No i JAK ja mam lubic ludzi en masse?… Czy ktos będzie mi w stanie wytlumaczyc, DLACZEGO istnieje taki rodzaj ludzi, którzy w miejcach zgromadzen (kolejka do kasy, tramwaj, kita po hamburgera) KONIECZNIE MUSZA wejsc przedmowcy NA PLECY?… Czy to ich zbliza do zbawienia? O ile SZYBCIEJ tym sposobem będą przy tej kasie? No naprawde – czy ja MUSZE zaczynac tydzien, kiedy to w trzyosobowej kolejce po paczke bejkrollsow babsko przede mna MA ZAMIAR WZIĄĆ SLUB z pasztecikiem, w zwiazku z czym wybiera dwanascie minut jeden cholerny pasztecik za dwa zlote 40 groszy, natomiast babielec za mna WISI MI NA PLECACH? Odsuwam się, żeby przestal mnie atakowac aromat kulek na mole bijacy z plaszczyka i laskotac w szyje BERET nastroszony jak korona supernovej – no wiec, odsuwam się, ale GDZIE TAM! Z cichym CYK – mam panią z powrotem na plecach, mosci się z zadowoleniem i wywija beretem. Ledwo udalo mi się wyjac pieniadze z portfela, bo kiedy już bylam przy kasie, Pani Za Mną udalo się stanac w taki sposób, ze otaczala mnie ze wszystkich stron i jednoczesnie przyciskala do lady. Nie wiem JAK to zrobila – wiem tylko, ze NIEWATPLIWIE nalezala do wszechobecnego plemienia Portugalczykow.
Bo było tak: stanelismy sobie z N. w dlugachnej kolejce turystow w katedrze w Sevilli, zlaknieni obejrzenia doczesnych pozostalosci ktoregos apostola, nie Swietego Jana, bo ten spoczywa w Santiago. Jakiegos innego. Kolejka posuwala się do przodu szybcko i rownie szybko przyrastala z tylu. Co nieuniknione, wkrotce i za nami stanela grupka, w tym dwie panie, które natychmiast – nie przerywajac rozmowy – zaparkowaly na naszych lopatkach.
– Zdejmij mi te Hiszpanki z plecow! – zawarczalam do N., bo NIC mnie tak nie wkurza, jak zbyt fizyczny kontakt z ludzkoscia osobiscie mi nie znaną.
– To nie Hiszpanki – to Portugalki – powiedzial N. takim tonem, jakby to wiele wyjasnialo, po czym odwrocil się i swoim pieknym “Senioras, por favor” dyplomatycznie baby odsunąl na jakies 15 cm, choc cos tam jazgotaly.
No i teraz, kiedy ktos monotonnie dziabie mnie w nerki wozkiem w kolejce do kasy, wystarczy powiedziec “O – pan za nami z Portugalii”, żeby N., czlek dbajacy o swoje miejsce na ziemi, rozpoczal ofensywe, dzieki ktorej pan z wozkiem ma przerąbane i dopóki nie zaplacimy ostatniego grosza i nie spakujemy ostatniej bułeczki – to nie dosięgnie do pasa transmisyjnego.
Co nie zmienia faktu, ze za kazdym razem mnie to wkurza.
Tak samo, jak fakt, ze N. po raz nie wiem który jest PRZEZIĘBIONY, a ja – NIC; i on tego swojego kataru nienawidzi, a ja bym ten katar pielęgnowała, hołubiła… Opiekowala bym się, aby wyrosl na piekna, zdrowa GRYPE! Dlaczego tak mnie omijacie, zarazki?…
najbolesniej jednak odczuwa się “połozenie się” wózkiem na plecach przy kasie…..nie ma od tego ucieczki…no chyb a ze chcemy się połozyć wózkiem temu co przed nami….
a to ja juz wiem teraz ze ta pani co wczoraj przy kasie w markecie zakupy polozyla praktycznie na moich i przy okazji polozyla mi sie na plecach to Portugalka byla..
a ja taka malo swiatowa nawet błenos dijas nie powiedzialam….
Obły, śmierdzisz? ALE JAK TO? Bąka puszczasz? No powiedz coś…
To już wiem… Warszawskimi autobusami przemieszczają się głównie Portugalczycy…
Ta byla nadęta, wąsata jak Iwan Grozny iz adne subtelne podchody dyplomatyczne w stylu ZAGLADANIE GLEBOKO W OCZY nie mialy SZANSY sie powiesc…
a ja patrzam na taką pancię i ostentacyjnie biore i przesuwam torebkę do przodu mocno ją sciskając…z reguły pancia się odsuwa….
U MNIE DZIALA NASTĘPUJĄCO W KOLEJNOSCI:
– kucam przy batonikach
jesli nie pomaga to
– mrucze i spiewam i potrząsam koszykiem
jesli to nie pomaga
– trząsę policzkami i głową
jesli to nie pomaga
– SMIERDZE
TO POMAGA ZAWSZE
przepraszam: howgh!:)
To ty nas omijasz – już stałysmy na berecie gotowe do skoku, a Ty uniki i uniki!
Chcąc sie zarazic musisz pokochac ludzi kupą albo chociaz Portugalczyków.
Homgh!
Czy także pałasz niechęcią do stania w tłoku w autobusie tudzież tramwaju? Kiedy to ktoś Ci romantycznie wbija łokieć w żebro, albo ociera się całym ciałem, licząc, że nie zauważysz?
Podobno jesteśmy gatunkiem stadnym. No nie wiem, ja stada nie cierpię. Wystarcza mi moje małe, prywatne stadko. 🙂
blizsze obcowanie z roznorodnymi przedstawicielami spoleczenstwa naszego, w takich miejscach jak kolejka w sklepie, badz inne skupisko ludzi roznej masci (w tym tych z beretami) znacznie ulatwia zapadanie na takie przypadlosci jak katar, grypa, grzybica, czy jakis inny syf. ale jak panienka taka ostrozna i niedotykalska to nie bardzo ma na co liczyc…
a ja w takich przypadkach (bo tez nie lubie) to staje bokiem (zazwyczaj pomaga), jak slabo pomaga to krzyzuje rece przed soba na tak zwanej piersi (nie wiem jak ta pozycja sie nazywa bardziej naukowo), to juz naprawde prawie zawsze pomaga, szczegolnie wspomagane zlowrogimi spojrzeniami na boki, a jak nie to wkladam rece do kieszeni, lokcie na boki i mam 20 cm murowanego luzu z kazdej strony…, polecam..
Bo tego… Ja się wstydzę trochę Wielkiej Barbarelli. I noszę beret. I jestem Portugalczykiem. I co, mam się nie bać???
A próbowałaś kiedyś zatrucia? Zazwyczaj pomaga.