CYLINDER VAN TROFFA

Przepis z jednej z książek kucharskich mojej babci: „ESKALOPKI CIELĘCE. Wziąć ladna cielęcinę i zrobic z niej eskalopki. Podawac gorące, garnirowane sałatą na polmisku”.

Dzis w godzinach wczesnoporannych na popularna Katowicką wyjechal sobie ciągnik. Traktor. Wlokący za soba jakiegos żelaznego syfa. Nieoświetlony – bo i po co (jak mawial Fedorowicz, taki rolnik wykarmi rocznie z 10 kierowcow, a zabije jednego – gora DWÓCH). Oczywiście, wpierdzielil się na niego jakis rozpędzony samochod, bo tamten wjazd jest TOTALNIE nieoznaczony.

W ZWIĄZKU Z CZYM zrobil się na Katowickiej KILOMETROWY KOREK, w którym spędziliśmy około 40 minut, stojac na lewym pasie za jakas smierdzaca ciezarowa, która KONIECZNIE MUSIAŁA JECHAC LEWYM PASEM, BO CHCIALA SIĘ POCZUC JAK PORSZE I KTO JEJ ZABRONI. Na pewno nie 398743 wkurwionych kierowcow, jadacych ZA NIĄ.

I tak: ja się nie dziwie mlodemu (no – RELATYWNIE mlodemu) Douglasowi, ze wtedy w korku wyszedl z siebie, z samochodu i zaczal kropic do ludzi. Ja się dziwie, ze to się nie przytrafia CODZIENNIE I NAGMINNIE, zwłaszcza w naszym cudnym miescie stołecznym Warszawa (które osobicie najchętniej bym zaorała, posoliła i pozwoliła, żeby je porosły pokrzywy).

(FFFFFFFFFF… FFFFFFFFFFFFFFF… – oddycham do torebki).

NO DOBRA. I tak Kabebe mi glowe suszy, ze za bardzo na blogu NARZEKAM.
Zycie jest bardzo piekne. N. wrócił. Mam dla niego sliczne zaskrońce.

PIOSĘKA

Ależ mi sie nie chce,
Rany kota – jak mi sie NIC nie chce,
nie chce mi sie,
nic, nic
nic mi sie nie chce
nic zupełnie
kompletnie nic
mi sie nie chce!

REFREN:
Nie chce mi sie,
nie chce mi sie.
Gdybyscie tylko wiedzieli
jak mi sie nie chce.
Ole.

Koniec piosęki.

PS. Muzyka wlasna, slowa szwagra.

O MATKO, DOPIERO WTOREK…

Z newsow – to mam gada. Nie wyhodowałam go na wlasnej piersi, tylko sam się wyhodowal, w kompoście. N. będzie zachwycony (już chyba jest, na mój entuzjastyczny sms „KOCHANIE MAMY ZMIJE NA DZIALCE W KOMPOŚCIE!” odpisal „ Jezu jaka zmije”).

Zmija zostala odkryta przez panow, którzy nam stawiaja plot. Zaprezentowali ja mojemu ojcu (który się tam pojawia w charakterze nadzorcy – krwiopijcy – ekonoma oraz Bajkowej Panienki do spelniania życzeń panow w drelichach) (no – tych z gatunku „panie, te rygle do wewnącz potrzebne” albo „cement cały wyszedł” – przynajmniej MAM TAKA NADZIEJE).

– Panie, ona tu wchodzi i wychodzi z tego kompostownika, chyba tam na jajach siedzi. Ta zmija.

Mój ojciec, osoba przytomna i praktyczna, zapakowal zmije do kubła, owinął kubel foliowym workiem i pojechal z nia do weterynarza (w sumie nie wiem, po co – zaaplikowac jej profilaktyczne szczepienia przeciw grypie?… no ale POJECHAL). Jednomyślnie zdobyl nagrode „Ulubienca Poczekalni”, jak tam wparowal z tym kubłem, a pan weterynarz się żywo zainteresowal „CO TO ZA STWOR KUBŁOWY?” (bo mój tata jest czestym gościem lecznicy, kiedys już przytargał puchacza z migrena, ktorego znalazł pod wiaduktem, ze nie wspomne o kawkach z chorymi skrzydełkami oraz jezach, pogryzionych przez jamniki), zajrzał do wiadra i opierdzielil mojego ojca:

– DLACZEGO PAN TAK ZESTRESOWAL TEGO BIEDNEGO GADA?

