Jestem starym, zmęczonym koniem.
Dziwny weekend, w który mieszały się zdarzenia koszmarne i bardzo miłe. Na przykład, zamówiłam przepiekne zasłony w naszym absolutnie czaderskim sklepie z lnem. (Przy czym, dwa razy zostałam upomniana przez sprzedawczynię „To sa hortensje, proszę pani” – kiedy powiedziałam, ze chce te kiście bzu, oraz „Ale wie pani, że tak się nie szyje zasłon?…” – kiedy chciałam zamówić z szerokości; no ale nic to).
Następnie obejrzałyśmy u Hanki ¾ filmu „Miłośc Larsa” – świetny film, choć cały czas mam nadzieję, że w zakończeniu wystąpi jednak siekiera, bo jakiś taki ZBYT ŁAGODNY, i generalnie cały jest o tym, JAK ODWALA LUDZIOM, którzy przez cały rok musza chodzić w kurtkach i czapkach. Bo mieszkają na zimnej północy. Ale scena reanimacji misia – przepiękna.
Później piłam tyle samo wina, co Hanka, co się nazywało, że ja nie piję, no nie wiem, jak to interpretować. W kieliszkach miałyśmy sea people, a na schodach za plecami siedział dobrze wychowany poltergeist i grał na cymbałkach.
Nasz ukochany Olaf Skurvensson wyczuł moment, kiedy odstawiliśmy służbowy samochód do warsztatu, i zamienił się w urządzenie napędzane przez demona Maxwella. Przez całą drogę ze szpitala grzał mu się silnik tak, że nie mogliśmy przekroczyć 20 km na godzinę, ale za to nie działało ogrzewanie i w środku było minus dwieście. Czy on nie jest wspaniały? Zmarzłam tak, że nie chciały mnie ogrzać trzy koce, dwa kubki herbaty i jeden aspiryny. Dopiero Grzesiek House mnie delikatnie reanimował (przespał się z dziewczyna Jasona Bourne’a, drań!).
Mam natomiast problem z Diablo Cody. Jest naprawdę świetna. Inteligentna, charyzmatyczna, bystrzacha, świetna obserwatorka, dlatego trudno mi uwierzyć, że takiej kobiecie sprawiało przyjemność rozbieranie się w zimnych i, umówmy się, dość obleśnych klubach. Albo tańczenie w kabinie peep show dla ponurych zboczeńców. Chociaż z drugiej strony, pracowała w agencji reklamowej. Może wszystko na świecie jest lepsze, niż reklamowanie środków na przeczyszczenie i to nie striptizerki powinny być na marginesie społeczeństwa, tylko ci dziwni ludzie, którzy uważają, że pokazanie margaryny w zbliżeniu jest w stanie zgwałcić naszą podświadomość.
Tak czy inaczej – Diablo rządzi. Kocha się ją nawet, kiedy pisze, że śmierdzą jej stopy. Natomiast film „Julie & Julia” to dla odmiany poooorażka.
Przypominam – najpierw przeczytałam książkę i miałam już jakieś wyobrażenie o Julii Powell. Tymczasem z niewiadomych przyczyn do tej roli wybrano odstręczająca, nadętą panienkę o łasicowatej twarzy, z miną kujonki, która nie jest ciepłą gawędziarką, jak w książce, tylko wkurzającą suką. Jej historia nie ma rąk i nóg. Pokazana jest w kuchni może ze trzy razy, podczas gdy to właśnie zmagania w kuchni są osią jej opowieści. Jasną strona filmu jest Julia Child w wykonaniu Meryl Strzep. No, ale Meryl potrafi zagrać wszystko. Podejrzewam, że gdyby zagrała stół z sześcioma krzesłami w komplecie, dostałaby za to Oscara.
Wiecie, JEDNAK miałam nadzieję, cichutką, skromną i pod stołem, że to cholerne gówno w tym roku już nie spadnie.
Ale spadło.
Śnieg jak śnieg ale minus 7 to mnie dobiło psychicznie.
Mrozowi mówię stanowcze WYP…..AJ!
Rak też ryba.
a nie, bo moją! 😉 szczególnie ta w kolorze łososia 😀
kolekcja “śledź i makrela” moją faworytką 😉
Jestem stałą, acz zwykle milczącą fanką niniejszego bloga i jego autorki.
