JAK TO MIŁO CHMURKĄ BYĆ

Najbardziej ze wszystkich dni tygodnia lubię piątki wieczór.

Matko, jakie piątki wieczór są kochane. Moje małe, puchate piątki wieczór.

W sobotę człowieka ogarnia nerwówa “Boże, Boże, dziś sobota, trzeba by coś zrobić”, a w niedzielę “Boże, Boże, dziś niedziela, jutro do pracy!”, a piątek wieczór?…
Nic z tych rzeczy!
Czas na czerwone wino, niebieskie migdały i Carnivale (albo Monty Pythona! NARESZCIE zaczęli wydawać Latający Cyrk, pełne sezony! Chyba będę je ukradkiem oglądała w robocie! Bo przecież w domu muszę Carnivale!).

Roboty ostatnio mam strasznie dużo, ale to potwornie. W dodatku w tym tygodniu jakoś trafiło mi się kilka razy wracanie PKP (szanowny małżonek nawygrywał przetargów po całym kraju i teraz jeździ jak jeździec bez głowy). Ja to mam takie szczęście, ze ile razy sterczę na dworcu, to zawsze, ALE TO ZAWSZE ktoś do mnie podejdzie się o cos spytać. Nie wiem, czy dlatego, źe wyglądam profesjonalnie, czy wyglądam na taką, co odpowie a nie zbluzga albo nie napluje, a może wy-glądam na Czlowieka Nader Często Jeżdżącego Pociągiem (wiecie – lekko szary i zakurzony, od-zież się do niego lekko lepi..aaaa)…

Anyway.

Jeździłam tym PKP i w celach rozrywkowych nabyłam nową Fannie Flagg.
BŁĄD.
Do not read it at public transport, drogie dziatki (dziadki).
Naprawdę nie pamiętam, kiedy jednocześnie płakałam i śmiałam się jednocześnie, czytając książkę (w dodatku w przedziale podmiejskiej kolejki. Doprawdy. Przezabawne. Dobrze, że zmęczonej ludności nie chciało się zawołać kierownika pociągu “Panie, tam taka jedna chyba zwariowała albo ją co użarło” i nie odholowali mnie do przedziału dla rowerów).

W dodatku dziś idąc na stację, oglądało się za mną dwóch karków w BMW cabrio.
Od jakiegoś czasu staram się oswajać z sytuacją, że już nigdy nie obejrzy się za mną mężczyzna na ulicy (nie, żeby do tej pory robili to jakoś nagminnie, ale przytafiało się, jak każdej z nas, co robić, de gustibus non est i tak dalej), jeśli nie będę na golasa albo cała zakrwawiona albo nie wiem. Szła Nowym Światem z wielkim koszem papai na głowie. Ale karki w BMW carbio?

No moi państwo.

I jak tu się nie cieszyć z piątku wieczór.

PS. Znaleźliśmy ostatnio w czeluściach biblioteki (a raczej ZZA biblioteki, mnóstwo rzeczy nam tam powpadało i ostatnio przy sprzątaniu było cudnie – TRZYMAJ! mydełko christmasowe. TRZYMAJ! Jezusik portugalski. TRZYMAJ! Thriller Cooka) znalazł się był podręcznik do proto-kołu dyplomatycznego samego Ambasadora Pietkiewicza. Bardzo cudnie opisuje on, jak śledzia jemy zwykłym nożem i widelcem, sardynkę i szprotkę – samym widelcem, możemy przy tym po-magać sobie chlebem, natomiast pozostałe ryby – specjalnymi sztućcami do ryb. Jak to dobrze, ze przez pomyłkę kupiliśmy w Almi Decor 18 kompletów sztućców do ryb, choć i tak najlepsze są śledzie.

0 Replies to “JAK TO MIŁO CHMURKĄ BYĆ”

  1. Fannie rzeczywiście warta każdego grosza. A z pytaniami zaczekaj, mnie zawsze, ale to zawsze ktoś pytał która godzina i to parokrotnie w czasie wyjść – minął czas jakiś, i nie pytają. Pewno przestałam wyglądać wiarygodnie.

  2. Też się na nią czaję, ale chyba przeczytam w empiku, bo z powodu obronionej magisterki się rozszalałam finansowo i nie mam za bardzo kasy, toteż zazdroszczę wielce!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*