Bo domniemana zmija okazala się zwykłym zaskrońcem. Prawie na pewno mieszka w komposcie razem z cala rodzina. Jakby za bardzo rozrabialy, to zawsze je można powtykac do butelek z wodka i opylic za ciezki szmal. Ktos chetny na gadzie szczeniaczki?…

No to przynajmniej prezent powitalny dla N. mam z glowy. NIC LEPSZEGO BYM NIE WYMYŚLIŁA.

CALKOWITA DEGRENGOLADA

Biegam z bolaca glowa.

Glowa mnie boli bo miałam okropne sny, za co winie parowki berlinki, ½ sloika musztardy oraz chrzan tarty. Co do parowek – to chodzily za mna te suki, chodzily, az WYCHODZILY. Od soboty zywie się prawie wyłącznie parowkami (i proszę mi nie mowic, Z CZEGO SIĘ ROBI PAROWKI, bo ja dobrze WIEM. Trudno – są gorsze rzeczy na swiecie, niż zmielone świńskie kopyto*).

Z damskiego czasopisma drukowanego na lakierowanym papierze dowiedziałam się w ten weekend, ze MODNE w tym sezonie zapachy dla kobiet zawieraja ZASKAKUJĄCE nuty zapachowe, na przykład ZAPACH ROZGRZANEGO ASFALTU.

Fenk ju, gud najt.

* niedowiarkow zapraszam na forum gazeta.pl „MŁODZIUTKIE MĘŻATKI”; przykład: jedna z komentujących osob zamieściła sobie takie oto… hmm… MOTTO?… pod swoimi postami: “Gdyby Bóg chciał, żeby stare osoby miały dzieci to nie wymyśliłby menopauzy !”, jasne**?…
** nieprzekonanych w DALSZYM CIĄGU zapraszam na portal BUZIACZKI.PL

GONDOL JERZY ZNAD WISŁY

Proponuje, żeby wprowadzic do Konstytucji zapis, żeby tydzień miał co najmniej dwa piatki i zadnego poniedziałku. Moglby np. wyglądać tak: wtorek, środa, piątek sobota niedziela czwartek piątek sobota niedziela. Pod warunkiem, ze co drugi wtorek bylby ustawowo wolny od pracy.

Ladny dzien dzis mamy – zaczal mi się e-mailem z Merlina, ze wyslali książki oraz generalnym niedzialaniem Internetu. O godzinie 9.30 CIAGLE JESZCZE MAM nieprzeczytany horoskop na dzis, w związku z czym W OGOLE NIE WIEM CO MNIE CZEKA – spektakularna porazka czy małżeństwo z milionerem? Nagly przypływ gotowki czy choroba teściowej? No ludzie, JA NIE MOGĘ ZYC w takiej niepewności.

A teraz piosenke pana Korkoracza o zdrowiu bym chciala najbardziej usłyszeć. I isc już do domu, co?…

WYSOKI SADZIE – NIE CHCE MI SIĘ!

Posiedziałam sobie wczoraj na malowniczym spotkaniu, pławiąc się w oparach dyskusji o wartości genetycznej kur ozdobnych w siedzibach ex situ oraz utrudnieniach geologicznych spowodowanych warstwami wodonośnymi (znowu się śmiałam i pewnie dostane opierdziel, ale weź się, człowieku, nie smiej, jak 40 osob z wypiekami dyskutuje, czy kura ozdobna chodząca luzem zwieksza walor środowiskowy).

Czyli chyba ten czerwony cien się sprawdzil, bo setnie się ubawiłam.

