Ja to jestem proszę państwa prosty człowiek.
Dajcie mi stolik z widokiem na morze, kieliszek białego wina albo szklankę cidry – i mogę tak spędzić cały dzień. Albo tydzień. Lub dwa.
Mówiłam już, że kocham Fuerteventurę?…
Siedziało się po uszy w oceanie, a po wyjściu i obsuszeniu na piasku, w grajdołku, się szło na jakąś rozpustę kulinarną – kalmarze nóżki, albo cidra asturiańska, nalewana jak się patrzy – z półtora metra do szklanek. Jeździło się na wycieczki w różne końce świata.
Poważnie dumam, czy by się tam nie przeprowadzić.
Siedzimy sobie któregoś dnia w knajpie, obok przy stoliku cztery miejscowe lejdis, takie po 50-tce grubo, coś sobie grzechoczą nad talerzem sardynek. Normalna leniwa pora obiadowa, wylizuję majonez aioli, gdy WTEM! Przy stoliku obok jakaś grubsza afera. Zaczynają się wydzierać:
– Mira, que guapa! Sofia Loren!
Owszem, deptakiem nadciągała bardzo piękna dama, szykowna bardzo, w typie Sofii Loren. Wycałowały się, po czym Sofia udała się do stolika męża, który cichutko wciągał w kątku jakąś zupę. Zakotłowało się dookoła niej coś ze czterech kelnerów, a co jeden to młodszy i przystojniejszy. W podskokach przynieśli zamówienie. Najpierw sałatkę z avocado, a następnie – olbrzymi pękaty kielich z kostkami lodu. Za chwile podleciał barman z flaszką i, przyklęknąwszy, wlał Sofii do kielicha około pół litra cointreau.
I to jest życie.
A może nie?…
Śniadania najlepsze w „Pata Negra”, jakby co. Tych hotelowych się nie dało jeść po trzech dniach, wszystko smażone albo mega słodkie, w dodatku z widokiem na Angielki, które po spożyciu sześciu porcji jajecznicy na tostach (wstrętnej i z proszku) szły po dokładkę smażonego bekonu, fasoli, kiełbasek i dżemu. Naszych można było poznać po robieniu kanapek i upychaniu po torbach.
I bardzo mi się podobało jeżdżenie ślicznym czerwonym jeepem wranglerem, z refrenem mojego męża na każdym skrzyżowaniu „cholerne amerykańskie gówno”.
Może trochę trzęsie, fakt. A w środku nie zmieniło się nic od 1945 roku, ale JAK WYGLĄDA!…
„Kill Grill” i „Z wąskim psem do Carcassonne” – wspaniałe, wspaniałe. Jestem fanką Adama „nakarm sukę, bo zdechnie”.
Wiecie, ze tam nikogo nie obchodzi konflikt premiera z prezydentem?… Kompletnie?…
Ciekawe, dlaczego.
Nina – ale Wrangler to jest kawał historii. Mi się podoba, że nic z tym samochodem nie robią, i mozna sobie pojeździć takim samym wozem, jak chłopaki w MASH. Poza tym, jest piękny. Do Range Rovera mam zal, że zarzucili klasyczną linię i zaczęli robić jajka. Niektóre maszyny to dzieła sztuki i tak powinno się je traktować. I jezdzić nimi WYŁĄCZNIE na wakacjach 🙂
no to rozumiesz dlaczego nie chce mi się “prosić” konsula czy tam inne ambasadora o wizje do hameryki:/
nie, no! mam nadzieje, ze prezedynt tego nie przeczyta, obrazi sie i dopiero będą mieli!!!
Zajrzyj na gmaila, prosty człowieku.
Fajnie 🙂
Na inny komentarz o tej porze mnie nie stac. ;-)))
Twoj mąż ma racje z tym cholernym amerykanskim gownem 🙂
w USA kazdy kto ma choc troche oleju w glowie jezdzi japonskimi autami, a ci co maja nadmiar gotowki jezdza niemieckimi 🙂
ja tez chce na wakacje, je je je
Może dlatego, że mają swojego Sapatero i swój własny ubaw po pachy 🙂
naiwnie wierzyłam, że “nasi” się zmienili:/
dobrze, że już jesteś z powrotem:)
A palemke zarąbali?
a we wiadrze? palma i krewetki? ocean? piach z plaży czy może cointreau?
nie wiedzą, co w życiu nieważne ;P
no fajnie, że wróciłaś.
nie uwierze, ze nie slyszeli 😉