak.

  16. A ja zabrałam babie walizkę na lotnisku w Kolonii,trochę siara była:-)Ale serio była “identiko” jak moja:-))))lecieli za mną z krzykiem,a ja dostałam ataku głupawki i śmiałam się tak,że łzy kapały mi ciurkiem:-)

  17. A ja zraziłam się do samolotów 2 lata temu. Wcześniej uwielbiałam krótkier wypady to tu to tam. Głównie do tanich linii się zraziłam, a droższe chwilowo olewam. Cały miesiąc wcześniej zrobiłam rezerwację i zaprosiłam Siostrę na 3dniowy wypad do Monachium. W porze wyprzedaży, ale nie tylko to miało być atrakcją. Hotel dobrany starannie, 3 dni ogólnie zaplanowane, muzea i restauracje mniej więcej wybrane. Lecimy! Ściślej to od 3 h na lotnisku Etiuda (czyli w koziej dupie)siedzimy, gdzie kawa i woda po dychu (najmarniej, bo dokładnie nie pamietam). Za szybami plucha, topnieje śnieg, ale co tam, my lecimy do Monachium! Uhm, leciałyśmy tak jeszcze z godzinę, kiedy beztrosko nas poinfo, że jednak nie lecimy, odwołane, rozmyślili się, za mało pasażerów, a co tam. Po 4 bitych godzinach. No, nawet za taksówkę z powrotem do domu symbolicznie nie zwrócili, za bilety oczywiście NIE. No to nie latamy.
    PS. Z gąsiennicą N. uroczy >”Ktos do Ciebie” ;))

  18. Eee tam, dwie godziny przed. Ja ostatnio byłam bez pomyłkie ponad cztery, ale i tak mnie wyczytali 🙂
    ( a bo promocja była w wolnocłowym oraz wycieczka z Armenii i trzeba było dwa razy stać w kolejce)
    Apropo “MYJNI ŁOSIÓW”, to widziałaś “TARTAK LISÓW” ? Makabreską powiało…

  19. Oni w tych filmach (i Ameryce jako takiej) traktują samoloty jak PKS, u nas ten środek transportu to ciągle jakieś tam wydarzenie.
    Ja zawsze bardzo chcę być punktualna, wioząc młodą do szkoły, jadąc do lekarza itp. I niemal zawsze się spóźnię. Nie wiem jak to robię, przy czym zawsze utyskuję nad sobą i dzieckiem że spóźnialskie jesteśmy. Obiecałyśmy sobie, że w trzeciej klasie będzie punktualnie… Za Boga nie wiem jak to zrobię.

  20. Z lotniskami to mamy chyba rodzinnie, ja tez muszę być 2 godziny przed odlotem, bo inaczej UMRĘ (prócz tego jak wracałam z NY i miałam dwie walizki po 25 kilo każda, to bardzo chciałam być dopiero gdy będą odprawiać, żeby się ich jak najszybciej pozbyć 🙂

    A gąsienica na pewno chciała Cię udusić i na bank myślała: Jakby Zenek był ze mną, to byśmy małpę na ziemie powalili JAK NIC.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*