Tylko, ze mi się nie chce.
MATKO KOCHANA, JAK MI SIĘ NIC NIE CHCE.
Nie chce mi się nawet WYMIENIAC tego, czego mi się NIE CHCE.
Zamiast maszerowac przez zycie dziarskim krokiem, to ja się wloke jak przydeptany flak.

Moim największym obecnie marzeniem jest – dostac jakiejs grypy i dwa tygodnie poleżeć martwym bykiem. Boziu dobra, przeciez mi się należy jak psu kiełbasa! Od 4 lat nie mialam ani pol dnia zwolnienia lekarskiego. Nie chodze się zaszczepic. Nie biore witamin. Nie jem owocow ani nie pije sokow owocowych. CO JESZCZE MAM ZROBIC, ŻEBY ZASŁUŻYĆ SOBIE NA KAWALEK PORZĄDNEJ GRYPY?… Za moje CIEZKO ZAPRACOWANE I SYSTEMATYCZNIE ODPROWADZANE do tych złodziei składki?… CO?…

Ide poszukac na Allegro – może maja jakies zarazki albo wirusy do kupienia. Maja kosmiczne kozaki, to dlaczego nie fiolke wirusa, nie?

POLKO, NIE BĄDŹ SZARA JESIENIĄ!

Mam ten cien w kolorze czerwonym. Dzis na oczach (tj. powiekach). Szare spodnie, biala koszula, czarna kamizeleczka. I czerwony cien. Dwa razy go zmywałam dzis rano, zanim do siebie przemówiłam łagodnie acz stanowczo, żeby go zostawic i zobaczyc, co się stanie.

No i siedze z tym cieniem i czekam, co się wydarzy.

Wczoraj – telefon o 18.37

– Haloooooooo, kochanie! Wiesz, jestem w PERTH, NAWET NIE MASZ POJECIA, JAKI MIAŁEM MECZACY DZIEN (nie no, oczywiście – pewnie przez caly dzien grałeś w berka z kangurami, to rzeczywiście wyczerpujące – JAKZE CI WSPOLCZUJE). Tu jest wpol do pierwszej w nocy, wiesz? Dwadzieścia kilka stopni (Aaaaaaaa!!!!!…). I mam okno na Ocean Indyjski (AAAAAAAAAAAAAAAAA!). Wiesz, było na lancz PROSCIUTTO Z KANGURA (A! A! AAAA!), ale nie zjadłem, wziąłem sobie cośtam z kraba.

No wiesz, skarbie, ja tez swietnie się bawie – kiedy wstaje, jest noc i leje. Jak wracam z pracy, jest (suprajs, suprajs!) NOC i LEJE, temperatura oscyluje pomiedzy 4 a 6 stopniami celsiusa. Ulice w Warszawie smierdzą dorszem, a Dworzec Centralny, za którym zapewne się stęskniłeś, wali jak jedna wielka smażalnia. Jeśli chodzi o widoki na oceany, to owszem, odkrylam kaluze pod oknem na werandzie, widocznie było niedomknięte. Z ciekawych i emocjonujących wydarzen – to jestem na 187 stronie „Going Postal”, kupiłam sobie czerwony cien do oczu i wywiesiłam to pranie, które razem wkładaliśmy do pralki w piątek, pamiętasz?…

Siedze zatem z cieniem i czekam. Na razie NIC.

TESKNIE

Czytam „Going Postal” Pratchetta.

Tesknie. Nie mam z kim pogadac. Nie mam komu wygłosić kazania na temat bezpośredniego związku sterty papierow na stole kuchennym a braku możliwości odnalezienia niezapłaconych rachunkow telefonicznych. Nie mam kogo wysłać na dol o 2 w nocy „Słyszysz? Ja WYRAZNIE słyszałam, cos się stłukło, zobacz, na pewno włamują się na werande, a może to twoja wedka się przewróciła, a może spadlo cos ze stolu NO IDZ I SPRAWDZ! A jak będziesz wracal to przynieś mi z lodowki cytrynowa Nestea”.

Wiec to chyba NORMALNE, ze nie mam motywacji, żeby cokolwiek robic.