…tego urlopu.
Dzis na przykład wstaliśmy o godzinie, której NIE MA. NIE MA TAKIEJ GODZINY w poniedziałek! Nie powinno być, uzycie TAKICH GODZIN powinno się kończyć ARESZTOWANIEM – no chyba, ze od drugiej strony (w sensie – JESZCZE nie spac, a nie JUŻ). N. jak zwykle wymyślił służbowy wyjazd i rzucil mnie na pastwe transportu publicznego, w którym trzęsłam się z niewyspania i zaczytywałam powieścią o pani, która wychodzi po 10 latach ze szpitala psychiatrycznego i nic nie pamieta z przedtem, mimo, ze na początku książki jest opisane, jak matka – alkoholiczka leje ją szpadlem.
Na dodatek po wczorajszym jestem przejedzona – zrobilysmy z Zebra litewskie pierogi (szalenie lekkostrawne, ciasto na kefirze i nadzienie z kapusty i siekanych jajek, można umrzec), które poprawiłyśmy TIRAMISU. Ledwo zyję, a śniło mi się moje seminarium magisterskie, ale w jakims pubie na Polach Mokotowskich, na którym w dodatku trzeba było grac w pokera i pic piwo. Sen był malo realistyczny (nie cierpie piwa, a na seminarium u Klemensa bywalam rzadko, ale zachowywaliśmy się nienagannie – najbardziej ekscentryczne wydarzenie jakie pamiętam to były zdjęcia z porodu jednej koleżanki).
Mam najpiekniejsza torbe na swiecie i bardzo chce spac.