1. Czekoladki w Coffe Heaven to moja śmierć. Takie batoniki, ale bez nadzienia, z samej czekolady, wąskie a grube. Pomarańczowy został wyprodukowany specjalnie po to, żeby mnie już całkowicie utuczyć, upodlić i stoczyć do rynsztoka po równi pochyłej. Sturlać, właściwie.
2. Te mrówki mnie zaniepokoiły. Skoro to ogólnoświatowy trend, to czemu nikt się tym nie zajął na serio? Zaraz założę jakiegoś NGO-sa, zajmującego się dostarczaniem wody mrówkom, bo TAK DALEJ BYĆ NIE MOŻE! Nie spocznę, dopóki każda mrówka nie napije się do syta. Ale najpierw trzeba wykonać badania, bo może to faktycznie jakieś osobniki chore psychicznie („Ronald całe życie był dziwny, nic go nie cieszyło, nie chciał z kolegami doić mszyc, cały czas marzył o tym, że kiedyś odnajdzie Wielki Czajnik i do niego wskoczy”).
3. Jedziemy jakby na konferencję. Owszem, na północ, ale trochę się zdenerwowałam informacja od organizatora „Ale wiecie co, weźcie kurtki puchówki, buty na kożuchu, może ocieplane kalosze, co? No w każdym razie koniecznie polary, szaliki, rękawiczki, onuce, ciepłe majtki i na wszelki wypadek półtuszę wieprzową, gdyby nas zasypało w hotelu i nie mielibyśmy nic do jedzenia przez trzy miesiące, no chyba ze zjemy wtedy Pana Profesora, ale nie polecam, gdyż jest żylasty”. Doprawdy? Mam sukienkę z krótkim rękawem, kardigan i lakierki. Nic mnie to nie obchodzi – jest czerwiec. CZERWIEC!!!!!!!!! Nazwa „czerwiec” pochodzi oczywiście od czerwi, czyli robaków, które żyją w czerwcu. Żyją czerwie – na golasa – przeżyje i ja w kardiganie. Skoro pogoda ma nas w dupie, miejmy i my ją. Najwyżej nie opuszczę hotelowego lobby i barowego stołka – O WIELKE MI CO.
4. Proponuje uruchomienie rodzimej produkcji lodów a la David Craig, tylko że „Radosław Sikorski 20 lat temu ago”. Zobaczyłam dziś zdjęcie i padłam. A nie jest w moim typie, zaznaczam. No mieć TAKIE ZASOBY naturalne i nie wykorzystać ich właściwie marketingowo – to by była hańba, naprawdę.
5. Leje. Przemyślę ten kardigan. Cholera jasna.