Glowa mnie boli, ciekawe od czego, bo przeciez nie od tych paru malutkich kieliszeczkow wina bialego i jeszcze mniejszych – czerwonego. NO CHYBA, ze od POWIETRZA SUCHEGO, na czwartym pietrze jest bardzo suche powietrze, to wszyscy wiedza.
A ta Mloda Zebra to naprawde. Ma podejscie do czlowieka. Czulam się jak w 12 – gwiazdkowym hotelu albo i lepiej. Calodobowa, dyskretna obsluga – lozeczko poslane, jajecznica na sniadanko, puscila teledysk BeeGees z wczesnych lat 80-tych, gdzie panowie zasuwają w bialych, obcislych spodniach i za malych podkoszulkach. Rano pozyczyla mi kosmetykow i teraz nie wiem, czy mam oczy gwiazdziste, czy raczej wygladam jak wampir, bo to mój debiut w tych kolorach.
Był zgrzyt w postaci Marcysia, bo Marcys raz mowi, ze zabierze Mloda Zebre na Gwiezdne Wojny, a raz, ze nie zabierze, miga się po prostu.
I dzwonil N. z hotelu DYLIZANS. Rano już wiedzial, dlaczego ten hotel nazywa się DYLIZANS – bo slychac wszyskie przejezdzajace pociagi towarowe.
Przechodzilam obok Galerii Centrum i zrobilam sobie quiz ubraniowy. Nie jestem Orsay ani Frodo, raczej nie Morgan – już predzej Navy, Esprit, jeśli Zara – to Basics.
Niech N. już wraca, bo mnie glowa boli.