ŻYCIE ŻYCIE JEST NOWELĄ


Musiałam iść do urzędu wymienić dowód. Już NAPRAWDĘ musiałam, żeby mnie nie wsadzili za niemanie ważnych dokumentów. A jakoś nie uśmiechała mi się wizja spędzania cennych ostatnich resztek wspomnień po młodości w celi pełnej wielkich, owłosionych lesbijek, które każą mi myć kibel i szorować popiołem garnki po zupie. Trzy dni nie spałam, bo wizyta w urzędzie to dla mnie zawsze mega trauma, po czym wypełniłam wniosek, dołączyłam fotografię i…
 

I PANIE BYŁY MIŁE, KOMPETENTNE, NIE ROBIŁY ŻADNYCH PROBLEMÓW I ZOSTAŁAM OBSŁUŻONA JAK KRÓLOWA MATKA!
 

No tak mnie to ogłuszyło, że normalnie przez resztę dnia nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Kompletnie się zagubiłam w rzeczywistosci. To na maksa deprymujące, kiedy ze świata znikają znajome elementy, które człowiek ma za pewniki: słońce, księżyc, cocacola i wiecznie obrażone urzędniczki z wąsami. Chyba dla równowagi powinnam iść na pocztę, żeby mną panie pozamiatały podłogę, ale jakoś nie przyszło mi to na cito do głowy. 
 

A w piątek przyszła do mnie koleżanka pod haslem „Zrobimy pizzę! Mam swietny przepis! Przyniosę składniki!“ I przyniosła. LĄCZNIE Z MĄKĄ. Ja nie wiem, naprawdę, co ci ludzie sobie o mnie myślą, no JESTEM abnegatką, ale nie do tego stopnia!…
 

Zamiotłam taras, chociaź widać, że ta wiosna trochę oszukuje (po czym ja poznam, że już wiosna?… Nie mam mrówek w tym nowym domu!), ale tak było ładnie, że pomyślałam sobie – a, zamiotę, zrobię sobie na tarasie mały Madryt, siędę z kieliszkiem wina i nogą na nogę. W niedzielę rano JEB! Znowu taras pełen liści i igliwia. Co się okazało – nasze kochane sikoreczki grzmocą się w rynnach i wywalają śmieci NA MÓJ POZAMIATANY TARAS! Dzwońce jedne. Powyrywam im te chude nożyny z pierzastych dup, jak się nie uspokoją. 
 

A w ogóle to przyjechał szwagier i rzucił we mnie trupem bażanta.
Był na jakimś polowaniu i przywlókł bażanta. Praktycznie byłam gotowa się spakować i opuścić lokal, gdyby mi kazali coś robić z tym bażantem, ale na szczęscie chyba to z moim mężem wyczuli, bo sami go umyli, namaścili I ułożyli w kamiennym sarkofagu. JA TEGO JADŁA NIE BĘDĘ. W ogole – dlaczego on taki siny?… Może miał suchoty?… 

Naprawdę, świat mnie atakuje i się nade mną pastwi. Jeszcze tylko bażancich zwłok mi brakowało w życiorysie.
 

W sumie nudy, nie? Nic się nie dzieje.
Spoko, w przyszły weekend jedziemy do Świnoujścia. Może tam jest weselej.

12 Replies to “ŻYCIE ŻYCIE JEST NOWELĄ”

  1. Przepiórka to prawie jak aborcja!…

    A krokodyla złapali w Pilicy, imaginujcie sobie. Ktos go trzymał jako maskotkę – a ten nawiał i łabędzie zżerał.

  2. Przepiórki są jeszcze gorsze! Jak Stary Truteń toto oskubał, to były takie maleńkie, bezbronne i absolutnie NIEZJADLIWE, że nie potrafiłam ich przyrządzić! Pozdrawiam

  3. no tak czasy sie zmieniły::)) kiedys to Panowie krokodyle mieli dawać a teraz bażanty:) a swoją droga to ciekawam co bys wolała?:)

  4. W tym Świnoujściu, jak zobaczysz, dwie zmęczone walką z urzędniczkami dusze, snujące się smętnie po promenadzie – to my będziemy. A jakbyś nadal czuła potrzebę kontaktu z prawdziwymi urzędniczkami, to my zapraszamy w piątek z rana do urzędu – tam się będzie działo. I pierze poleci.

  5. Moja coreczka jak miala ze 3 lata, a nadarzyla sie kiedys konsumpcja tegoz, przemowila znienacka nad talerzem: “pyszne CIAŁO bazanta”

  6. Ja bardzo pardą, ale blog coś popsuł z rss? Od jakiegoś czasu z przeproszeniem daje tylko pierwsze zdanie, co mnie niepomiernie irytuje, bo nie lubię klikać. Da się coś?

  7. To była zmyłka z tymi paniami w urzędzie.
    Dałaś się wkręcić. Raz na jakiś czas są miłe, po to by później dokopać jeszcze mocniej. Czubkiem pantofelka z Deichmana wkręcą Cię w glebę, a ty będziesz całkiem bezbronna.

  8. Liście i igliwie to jeszcze nie tak źle, nawet romantycznie nieco. U mnie na parapecie wiewórki urzadziły sobie stołówkę i toaletę: pod jednym oknem jedzą, a pod drugim wydalają. Urocze…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*