Odzywam się dziś w kwestii mojego największego ulubieńca, mianowicie Olafa o bardzo niepolitycznym nazwisku.
Z własnego, bolesnego doświadczenia z jego pobratymcem podpowiadam ewentualnemu mechanikowi, który zapewne rozłoży ręce (jako i naszych trzech rozłożyło) – uszczelkę pod głowicą sprawdzić należy. Sprawdzić, wymienić, zapomnieć o gorącym silniku i zimnym wnętrzu.
Polecam się na przyszłość 😉
No, to przykro. Na mnie się też namierzył, co prawda jeden maluch i wcelował mi w tył, ale mój samochód się obronił. na szczęście, bo z tyłu dzieciaki, a przede mną przejście dla pieszych, przed którym stałam. 😉 Pani kierowcy spadl poziom cukru. Miła kobieta, nie powiem. Nawet się polubiłyśmy i okazałyśmy sąsiadkami. Skończyło się nicią sympatii a nie walką wręcz. U mnie skończyło się dobrze, ale chętniej mi się teraz chodzi niż jeździ, tak znowu sobie uświadomić, ze nic nie trzeba by było BUM. Pozdrawiam ciepło! 🙂
A, szelki, no tak. Tyle lat wieszało się na płazach, że z przyzwyczajenia. Niektóre wzory BARDZO ale to BARDZO mi się podobają.
P.S. No i przeczytałam ostatnią Tokarczuk, ale podoba mi się najmniej ze wszystkich. temat wartościowy, pomysl na powieść ciekawy, tylko strasznie mentorsko i nudnawo. Już ktoś czytał??? Opinie???
Rozbiłam samochód (siebie też przy okazji) i w tym roku już śnieg nie robi na mnie wrażenia. I tak siedzę w domu, w poślizg nie wpadnę, bo nie mam czym…
Faktzcynie tam nie ma tkanin.
http://www.fwlinen.com.pl/flash/main.htm
Tu sa. Tkaniny drukowane. Acz nie ma moich hortensji!
Zabki? Jakie zabki! Zamowilam na szelkach.
Gdzie tam są zasłony??? Może, że masz obrus w oknach, a żabki mają kształt widelców. Chciałam sobie obejrzeć te hortensje z bzu.
Julie & Julia – tak mi się też widziało, mimo, że książki nie czytałam, polecasz książkę??? Blogerka byla jakaś antypatyczna, bez treści (pokarmowych??), jakaś nijaka i ten watek był dla mnie bez sensu, na doczepkę.
Zima – śnieg!!! :-)))
Obrusy oglądałam, bardzo ładne, zasłon jeszcze nie olądałam. 🙂 Obrus sobie kupiłam za 1/3 ceny, w Tchibo, w paski, wygląda jak pidżama starego pana. 🙂
Pa, pa, pa
Ja jestem zdecydowanie za tym ze precz z białym gównem.
Ja książki nie czytałam i wobec tego taka niewyrobiona obejrzałam film. I powiem Ci nawet nie zauważyłam szczególnie tej Amy (choć faktycznie chuda zdzira), bo Meryl z Małżonkiem przesłonili mi wszystko.
I połowa mojego!
I ja tę połowę chętnie odstąpię!
(kod: jebce – przysięgam)
Fajnie, że wróciłaś bo czytam od dawna.
Ale za to “gówno” masz w ucho.
Śnieg to połowa mojego życia.
Ąturaż bdb, House w koronkach czy satynie to by był dopiero hardcore.
Ale bzyknął ją fajowo, co? Może ąturaż taki se, ale jak nasz M.D. się weźmie, to uh!
Nie, no “chłam” to może nie, ale – zupełnie inna historia, niż w książce. A ja się nastawiłam na książkową wersję i tyla.
Ale ta Amy Adams strasznie wkurwiająca.
Chuda suka próbująca przekonać ludzi, że je kostkę masła dziennie?… Halo?… Nawet nie umiała ZAGRAĆ, że się delektuje jedzeniem.
ja w sprawie filmu:
A NIE MOWILAM I OSTRZEGALAM?!!! ZEBY NIE OGLADAC TEGO CHLAMU!!! I ZE TYLK M.STREEP TRZYMA TEGO GNIOTA!!! zmarnowane 2 godz z zycia…;-)
pozdr
m